Większość moich kolegów pokusiła się o podsumowania dekady na ramach naszego bloga. Nie pozwalając Wam zapomnieć o latach 2000-2010, oraz o tym że to dopiero trzeci dzień nowego roku, postanowiłem przypomnieć najlepsze według mnie serie Playoffs ostatniej dekady. Choć do najważniejszych rozstrzygnięć jeszcze bardzo daleka droga, zapraszam na najlepsze chwile w postseason mojego autorstwa.
Western Conference Finals 2000
Los Angeles Lakers 4-3 Portland Trailblazers
Według znawców i ekspertów najlepsza rywalizacja początku XXI wieku. Trudno nie zgodzić się z takimi ocenami, aczkolwiek choć siedmio meczowa, nie była najbardziej wyrównana w ostatnim dziesięcioleciu. Blazers i Lakers to zespoły które wiecznie mają sobie coś do udowodnienia. W 2000 roku spotkały się w finale zachodu, by stoczyć walkę o wielki finał NBA. Długo budowana ekipa Lakers z Shaqiem, Bryantem i Ricem kontra Blazers w szeregach których grały takie postacie jak Pippen i Wallace, a także Sabonis i Stoudemire. Nie bez znaczenia była także obsada trenerska tej rywalizacji Phil Jackson, który nie zwykł przegrywać w PO, z drugiej strony Mike Dunleavy, młody trener który skutecznie złożył w całość ekipę z Oregonu i wygrał z nimi 59 spotkań w sezonie regularnym.
Najciekawszym meczem tej rywalizacji był ostatni, siódmy mecz tej serii, w którym to Lakers przegrywając już różnicą piętnastu punktów przed ostatnią odsłoną meczu potrafili wygrać po niesamowitej końcówce. Jednak osobiście uważam że najważniejszy był mecz numer 3, kiedy po dwóch spotkaniach w Staples, rywalizacja przy stanie 1-1 przeniosła się do Portland. Po ciężkich bojach i bloku, może faulu Bryanta na Sabonisie, wygrali gracze Lakers 93-91. Gospodarze przegrali również następne spotkanie i przy 3-1 dla Lakers, ciężko było myśleć o wygraniu serii. Co by nie mówić Portland zasługują na gromkie brawa za walkę i obronę na Shaqu, który naprawdę w latach 2000-2002 był nie do zatrzymania. Piękna seria…
Western Conference Finals 2002
Los Angeles Lakers 4-3 Sacramento Kings
Jedna z serii, która na zawsze pozostanie w mojej głowie. Nie tylko ze względu na ostatni mecz, który był największym wydarzeniem Playoffs roku 2002, ale także na to, że każde ze spotkań tej rywalizacji zakończyło się walką do ostatniej sekundy. Jedynie mecz nr.3 to pewne zwycięstwo Kings, reszta kończyła się max siedmio punktową przewagą. Serię powinni wygrać Kings prowadząc 2-1, i 3-2, niestety kochany przez wszystkich, no prawie wszystkich zespół „Królów”, uległ na własnym parkiecie w ostatnim decydującym spotkaniu po dogrywce 112-106. Co ciekawe w tamtym spotkaniu ławka Lakers w sumie zdobyła łącznie 5 punktów.
Tak jak w roku 2000 finał konferencji był praktycznie przepustką do mistrzostwa ligi, gdyż w roku 2002 naprzeciwko Lakers stanęli Nets, którzy również z Kings szans nie mieliby żadnych. Cudowna drużyna z Divacem, Predragiem, Chrisem i Bibbym, grająca piękną porywającą koszykówkę, z polotem i fantazją przegrała z myślą trenerską i siła podkoszową, a także z kontuzjami i krótką ławką. Gdyby nie rzut „Big Shot Roba” w meczu nr.4 Lakers pewnie przegraliby serię, a Kings prowadząc 3-1 nie daliby wydrzeć sobie zwycięstwa. Gdyby…
Western Conference Semifinal 2006
Dallas Mavericks 4-3 San Antonio Spurs
Dwie ekipy wykorzystujące niemoc Lakers w ostatniej dekadzie. Drużyna z Dallas budowana mozolnie wokół Dirka przez lata nie potrafiła przejść czy to Kings czy właśnie Spurs. W roku 2006 po łatwym zwycięstwie nad Memphis przystąpiła do gier ze Spurs w roli mniej uprzywilejowanej, gdyż „Ostrogi” kilka razy pokazywały drużynie Cubana miejsce w szeregu. Tym razem jednak seria ze Spurs była najgorętszą w 2006 roku. Na wschodzie bili się Heat z Pistons, jednak to zachodni półfinał był najbardziej wyrównany i najciekawszy ze wszystkich. 2 mecze zakończyły się dogrywkami, 2 różnicą jednego punktu, Mavs prowadząc 3-1 musieli rozgrywać aż siedem spotkań. Do tego wszystkiego rywalizacja Nowitzki vs Duncan dodawała rywalizacji smaczku.
