Boston Celtics (9-4) |
31 | 27 | 17 | 26 | 101 |
Toronto Raptors (5-9) |
23 | 38 | 21 | 20 | 102 |
Toronto Raptors są wyraźnie na fali. Wygrali właśnie trzeci mecz z rzędu. Pokonali nie byle kogo, bo przecież drugą drużynę ubiegłego sezonu. To był jednak zacięty bój.
Boston Celtics przystępowali do tego meczu bez kontuzjowanego Rajona Rondo i trzeba przyznać, że to była duża strata. Jego miejsce w startowej piątce zajął Nate Robinson, który bardzo dobrze sobie radził szczególnie w I kwarcie. W pierwszej odsłonie rzucił 16 punktów, a w całym meczu zgromadził ich 22. Wydawało się, że już od pierwszych minut „Celtowie” ustawią sobie rywala i będziemy oglądać mecz bez większej historii. Było jednak zupełnie inaczej.
O ile pierwsza kwarta należała do gości to w drugiej coraz śmielej do głosu dochodziło Toronto. Zaczął błyszczeć Andrea Bargnani (w meczu 29 pkt). Miło się ogląda tego zawodnika. Włoch na pewno nie jest demonem fizyczności, ale ma niezłą technikę rzutu i sieje zagrożenie z wielu pozycji. W trzeciej kwarcie również gospodarze mieli więcej do zaoferowania i mecz wpłynął pod lekką dominacje Raptors. Po trzech odsłonach prowadzili 82:75. Boston to jednak ekipa, która nie ma zamiaru poddawać się w takich sytuacjach i tak też było tym razem.
W ostatniej części meczu miałem wrażenie, że Toronto już wyraźnie odjedzie, bo przewaga sięgała 12 punktów, ale było inaczej. Celtics zdołali zniwelować całą stratę. na trochę ponad 4 min przed końcem Ray Allen (19 pkt) odpalił trójkę i mieliśmy remis. Chwile później ten zawodnik znowu powtórzył ten wyczyn i to argumenty Bostonu wyszły na wierzch. W tym momencie wszystko się zmieniło i tym razem wydawało się, że to Boston nie wypuści zwycięstwa z rąk. Po dwóch celnych wolnych Glena Davisa (12 pkt) do końca meczu pozostało 21 sekund, a „Celtowie” prowadzili trzema oczkami. Szybko udanie pod kosz wjechał jednak Sonny Weems (16 pkt). Do końca pozostawało 18 sekund, Boston prowadził jednym punktem, miał piłkę i mógł zrobić bardzo dużo. Zrobił jednak najgorszą rzecz jaką mógł. Ray Allen zgubił piłkę! Atak Toronto zakończył się tak, że Amir Johnson (17 pkt i 11 zb) został faulowany pod koszem i powędrował na linię rzutów wolnych. Na szczęście dla fanów gospodarzy wykorzystał oba wolne i to Raptors znaleźli się na +1. Rzucać na zwycięstwo próbował jeszcze Paul Pierce (19 pkt), ale piłka nie znalazła drogi między obręczą. Niespodzianka w Air Canada Centre stała się faktem.
Warto zaznaczyć, że po raz kolejny prawdziwym podkoszowym wojownikiem okazał się Reggie Evans. Ten zawodnik nie jest szczególnie finezyjnym, ale w pomalowanym zachowuje się jak barbarzyńca najeżdżający wioskę jakiś spokojnych ludzi. Przeciwko C’s miał 16 zbiórek oraz zdobył 9 punktów, co jest jego rekordem w tym sezonie.
Shaquille O’Neal (8 pkt) stawał dzisiaj czterokrotnie na linii rzutów wolnych i, o dziwo, wszystkie osobiste zamienił na punkty. To dopiero jego 18 mecz ze 100% skutecznością, gdy oddał przynajmniej trzy rzuty wolne w spotkaniu. A kariera „Shaqa” jest przecież bardzo bogata. Jeśli chodzi o ogólną liczbę meczów w których nie pomylił się przy wolnych to ten jest 32. Biorąc pod uwagę, że to już 19 sezon pana O’Neala na parkietach NBA to lepiej tego nie komentować…
Wspomniałem, że brak Rondo było dużym osłabieniem dla Celtics. Ten człowiek naprawdę jest silnikiem dla swojej drużyny. Bez niego Boston rozdał tylko 17 asyst. Z Rondo w składzie tak mała liczba jest chyba wręcz niemożliwa.
Dla Toronto był to pierwszy mecz po wymianie z New Orleans Hornets. Do Raptors dołączyli Jerryd Bayless oraz Peja Stojakovic, ale żaden z nich jeszcze nie zagrał. Z kolei odeszli David Andersen, Jarrett Jack i Marcus Banks. Pod nieobecność Jacka do pierwszej piątki wreszcie przebił się Jose Calderon (11 pkt).