Houston niepokonane w Chinach, Kobe wraca do formy

Houston Rockets @ New Jersey Nets 95:85 (26:20, 27:22, 23:29, 19:14)

Kolejny mecz w dalekich Chinach i kolejny pojedynek Houston Rockets vs. New Jersey Nets. Tym razem było bardzo podobnie jak kilka dni wcześniej i nawet „Rakiety” wygrały taką samą ilością punktów.

Ten na którego były zwrócone oczy większości Azjatów, czyli Yao Ming, zagrał 19 min i miał 10 pkt oraz 5 zb. Chiński olbrzym chyba powoli, krok po kroku wraca do swojej dyspozycji. Momentami śmiesznie wyglądało jak o wiele niżsi rywale wręcz wisieli na jego rękach, a on spokojnie zbierał piłkę, odwracał się i zdobywał punkty. W Houston wreszcie zadebiutował Brad Miller. Osoba, która ma być głównym ubezpieczeniem w razie jakichkolwiek problemów Yao. Miller ze swojego zadania wywiązał się całkiem nieźle. Zdobył 11 punktów, zebrał 5 piłek i miał 4 asysty. Będzie przydatny w Rockets. Najlepszym zawodnikiem Houston okazał się jednak Kevin Martin. Ręka mu nie drżała i zdobył 16 punktów. Pod koniec II kwarty zdobył pięć punktów z rzędu w bardzo krótkim czasie. Najpierw trafił z półdystansu, a chwile później poprawił celną trójką. Osobiście żałuje trochę, że jedynie trzy minuty na parkiecie spędził Jordan Hill. Mam wrażenie, że on ma do zaprezentowania coś więcej niż bujną fryzurę, ale jeśli nie będzie grał to nigdy się nie dowiem czy mam racje. Znowu nie grał też mój ulubieniec, Ishmael Smith, czyżby jego czas w Houston dobiegł końca?

W Nets standardowo świetną robotę zrobił Brook Lopez (20 pkt i 9 zb). To jednak nie powinna być dla nikogo żadna niespodzianka. Na mnie w tej ekipie większe wrażenie zrobiło dwóch innych zawodników. Pierwszy to Anthony Morrow. Za czasów gry w Golden State Warriors wyskoczył jak rakieta i okazał się świetnym strzelcem. Potrafi bezlitośnie dziurawić kosze rywali. Teraz właśnie to zrobił zdobywając 19 pkt i notując skuteczność 6/9 z gry oraz 3/3 za trzy. Morrow jednak w GSW, i tak samo będzie chyba w Nets, był graczem trochę nieprzewidywalnym. Raz potrafił trafiać wszystko, a w kolejnym meczu nic mu nie siedziało. Jeśli choć częściowo ustabilizuje swoją formę to fani Nets na pewno będą bardzo szczęśliwi. Kolejnym, który zrobił na mnie spore wrażenie jest Terrence Williams. Zaczął spotkanie na ławce rezerwowych, ale gdy wszedł to wniósł wraz z sobą dużą dawkę energii. Tacy ludzie są bardzo potrzebni. Williams zdobył 16 punktów i miał 6 zbiórek.

Denver Nuggets @ Los Angeles Lakers 95:102 (28:32, 23:31, 17:22, 27:17)

 

Kolejne zwycięstwo Los Angeles Lakers. Jak widać, amerykańskie powietrze o wiele bardziej służy „Jeziorowcom” niż europejskie. Lakers raczej spokojnie kontrolowali grę przez trzy kwarty. Dopiero w ostatniej odsłonie trochę odpuścili, ale wygranej i tak nie dali sobie wyrwać.

Fanów LAL powinna cieszyć jedna wiadomość – Kobe Bryant chyba wraca do formy. „Black Mamba” rozegrał tym razem 24 minuty, ale był to naprawdę solidnie wykorzystany czas. Był najlepszym strzelcem swojego zespołu, zdobył 18 punktów (5/13 z gry), miał 8 zbiórek i 5 asyst. Z formą Bryanta chyba wszystko powoli wraca do normy. W meczu z Denver Nuggets bardzo pomogli mu Pau Gasol (12 pkt i 5 zb) oraz Lamar Odom (14 pkt, 7 as i 6 zb). Uniwersalność Odoma chyba nigdy nie przestanie mnie zachwycać. Wśród rezerwowych kolejny raz świetną zmianę dał Devin Ebanks. Młody skrzydłowy tym razem zdobył 14 punktów i zebrał 7 piłek. Przypomnę, że został wybrany dopiero z 43 numerem w ostatnim drafcie. Na chwile obecną sprawia wrażenie o wiele bardziej gotowego do gry w NBA niż spora część zawodników wybrana przed nim. Ławka Lakers ponownie okazała się mocnym punktem tej ekipy. Rezerwowi z L.A. dostarczyli 43 pkt, przy 33 ich odpowiedników z Denver.

W Nuggets nie grał Carmelo Anthony. Nieobecność gwiazdy najlepiej wykorzystał Arron Afflalo, który zdobył 20 pkt. Nieźle zagrali też Nene (13 pkt) oraz J.R. Smith (12 pkt). Z rezerwowych najdłużej na parkiecie przebywał Renaldo Balkman i dobrze wykorzystał otrzymany czas. Zanotował double-double na poziomie 11 punktów i 10 zbiórek. W tym ostatnim elemencie Denver też jednak okazało się wyraźnie słabsze. Lakers wygrali walkę na tablicach 43:31.