Najciekawszy był według mnie mecz nr.4, kiedy to obie drużyny puściły wodze fantazji grając na 50% skuteczności z gry i zdobywając po 120 oczek. Dodatkowo z ławki miały swoich super rezerwowych w osobie Stackhousa i Ginobiliego, co dodawało kolorytu grze. Piękne koszykarskie widowisko, esencja koszykówki XXI wieku, z elementem ofensywnych fajerwerków. Spurs choć doprowadzili do remisu 3-3, nie potrafili wygrać ostatniego meczu na własnym parkiecie mimo 41 oczek Duncana i dali Mavs przepustkę do finału zachodu. Dallas po latach upokorzeń związanych ze Spurs w końcu ograli ich w PO i powędrowali dalej. Świetna seria…
Eastern Conference Finals 2004
Detroit Pistons 4-2 Indiana Pacers
Przypominam sobie także, choć nie bardzo przepadałem za wschodem, rywalizację która utknęła w mojej głowie na długo. To nie tylko po raz kolejny aż sześć meczy, ale także wielkie granie. Nie dawałem wielkich szans Pacers kiedy stanęli w szranki z ekipą Pistons. Znudzony przegranymi Nets w finałach NBA, pragnąłem zmian na wschodzie. Zafascynowany grą obronną graczy z Detroit oraz mając w głowie Pistons u schyłku lat 80’s czekałem na ich sukcesy .
Bracia Wallace’owie oraz doskonale skonstruowany zespół na miarę” Badboys”, zrobił co trzeba w ostatnich dwóch meczach i odprawili z kwitkiem Pacers. Blok Prince’a na Millerze, niezwykłe akcje obronne Bena i Rasheda, Billups wkładający ręce tam gdzie trzeba oraz charakter drużyny nie indywidualności, pozostaną najlepszym obrazkiem minionej dekady. Z drugiej strony Reggie nauczający i dający wskazówki młodym kolegom, oraz jego rzuty w pierwszym spotkaniu, to czas w którym cofałem się gdzieś w połowę lat 90-tych. O’Neal uczący się od swoich rywali obrony i wytrwałości oraz Artest, który tak bardzo chciał grać tak twardo i skutecznie jak „Tłoki”, to coś czego zapomnieć nie można. To tylko jedna z serii, która przybliżyła graczy z Detroit do jakże innego od reszty mistrzostwa ligi w ubiegłej dekadzie . Nigdy nie zapomnę bicia dzwonów w Detroit oraz widowni, chcącej wyrwać serca Millerowi i Artestowi. Do Pistons po prostu pasuje „Defense”…..
Eastern Conference Semifinals 2008
Cleveland Cavaliers 3-4 Boston Celtics
Przypominając tą serię, skupiam się głównie na Celtics i najlepszej drużynie u schyłku dekady. Niewiarygodne jak ciężko było ograć im Cavaliers w półfinale wschodu. Nie wierzyłem że po przetarciu z Hawks rundę wcześniej, C’s będą w stanie przegrać z Jamesem i jego ekipą aż trzy mecze. Byłem pewny że skończy się dużo szybciej, jednak podobnie jak z Atlantą, Bostończycy potrafili wygrywać tylko mecze u siebie. „Kawalerzyści” bliscy byli pokonania ich w ostatnim meczu serii w „TD Garden” i doprowadzenia do finału jakiego chciało większość ludzi na świecie. Ludzie woleli finał z Lebronem i Kobim, niektórzy zakochani i urodzeni w latach 80’s C’s-Lakers.
