Jak wiadomo, tuz po zakończeniu ostatniego sezonu Kobe Bryant był zmuszony przejść operację kolana. To nie jest takie „byle co”. Kolano „Black Mamby” było tematem wielu rozmów jeszcze przed obecnymi rozgrywkami. Wiadomo było, że Kobe potrzebuje czasu, aby dojść do pełnej formy. Podczas europejskiej wizyty w ramach preseason sam twierdził, że jest gotów na jakieś 60%. Do pełnej sprawności sporo brakowało. Miał jednak czas, żeby spokojnie, krok po kroku dobijać do swojego poziomu.
W preseason wyraźnie było widać, że to nie jest ten Kobe, którego wszyscy doskonale znamy. W siedmiu meczach, w których zagrał zdobywał średnio 12.6 punktów. Jego skuteczność z gry też pozostawiała bardzo dużo do życzenia, gdyż wynosiła zaledwie 24/85. Bryanta miał jednak czas. Preseason to właśnie okres do wdrażania się w grę. Od poważnego grania jest Regular Season.
Lakers w tym sezonie regularnym rozegrali już cztery mecze i wszystkie wygrali. Jak wypadł w nich Kobe? Trzeba przyznać, że widać wyraźną poprawę. Zdobywał w tych dotychczasowych spotkaniach średnio 23.8 punktów na skuteczności ok. 47%, która chyba też rośnie z meczu na mecz. Jest naprawdę nieźle. Czy to jednak już maksimum Kobe’go? Nie! Jeszcze nie błyszczy swoim olśniewającym blaskiem, ale cały czas stopniowo dobija do pewnego poziomu. Na pewno bardzo pomaga mu fakt, że cały zespół Lakers świetnie sobie radzi. Wspaniale grają Gasol, Odom czy rezerwowi. W takiej sytuacji nie ma jakiś specjalnych wymagań czy presji wobec Bryanta. On spokojnie może robić swoje. Taki stan rzeczy może utrzymywać się nawet przez większość sezonu. „Black Mamba” może sobie wolno dreptać, żeby w pełni się uruchomić dopiero, gdy zajdzie taka konieczność.
Wygląda na to, że z kolanem Bryanta jest już naprawdę nieźle. Sam zainteresowany też ostatnio zabrał głos w tej sprawie. Wspomniałem, że jego kolano było tematem wielu rozmów, więc na pewno dostawał w związku z tym mnóstwo pytań. Niedawno trochę już zdenerwowany Kobe powiedział, że z jego kolanem jest dobrze i żeby już więcej o to nie pytać. Pozostaje uwierzyć na słowo i uszanować prośbę…
W jednej z ostatnich wypowiedzi Bryant wspomniał też o swoich planach. Są to jednak plany dość dalekie, bo „Black Mamba” patrzy dwa lata w przód. Dokładnie mówiąc to chodzi o Igrzyska Olimpijskie w Londynie 2012. Kobe kolejny raz zadeklarował chęć wzięcia udziału w tej imprezie. Oczywiście pod warunkiem, że będzie potrzebny. Myślę jednak, że taki zawodnik zawsze może sporo wnieść. W 2012 roku Bryant będzie miał już 34 lata, ale mimo to powinna znaleźć się dla niego rola w reprezentacji USA. Do tego czasu będzie zapewne robił wszystko co w jego mocy, aby być bogatszym o kolejne dwa mistrzowskie pierścienie…