Magic przegrali mecz nr 2. Przegrali go wysoko. W ich grze nie było widać w ogóle walki. Dobrze podsumował to Charles Barkley w programie TNT Overtime – Magic osiągnęli swój cel wygrywając jeden mecz w Bostonie, na dzisiejszym meczu im nie zależało.
Chociaż była jedna osoba, która chciała wczoraj wysłać – trener Magic Stan van Gundy. Przez cały mecz motywował swoich zawodników, których ostatecznie pogrążył Eddie House (31 pkt w 28 minut gry, 4/4 za 3pkt).
Eddie może mieć gigantyczny wpływ na kolejny mecz, nawet gdyby nie wyszedł na parkiet. Po celnym rzucie za 3pkt uderzył łokciem w brzuch Rafer’a Alston’a – podstawowego rozgrywającego Magic, a ten oddał mu uderzeniem otwartą ręką w tył głowy. Rafer nie został usunięty z boiska (przynajmniej nie przez sędziów, van Gundy widząc co się święci dał mu odpocząć), jednak dzisiaj Stu Jackson reprezentujący NBA w tego typu spornych sytuacjach wydał decyzję o jego zawieszeniu. Czy Magic bez podstawowego rozgrywającego mogą wygrać z mistrzami ?
Szczerze wątpię. Anthony Johnson nie ma nawet cienia szansy żeby chociażby ograniczyć Rajon’a Rondo (wczoraj kolejne triple-double, pod względem ich ilości w playoffach już jest w elitarnym gronie wraz z Magic’iem Johnson’em, Oscar’em Robertson’em czy Wilt’em Chamberlain’em). Wątpię żeby van Gundy sięgnął pod Tyron’a Lue, który nawet w łatwo wygrywanych meczach nie pojawiał się na boisku.
Do czego to może doprowadzić ? Za rozgrywanie będzie odpowiedzialny Hedo Turkoglu i jeżeli Magic nie będą mieli świetnej skuteczności rzutów z półdystansu i dystansu to mogą stracić to co wypracowali w pierwszym meczu.
I tu sprowadzamy się ponownie do meczu nr 2, gdyby Magic zagrali w nim z pełnym zaangażowaniem i nawiązali walkę z Celtics, może udałoby im się wygrać drugi mecz, a wtedy czy ktoś przejmowałby się brakiem Alston’a ?