Wczorajszy mecz Lakers z Jazz uswiadomił mi jak bardzo pewni siebie sa Ci pierwsi. Grali przeciętnie, samolubnie i na niskim procencie, a mimo tego mieli blisko 10pkt przewagę w pierwszej połowie. Potem Utah się przebudzili, a gospodarze grali wciąż tą samą niechlujną koszykówkę.
W pewnym momencie Jazz nie dość, że doprowadzili do remisu, to jeszcze wyszli na 4pkt prowadzenie. Najciekawsze jest to, że ani przez moment na twarzach liderów Lakers i Jacksona nie było widać cienia zwątpienia – ten mecz i tak wygramy. Rzeczywiście 4 kwarta to standardowy popis Bryanta i przy wsparciu Gasola (kluczowa akcja 2+1 gdy Jazz odskoczyli) spokojnie wygrali. Zbyt spokojnie. LA czuje, że gdy włączy wyższy bieg to nikt nie jest w stanie dotrzymać im kroku, a nawet jeśli przegrywają kilkoma punktami w końcówce to wystarczy im trochę wzmocnić obronę i podawać piłkę do Kobe.
Inne ciekawe wydarzenia.
Zdjęcie powyżej to nie kadr z kolejnego Matrixa. To efekt zderzenia do jakiego doszło między Kylem Korverem i Derrickiem Fisherem. Trzeba przyznać, że wygląda komicznie.
Lakers już w jednej z pierwszych akcji sprawdzili jak się ma obolała ręka Williamsa (choć to w sumie on wymusił przewinienie). Derron trochę pomarudził, wrócił na boisko i zdobył kolejnych 5pkt.
Najlepszy wskaźnik +/- w Jazz miał wczoraj Price (+7), a najgorszy Williams (-12), może pora na zmianę pierwszego rozgrywającego ;)
Hawks już w drugiej rundzie po zmiażdżeniu w meczu nr 7 Bucks. Co ciekawe mimo bardzo wysokiej przewagi niemal przez cały mecz trener Woodson wciąż trzymał na boisku graczy z podstawowego składu (Horford, Bibby i Johnson zagrali po około 40 minut). O ile obecność Horforda można było zrozumieć : 1. jest młody, 2. grał dobrze, o tyle u Bibby’ego pierwszy warunek odpada, a u Johnsona wczoraj drugi (4/14 z gry, tylko 8pkt).
Niespodzianki nie było, LBJ został wybrany MVP. Dostał 116 na 123 głosy, w których uważano go za najbardziej wartościowego gracza ligi.
mysle, iz to nie agnorancja a spokój, spokój o umiejętności, spokój o wynik, spokój mistrza.