Po pierwsze :
Do grona drużyn tragicznych, których nikt nie chce oglądać dołączyli Detroit Pistons. Mimo głośnych zakupów między sezonami (zatrudnienie m.in. Villanuevy i Gordona) i niezłemu Jerebko wybranemu w drafcie Tłoki staczają się po równi pochyłej. Biorąc jeszcze pod uwagę, że nigdy to nie była drużyna specjalnie efektowna i swoje najsilniejsze punkty miała w obronie wyłania nam się obraz zespołu, którego mecze są podobnie ekscytujące jak polska piłkarska ekstraklasa…
Po drugie:
Na przeciwnym biegunie są Bucks i Thunder, które w tym roku mogą nie tylko powalczyć o playoff, ale nawet w nich trochę namieszać. Milwaukee mają zaskakującego debiutanta Jenningsa, świetnego Boguta (który imho powinien znaleźć się w drużynie gwiazd) i trio Salmons, Redd, Stackhouse – każdy z nich może zdobyć 30 pkt, po czym w kolejnych 2 spotkaniach po 2. Thunder zaś walczy już o jak najwyższą lokatę w playoff. Prowadzeni przez Duranta (gdyby zespół miał jeszcze kilka wygranych więcej, chyba musiałby być branym jako poważny kandydat do tytułu MVP) i Westbrooka gracze z Oklahomy idą jak burza w tym sezonie i już nie mogę się doczekać żeby zobaczyć ich niedzielne spotkanie z Utah Jazz.
Po trzecie:
Właśnie Jazz i Mavericks rozkręcili się na dobre. Biorąc pod uwagę kontuzje w Cleveland i nierówną grę Lakers (gdyby nie Kobe ostani tydzień byłby dla nich bardzo ciężki) to właśnie te dwa zespoły były ostatnio najlepsze w lidze. Mavs po wymianie z Wizzards (która była w sumie rozbojem, a nie wymianą) zgrali się z miejsca i w ich składzie nie widać już luk, które nie pozwalały im na walkę z zespołami z czołówki. W Jazz natomiast ze zgraniem nie było problemu, ale prawdziwa forma przyszła dopiero teraz. Co ważniejsze każdej nocy ktoś inny bierze na siebie ciężar gry – czy to Okur (27pkt, 7zb z Clippers), czy Williams (28pkt, 17ast z Bulls) czy Boozer na zmianę z Millsapem. Do tego mocna ławka sprawia, że walka o drugie miejsce na Zachodzie będzie do samego końca bardzo ciekawa.