Jak się skończyło wiemy, jednak pojedynek LeBrona z Piercem w ostatnim spotkaniu serii, zapamięta większość z Nas do końca życia. Nie wystarczyła już żelazna obrona i konsekwencja w ataku na takiego kogoś jak James, musiał znaleźć się ktoś kto mógłby mu się przeciwstawić i zmęczyć w obronie. Wręcz cudownie z tej roli wywiązał się Paul, który pokazał całemu światu że Celtowie mogą na niego liczyć zawsze i wszędzie. Kiedy jego koledzy niemiłosiernie pudłowali, a kibice z niedowierzaniem patrzyli na przebieg sytuacji tylko Pierce mógł uratować Celtics przed porażką. Zrobił to i pomachał palcem swoim kolegom, gdyż wygrywanie i liczenie na wygrane przed własną publicznością mogą się bardzo źle skończyć.
10 lat, 15 serii w każdym roku daje nam aż 150 rywalizacji. Każdy z Nas ubiegłą dekadę zapamięta inaczej, dlatego też liczę na Wasze opinie i komentarze, a także propozycje. Stawiam na Waszą kreatywność…
zawsze z sentymentem wspominam mecze Lakers Blazers.żałuję,że nowy team Pippena i Smitha nie zagrał w finale.wówczas NBA mogłaby być inna.inna rywalizacja z Kings przez lata budziła dyskusje i kontrowersje co do sędziowania.
Miami-Dallas, finał Wade’a – aż dziw że tego tu nie ma
poza tym Cavs-Pistons, mecz kiedy to James zdobył chyba 27 ostatnich punktow Cavs i zabił Pistons (które nigdy już nie podniosło się do poziomu z pierwszej połowy lat 2000) w drodze do finału ze Spurs.
Cavs też się nie podniosło wyzej po sweepie.najslabszy finał ever!autor nawiązał do finałów 2006 pisząc o seriach heat pistons i mavs spurs
Jeśli „podniosło” oznacza wygranie konferencji to się zgadam, ale Detroit po batach od LBJ to już był zmierzch, a Cavs pogrywali jeszcze bardzo ostro po 2006.
Nie nalezy myśleć po tym wpisie, że Dunleavy był dobrym trenerem. To on przegrał rywalizacje z Philem Jacksonem, która to rywalizacja zadecydowała, że ten przedwczesny finał wygrali Lakers. Kiedy Blazers pudłowali 13 rzutów z rzędu, kiedy piłka tańczyła po obręczy po ich rzutach a przewaga topniała to trener nie potrafił pomóc zespołowi. Na przykład wystarczyło wprowadzić Damona, aby penetrajami rozruszał statyczna grę w tym momencie i rozciagnoł obrone Jeziorowców. Swók kunszt trenerski Dunleavy udowodnił wcześniej w Bucks, sezon pozniej kiedy rozsypał się mu zespoł po przerwie na all-star 2001 (do tego czasu pierwsze miejsce w lidze) oraz w dalszej pracy w Clippers. Z jakimkolwiek innym trenerem z tej ligi Blazers triumfowałoby bo wtedy zwyczajnie mieli jeszcze lepszy zespół kiedy Bryant nie był w pełni rozkwitu. Swoją drogą niezaprzeczalnym faktem jest, znany wszystkim kibicom kosza, że obie serie 2000 i 2002 były sędziowane ze wskazaniem na Lakers, a zwłaszcza Shaq był pod specjalną ochroną lub kloszem jak to woli. Nie wspomniałeś o tym, przy akapicie o dominacji Shaqilli. Przypominam, że Shaq mógl pozwalać sobie na wiele fauli w ofensywie, obronie i jednocześnie rywalom gwizdano na nim wielokrotnie kontrwersyjne gwizdki. O rezyserii w meczach z Kings chyba każdy widział lub powinien widzieć w specjalnym dokumencie jak się komuś nie chce oglądać raz jeszcze tych finałów. Natomiast w serii z Blazers skutecznie mógł ograniczać Shaqa Sabonis i czynił to dopóty sędziowie nie postanawiali wspomagać O’Neala jak to miało miejsce w tym spotkaniu numer 7, kiedy nie mógł sobie poradzić z Sabonisem, Blazers wysoko prowadziło, zatem raz dwa trzy wygwizdano Sabonisa. A proszę