Pierwszą porażkę przed własną publicznością odnieśli koszykarze Boston Celtics. Wice-mistrzów NBA pokonali osłabieni brakiem Kevina Duranta Oklahoma City Thunder.
To był pierwszy tak słaby występ Celtics (9-3) w tym sezonie. Podczas nieobecności na parkiecie lidera Thunder (8-4) Kevina Duranta, rolę dowódcy zespołu przejął mistrz świata z Turcji, a więc Russell Westbrook.
Jak się okazało, 22-letni playmaker spisał się świetnie. W całym meczu zdobył 31 punktów, notując 6 asyst. Westbrook był na tyle ważną postacią, że nie schodził z parkietu przez 3 kwarty. Obecny sezon zdaje się być najlepszym w karierze młodego rozgrywającego, ponieważ nigdy wcześniej nie notował średnio 25.8 punktów w ciągu pięciu ostatnich gier.
Mimo wszystko dobra forma Russella nie wystarczyła do gładkiego zwycięstwa nad C’s. Cały mecz wyrównany, jednak widać było, że bostończycy bardzo się męczyli. W czwartej kwarcie Green Team przegrywał w pewnym momencie 9. oczkami, a szansę na zmniejszenie straty miał Glen Davis, który nie wykorzystał trzech z czterech rzutów osobistych.
Oklahoma spisała się świetnie, szczególnie w defensywie, co podkreślił po spotkaniu sam Westbrook:
„Obrona, zbiórki, przechwyty. Dosłownie wszystko robiliśmy pod kątem bronienia i to doprowadziło nas do wygranej. Czasami po prostu nie nastawiamy się na rzucanie tylko po prostu bronimy.”
Przez tę niecną filozofię Boston Celtics mieli wielkie problemy w konstruowaniu składnych akcji. Najlepszym strzelcem był Kevin Garnett z zaledie 16. punktami. Na wyróżnienie zasłużył jednak Shaquille O’Neal, który znów imponował skutecznością (5/5 z gry, 11 pkt).
Ważne: Przed rozpoczęciem spotkania nagrodę za przełamanie granicy 20 tysięcy punktów w karierze odebrał Paul Pierce (14 pkt).
Rajon Rondo Assist Report: 7 (średnio 14.3 na mecz) + 14 pkt.
Boston Celtics | 23 | 23 | 23 | 15 | 84 |
Oklahoma City Thunder | 25 | 24 | 28 | 12 | 89 |
BOS: Garnett 14, Pierce 14, Rondo 14, S. O’Neal 11, Allen 8, West 7, Davis 6, Robinson 4, Daniels 2, Erden 2, Harangody 0
OKC: Westbrook 31, Ibaka 13, Harden 12, Mayon 9, Sefalosha 6, White 6, Ivey 6, Krstic 4, Collinson 2, Peterson 0
Innym ciekawym meczem minionej nocy była konfrontacja Miami Heat z Charlotte Bobcats. Ostatecznie, po zaciętej końcówce lepsi okazali się Beach Boys.
Mimo wszystko przegrana znów była blisko. Za blisko. Wielka Trójka zdobyła łącznie 54 punkty, a mimo to Bobcats (4-8) do ostatnich minut mieli wygraną w zasięgu.
Na nieco ponad 4 minuty przed końcem Heat (8-4) przegrywali 80:82, jednak wtem sprawy w swoje ręce postanowił wziąć LeBron James, który w całym meczu zdobył 32 punkty, a razem z Chrisem Boshem (22 pkt.) stworzył świetny duet. Niestety, formą bardzo odstawał tego wieczoru Dwyane Wade. Flash zdobył 11 pkt i trafił tylko 4/17 rzutów z gry. Widać, że pełnia formy jest jeszcze przed nim. Po stronie gości najlepiej grał tego wieczoru Stephen Jackson, który zdobył 30 punktów.
Ważne: Bosh zanotował tego dnia także 17 zbiórek, co było pod tym względem jego najlepszym osiągnięciem w tym sezonie. Ponadto trafił 8 na 8 rzutów osobistych, kontynuując serię celnych wolnych, której wynik na ten moment wynosi 19.
Miami Heat | 31 | 25 | 19 | 20 | 95 |
Charlotte Bobcats | 23 | 14 | 31 | 19 | 87 |
MIA: James 32, Bosh 22 (17 zb), Wade 11, Arroyo 8, Ilgauskas 8, Jones 7, Haslem 6, House 1, Anthony 0, Chalmers 0
CHA: Jackson 30, Mohammed 12, Livingston 10, Thomas 9, Diaw 8, Brown 7, Wallace 6, Brown 2, Carroll 0
W zasadzie nic odkrywczego nie napiszę, ale właśnie na tym polega siła nowego Miami. Nawet jak jeden z wielkiej trójki ma gorszy dzień, to są ci dwaj pozostali. W kilku spotkaniach brylował Wade, a odstawał Bosh, czy strzelecko nawet James. Teraz wyraźnie obudził się Bosh, to z kolei loty obniżył „Flash”. A będzie przecież jeszcze Mike Miller. Do „pewnego” mistrzostwa brakuje jednak solidnego centra, bo Anthony chyba nikogo nie przekonuje.