Wielu okrzyknęło ten pojedynek jako niezwykły hit, a nawet mecz o Mistrzostwo Świata. W sumie można zrozumieć takie podejście do sprawy, bo w końcu niezbyt często spotykają się ze sobą Mistrz Europy z Mistrzem NBA. Dla mnie jednak to był tylko kolejny mecz sezonu przygotowawczego, taka mała gratka dla europejskich kibiców. Napisałbym te słowa nawet gdyby Lakers wygrali…
W stolicy Katalonii FC Barcelona okazała się dziś lepsza od Los Angeles Lakers. Mecz był bardzo wyrównany, ale ostatecznie to hiszpański zespól postawił na swoim.
Dla Lakers był to drugi mecz w ramach „NBA Europe Tour” i ten pojedynek potraktowali o wiele bardziej poważnie. W meczu z Timberwolves widać było, że grają na zupełnym luzie, bez większych chęci i sprawdzają raczej rezerwy. Dzisiaj przeciwko Barcelonie było zupełnie inaczej. Bardzo dużo minut dostały największe gwiazdy.
Od pierwszych sekund z jak najlepszej strony chciał się pokazać Pau Gasol. Dwoił się i troił przez co stał się pierwszą opcją w ataku „Jeziorowców”. Pierwszą kwartę kończył z dorobkiem 13 pkt. Dla niego ten mecz miał dodatkowy smaczek. Grał przecież w swoim rodzinnym mieście i przeciwko drużynie w której występował przed pojawieniem się w NBA. W kolejnych odsłonach meczu Gasol został jednak już trochę bardziej stłamszony i ostatecznie zakończył zawody z 25 punktami. Oprócz zdobywania punktów Hiszpan bardzo dzielnie walczył na deskach i zebrał 10 piłek. W tym elemncie miał bardzo silne wsparcie od niezwykle uniwersalnego Lamara Odoma. Reprezentant USA miał aż 18 zbiórek i rzucił przy tym 12 pkt.
Osobnym rozdziałem tego spotkania jest Kobe Bryant. „Black Mamba” w poprzednim meczu przeciwko Timberwolves spędził na parkiecie zaledwie chwile i nic ciekawego nie pokazał. Nie spodobało się to oczywiście kibicom zasiadającym na trybunach. Przeciwko Barcelonie, Kobe dostał już niemal 25 min. W jego grze widać jednak, że dawno nie grał w poważny basket i miał problemy zdrowotne. Bardzo starał się przełamać rzutowo, ale ciężko mu to szło. Pierwszy celny rzut z gry trafił dopiero w połowie III kwarty (tylko, że od razu 2+1). Łącznie na koniec meczu jego skuteczność z gry wyniosła mizerne 2/15. Zdobył jednak 15 pkt, bo z wolnych trafiał. Jeszcze chyba sporo czasu minie nim Kobe wróci do formy.
Według mnie Barcelona miała dwóch głównych ojców tego zwycięstwa. Pierwszy to Pete Mickeal. Amerykanin nieźle zaszedł za skórę ekipie LAL. Był najlepiej punktującym i zbierającym zawodnikiem „Dumy Katalonii”. Mickael zdobył 26 punktów i zebrał 13 piłek. Trafił dwie dość ważne trójki i nie mylił się z rzutów wolnych w samej końcówce. Niektórzy twierdzą, że tym występem otworzył sobie bramy do NBA. Drugim ważnym ogniwem Barcy był Juan Carlos Navarro. Grał odważnie i rzucił 25 punktów. W końcówce nie drżała mu ręka przy osobistych. Nic dziwnego, e kibice zgromadzeni na hali skandowali okrzyk „MVP, MVP, MVP!” na jego cześć. Przypomnę, że to ten sam Navarro, który w sezonie 2007/2008 notował 10.8 pkt na mecz dla Memphis Grizzlies.
W jednym elemencie Barcelona po prostu zdeklasowała rywali. Chodzi o rzuty za trzy. Katalończycy mieli w tym elemencie 12/38 (ok. 32%), a Kalifornijczycy 0/14. Przez cały mecz nie trafili żadnej trójki! Sam Kobe próbował sześciokrotnie, ale jak już wspominałem do optymalnej formy i seryjnego dziurawienia koszy przeciwników to jeszcze sporo mu brakuje.
Co nam pokazał ten mecz? Chyba tylko tyle, że Barcelona jest naprawdę mocną ekipą, a Lakers muszą się jeszcze odpowiednio zgrać i solidnie przygotowywać do zbliżającego się wielkimi krokami sezonu. Tylko mam wrażenie, że to wszyscy wiedzieliśmy jeszcze przed tym meczem…
FC Barcelona – Los Angeles Lakers 92:88 (21:24, 24:20, 23:26, 24:18)
Barcelona: Mickeal 26 (13 zb), Navarro 25, Morris 12, Vasquez 10, Lakovic 5, Perovic 4, Sada 3, Lorbek 3, Ndong 2, Grimau 2, Rubio 0
Lakers: Gasol 25 (10 zb), Bryant 15, Odom 12 (18 zb), Fisher 12, Artest 10, Blake 6, Ebanks 4, Vujacic 2, Brown 2, Barnes 0, Ratliff 0, Caracter 0
Na to wyglada . Barca gra jako zespol , a lakersi sa troche mniej zgrani ,za to maja KB