sobie spojrzeć choćby na akcje Smitha z ostatniej minuty chyba, kiedy wchodząc na kosz zostaje powalony, Bill Walton krzyczy faul, a sędziowie nic, a byłyby dwa osobiste i przewaga stopniałaby do dwóch. To tylko najaskrawszy przykład a było ich chocby tylko w tej kwarcie więcej jak nie odgwizdany faul Shawa na Pippenie kiedy ten wchodził na kosz jeszcze przy prowadzeniu. Wiemy o tym wszyscy więc nie nalżey zapominać, aby po latach nie został obraz, że to były zasłuzone tytuły gdyż tak nie było. Wiem, wiem, nowe pokolenia i tak będą myslały, że było w porządku, ani ich to grzeje, ani ziębi. Co do meczu numer 3 to racja, że gdyby to Blazers wygrali to nawet Dunleavy by nie zaszkodził. Faulu Kobego nie było, natomiast jeden z moich ulubienców Sabonis schrzanił to jak holera. Po lewej miał wolnego Scottiego, który jestem przekonany że trafiłby zwycięską trójkę gdyż sam w czwartej kwarcie punktowo dogonił Lakers. Zamiast mu podać to pchał się swoim już za cięzkim i za wolnym ciałem pod kosz, a wystarczyło podać. Arvidas w tej chwili musiał mysleć że ma te 5 lat mniej. Ogromna, niewykorzystana szansa dla Blazers aby mimo ciążacej na nich klątwie zdobyc pierwszy tytuł od 1977. To była większa szansa niz rok 1990 i 1992 kiedy to w finale trafiali na faktycznie lepsze zespoły Pistons i Bulls. Tu finał zachodu był zdecydowanie starciem dwóch najlepszych ekip i Blazers byli lepsi ale Los Angeles miało w swoich szeregach Jacksona. Żal też Pippena, który zapewne zdobyłby MVP Finałów i zrzucił z siebie definitywnie cień Jordana. Być może jeszcze bardziej żal mi Sacramento które wogóle nie zdobyło mistrzostwa w tej lidze, a zostało tak perfidnie okradzione. Stern potrzebował wykreować nowe, ładne twarze ligi – nie zapominajmy o tym!
Zapomniałem, ten artykuł to świetna robota.
@Ham – tak bo finał konferencji to nie było marzenie klubu, oczekiwania były na tytuł
@Dawid – świetny opis tego o czym wspomniał Sebastian/autor , zwłaszcza serię Portland – Lakers dobrze ująłeś – a ja sam kibicowałem Pippenowi i Blazers, stąd też uważam ,że PTB dostało wówczas niezłego psztyczka w nos od sędziów. Praktycznie jak z Kings załatwiono ich. Jakby Lakers nie dostali się do finałów to Blazers i Kings zbudowaliby inną historię NBA;)
można było wrzucić jeszcze conajmniej 5,6 naprawdę klasycznych serii, lecz wybrałem te które śledziłem z zapartym tchem, z różnych wzdlędów.
Fakt Pistons-Cavs, Dallas-Kings,Lakers-Suns, czy Rators-76-ers, to tylko kilka, które po prostu ominąłem z różnych powodów. Tak czy inaczej starałem się, by ująć moje ulubione….:)
no jasne, ponadto nieco kontrowersyjne i oto mi by też chodziło. fajne play off były Bucks vs. Sixers i pojedynki Allena z Iversonem
Świetny wpis, wspomniany team Kings z Webberem, Divacem, Stojakovicem i szalejącym Jasonem „White Chocolate’m” był jednym z ciekawszych na przestrzeni całej dekady, szkoda, że bez wielkich sukcesów. Z niewymienionych dla mnie pamiętny był pojedynek Bulls – Celtics z 2008 r.
A co z serią Celtics – Bulls z 2009 roku? Skończyło się na 4-3 dla C’s, w każdym meczu (poza ostatnim) były dogrywki, w którymś chyba nawet 3. Buzzer beatery były tam na porządku dziennym.
właśnie boston- Celtics 2009??? To było tak niedawno że zapomniałem że to w poprzedniej dekadzie. W historii wymienię pewnie nie jeden jeszcze mecz z tej i innych pamiętnych serii, posostaje Wam czekać do kwietnia i maja…
pzdr :)