W Los Angeles miejscowi Clippers podejmowali najgorętszy team w lidze. Choć na papierze przewaga Heat nad ekipą z Kalifornii jest widoczna gołym okiem, to tym razem boisko zweryfikowało wszystko. Clippers pokonali „Żary” 111-105.
Drużyna z Florydy przybyła do Los Angeles by potrzymać passę 13 z rzędu wygranych na wyjeździe, i wygrać po raz 22 z ostatnich 23 spotkaniach. Wydawało by się że po Świątecznym zwycięstwie nad Lakers, Staples Center nie jest groźne dla przyjezdnych. Przeciwnie. Pełna hala plus świetna gra całego zespołu Clippers oraz zaskakujący początek spotkania doprowadził ekipę Del Negro do 8 zwycięstwa w ostatnich 11 meczach.
Los Angeles Clippers (13-24) |
44 | 24 | 18 | 25 | 111 |
Miami Heat (30-10) |
26 | 32 | 20 | 27 | 105 |
Takiej pierwszej kwarty jaką zaprezentowali gospodarze nie spodziewał się jednak nikt. Trójka Davis, Griffin i Gordon zaprezentowała muszkieterom z Miami granie jakiego nikt sobie nie wyobrażał. Raz po raz dziurawili kosz gości, i po pięknej, szybkiej i skutecznej koszykówce na cztery minuty do końca pierwszej odsłony meczu prowadzili 29-19. Później czując wiatr z żagle rezerwowi grace Clippers również nie chcieli być gorsi i po celnych rzutach Aminu, Bledsoe i Foye ustalili wynik po pierwszych 12 minutach na 44-26.
Już wtedy było wiadomo że w tym meczu wydarzy się coś niezwykłego. Nie było wiadomo jednak co. Czy Lebron pójdzie śladem swoich byłych kolegów z wczoraj, czy swoim zwyczajem przejmie mecz po zmianie stron czy też kibice w Los Angeles obejrzą dziką pogoń i kilka dogrywek, ewentualnie jakiś Game Winner.
Nic takiego jednak się nie wydarzyło i choć „Żary” w drugiej kwarcie, a właściwie pod jej koniec, po rzutach Chalmersa i Jamesa przegrywali tylko 58-68, to Clippers kontrolowali przebieg spotkania. Po zmianie stron ciężko było się spodziewać że gospodarze znów rzucą 40 punktów w kwarcie, dlatego też Heat przepuścili atak na kosz Kalifornijczyków. Najcięższy moment dla Griffina i kolegów to połowa trzeciej kwarty, kiedy po Alley Oopie Jamesa i punktach Ilgauskasa, Heat przegrywali już tylko 78-75. Sześcioma punktami z rzędu odpowiedzieli Gordon i Gomes a gra Clippers wróciła na swoje tory.
W ostatniej części spotkania drobnego urazu kostki nabawił się LeBron, kiedy przy wjeździe pod kosz nastąpił na nogę Barona, i utykając do końca meczu nie był w stanie pomóc swoim kolegom w 100%. Gorąco zrobiło się także pod koszem gości, kiedy doszło do małej przepychanki między Griffinem a Chalmersa. Oboje zostali ukarani „dachami”, jednak już w następnej akcji wścieczony Blake pokazał Mario gdzie jego miejsce, wymownie spoglądając w jego stronie po potężnym wsadzie.
Na 6 minut do końca po rzucie zza łuku Chalmersa było 95-97, i znów Clippers rzucili sześć oczek z rzędu. Chwile póżniej James, choć utykał, na 2:40 przed końcowym gwizdkiem przybliżył wynik dla gości do sześciu oczek 105-99. Jednak chwile potem po rzucie Davisa, cała trójka Heat spudłowała swoje rzuty i 13-ste zwycięstwo Clippers stało się faktem.
Dzięki pierwszej kwarcie oraz kolejny już raz, grze całego zespołu, Clippers mogli poczuć smak zwycięstwa. Główna w tym zasługa Gordona 26pkt, Griffina 24pkt, 14zb i przede wszystkim Barona Davisa, który zaliczył najlepszy mecz w tym sezonie zdobywając 20 punktów i 9 asyst. W ekipie gości 84 punkty zdobyła „Wielka Trójka”, lecz tym razem nie wystarczyło to do odniesienia zwycięstwa, gdyż brakowała głównie obrony i jak zwykle ostatnio „depnięcia” w końcowych minutach meczu.
Clippers idą ostatnio jak burza a coraz lepiej grający Davis daje powoli uśmiech na twarzy Del Negro. Nic w tym dziwnego, bo po ostatnich spotkaniach nadzieje na Playoffs w ekipie gospodarzy odrzyły, a potrafiący wygrać z Bulls, Nuggets, Heat, Spurs czy Hornets gospodarze moim zdaniem dalej liczą się w grze. Pamiętacie wsad Davisa nad Kirilenką w PO roku 2007, Baron jeszcze tak potrafi!
Clippers: Gordon 26, Griffin 24 (14zb), Davsi 20 (9as), Gomes 11, Aminu 9, Diogu 7, Foye 6
Heat: Wade 31, James 27, Bosh 26 (13zb), Chalmers 12, Arroyo 4
to byl swietny mecz obu druzyn. Clippers oby tak dalej! W niedziele derby z Lakers!
Pełen szacunek dla Clippers. Zatrzymali rozpędzone Miami i trzeba przyznać, że sami są ostatnio na fali.
Griffin robi różnicę , serio. wokół niego można zbudować dobry team ,tylko żeby włodarzom Clipów się chciało?!
No to za kilka lat mamy nowych Cavaliers za czasów LeBrona