Pogrom, deklasacja, różnica klas, demolka, masakra, rzeź, upokorzenie…
Cleveland Cavaliers (8-30) |
12 | 13 | 16 | 16 | 57 |
Los Angeles Lakers (28-11) |
27 | 30 | 35 | 20 | 112 |
W Staples Center grały dwie drużyny, chociaż słowo „grały” jest w tym przypadku chyba trochę na wyrost. To był mecz do jednego kosza. Cleveland Cavaliers nie potrafili w ogóle postawić się LA Lakers i skończyło się na ogromnym pogromie. Obydwa zespoły oddzieliła wręcz niewyobrażalna przepaść, która wynosi 55 punktów. „Jeziorowcom” zabrakło zaledwie dwóch punktów, żeby mieć dokładnie dwa razy więcej niż rywale.
Lakers bardzo dobrze bronili. Zatrzymali „Cavs” na skuteczności 23/77 z gry (czyli 29.9%) oraz 1/14 za trzy (7.1%). Do defensywy na wysokim poziomie dołożyli też niezłą skuteczność. Rzucali na poziomie 46/86 z gry (53.5%) oraz 10/20 za trzy (50%). To są główne przyczyny aż tak wyraźnej deklasacji.
Po stronie Lakers nie było wyraźnego zabójcy. Grała cała drużyna. Przy takiej kolosalnej różnicy swoje minuty oczywiście otrzymali również rezerwowi.
Jeśli chodzi o najskuteczniejszych zawodników to aż siedmiu zawodników LAL uzyskało dwucyfrową zdobycz punktową. Andrew Bynum i Ron Artest zdobyli po 15 punktów. Bynum dorzucił do tego jeszcze 6 zbiórek i 5 bloków. Artest miał dodatkowo 6 asyst i 5 zbiórek. Bynum takimi występami udowadnia, że forma rośnie, a kontuzja poszła w niepamięć.
Bardzo dobrze spisali się pierwszoplanowi rezerwowi LAL, czyli Shannon Brown i Lamar Odom. Obydwaj uzyskali po 13 punktów. Na koniec trzeciej kwarty przeprowadzili też zabójczą akcje. Ta część meczu dobiegała końca, Odom wznawiał spod własnego kosza, podał do Browna, który wymierzył z okolic linii środkowej i trafił równo z syreną.
Po 13 punktów zdobyli też liderzy Lakers, Kobe Bryant i Pau Gasol, którzy akurat tego wieczora nie usieli udowadniać swej wielkości. Kobe miał jeszcze 8 asyst (w tym bardzo ciekawe zagranie o tablicę do Bynuma), a Hiszpan zebrał 14 piłek.
O Cleveland ciężko coś pisać. Rzucają się w oczy takie liczby jak 1/9 Mo Williams z gry, 1/9 J.J. Hicksona czy 1/12 Samardo Samuelsa. „Kawalerzyści” byli bezradni. Coś pozytywnego zaprezentowali chyba jedynie Alonzo Gee (12 pkt oraz 8 zb) i Ramon Sessions (10 pkt).
No dobra, teraz trzeba napisać kilka słów na obronę „Cavs”. Obecnie panuje tam wielki szpital. Poza grą znajdują się Anthony Parker, Anderson Varejao, Leon Powe, Daniel Gibson czy Joey Graham. To znacznie zmniejsza pole manewru trenera i siłę rażenia całego zespołu.
Cleveland słabiutko sobie ostatnio radzi. Przegrali ostatnie 11 spotkań, a w ostatnich 22 meczach mają bilans 1-21. Są też ostatnią drużyną Konferencji Wschodniej ze słabiutkim bilansem, który wynosi 8-30. Czy coach Byron Scott jest w stanie zmienić coś na lepsze?
Przy takim wyniku nie mogło obyć się bez pewnych rekordów czy innych historycznych osiągnięć. Dla Cleveland jest to najwyższa porażka w całej historii. Z kolei Lakers jeszcze nigdy nie zatrzymali żadnych swoich rywali na tak niskiej granicy punktowej. Zwycięstwo różnicą 55 punktów jest również trzecim, najwyższym w całej historii „Jeziorowców”. To najwyższe wynosi 63 punkty i miało miejsce 15.03.1972 r. Wtedy Lakers we własnej hali rozgromili Golden State Warriors 162:99.
W Lakers z powodu kontuzji nie gra Matt Barnes. Ostatnio zawodnik przeszedł operację ścięgna, które zerwał w prawym kolanie. Wszystko przebiegło zgodnie z planem i Barnesa czeka teraz ok. 8 tygodni przerwy od koszykówki.
Scott wracaj do Hornets ! tam chociaż cos ugrasz a nie bedziesz na samym dnie..