Zwycięstwa Mavs, Rockets i Warriors

Oklahoma City Thunder nie zdołała we własnej hali pokonać Dallas Mavericks, które przez większość spotkanie grało w osłabieniu. Natomiast atut własnej hali wykorzystali gracze Houston Rockets i Golden State Warriors.

Dallas Mavericks (24-5) vs. Oklahoma City Thunder (21-11) 103:93 (34:29, 22:27, 23:25, 24:12)

 

Już w drugiej kwarcie plac gry musiał opuścić lider „Mavs”. Dirk Nowitzki grał tylko przez 12 minut, ale w tym czasie zdołał zdobyć 13 punktów. Gdy na placu boju zabrakło Niemca ktoś inny musiał wziąć odpowiedzialność na własne barki. Świetnie w tej roli odnaleźli się Caron Butler oraz Shawn Marion. Ten pierwszy zdobył 21 punktów, a „Matrix dołożył o jeden punkcik mniej i 9 zbiórek. Dobrze spisali się również tacy zawodnicy jak Jason Terry (13 punktów) czy DeShawn Stevenson (12 pkt). Kolejne double-double w swojej bogatej karierze zanotował Jason Kidd. Tym razem ten niezwykle doświadczony rozgrywający uzbierał po 10 punktów i asyst.

Thunder mieli szanse wygrać w tej konfrontacji. Jeszcze w ostatniej odsłonie byli na prowadzeniu. W czwartej kwarcie mieli jednak spore problemy z trafianiem do kosza rywali. Zanotowali 4/18 z gry. Ekipa Dallas skrupulatnie to wykorzystywała i miała 11/20 z gry w ostatecznej odsłonie.

W drużynie z OKC najlepszym zawodnikiem był Kevin Durant, który zdobył 28 punktów. Z pozostałych wyróżnili się James Harden (18 pkt), Russell Westbrook (15 pkt i 7 as) oraz Jeff Green (12 pkt). Na Dallas to jednak było za mało.

Washington Wizards (7-22) vs. Houston Rockets (15-15) 93:100 (29:28, 21:19, 25:21, 20:32)

 

„Rakiety” po słabiutkim początku sezonu odniosły kolejne zwycięstwo. „Czarodzieje” cały czas muszą szukać wyjazdowej wygranej. W obcych halach mają bilans 0-15. Spotkanie było dość wyrównane i różnie mogło się skończyć. Jeszcze w IV kwarcie goście byli na prowadzeniu. Rockets jednak konsekwentnie niwelowali straty, wyszli na prowadzenie i utrzymali taki stan do końcowej syreny. Houston ma bilans 7-1, gdy rzuca we własnej hali 100 lub więcej punktów.

Kto jest ojcem tego zwycięstwa? Jest kilku kandydatów. Najlepszym strzelcem „Rakiet” był Kevin Martin, który kolejny raz popisał się celnym okiem i rzucił 20 punktów oraz zebrał 7 piłek. Kolejnymi ważnymi ogniwami byli Aaron Brooks oraz Shane Battier, którzy dołożyli po 15 punktów. Brooks coraz lepiej sobie radzi po kontuzji. Nie można też ujmować tego co zrobili Luis Scola (14 pkt) i Jordan Hill (13 pkt i 7 zb). Jak widać, w Houston błysnęło wielu zawodników i to była siła tej ekipy.

Po stronie Wizards też sporo graczy błysnęło, ale nie na tyle jasno, żeby odnieść zwycięstwo. Kirk Hinrich zdobył 19 punktów, Nick Young 18, Andray Blatche 17 (i 14 zb), John Wall 13, Rashard Lewis 12 (i 9 zb) oraz Josh Howard również 12. Ciekawe kiedy Washington wreszcie wygra na wyjeździe?

Philadelphia 76ers (12-19) vs. Golden State Warriors (12-18) 95:110 (30:25, 19:30, 22:21, 24:34)

 

Philadelphia 76ers nie miała za bardzo sił, żeby nawiązać całkowicie wyrównaną walkę z Golden State Warriors. „Wojownicy” zapewnili sobie odpowiednią zaliczkę w drugiej oraz czwartej kwarcie.

Monta Ellis znany jest przede wszystkim ze świetnych występów strzeleckich. Tym razem jednak sporo podawał i zanotował 12 asyst. Spory wpływ na taką sytuację mają jego pewne problemy ze zdrowiem. Całkowicie o zdobywaniu punktów jednak nie zapomniał i rzucił swoje 22 „oczka”, co uważam za dobry wynik. Najlepszym strzelcem GSW został Dorell Wright z 28 punktami na koncie. Wspomniana dwójka miała jeszcze silne oparcie w postaciach Stephana Curry’ego (17 pkt i 8 as) oraz Davida Lee (21 pkt i 16 zb).

W 76ers dobrze spisał się Jrue Holiday, który zdobył 23 punkty i miał 11 asyst. Miło patrzeć jak ten młody chłopak czyni postępy. Inny młody zawodnik z ekipy gości, Jodie Meeks, też spisał się całkiem przyzwoicie i zanotował 19 punktów. Nieźle pod koszem radzili sobie Elton Brand (16 pkt i tyle samo zbiórek) oraz Spencer Hawes (9 pkt i 12 zb), a z ławki nieźle się wprowadził Thaddeus Young (15 pkt). To wszystko jednak nie wystarczyło. Warriors byli po prostu lepsi.