Udany rewanż Clippers nad rywalem zza miedzy

 

Ubiegłej nocy w NBA rozgrywano tylko dwa spotkania, jednak na jedno z nich czekali chyba wszyscy kibice na świecie. Derby Los Angeles już dawno nie przykuwały tyle uwagi ile w tym sezonie. Bardzo dobre, wyrównane i w końcówce nerwowe spotkanie wygrali Clippers 99-92.

Los Angeles Clippers (14-25)
27 17 24 31 99
Los Angeles Lakers (30-12)
22 23 26 21 92

Lakers to czołówka zachodu i każdy wie że są pretendentem do wygrania tegorocznych rozgrywek, Clippers natomiast mają młody, perspektywiczny i bardzo widowiskowo grający zespół, który co pokazali już kilkukrotnie jest w stanie wygrać z każdym. Blake Griffin, Eric Gordon a także coraz lepiej grający Baron Davis i młody skoczny DeAndre Jordan to ekipa którą czasem ogląda się z zapartym tchem. Lakers z Bryantem i Gasolem na czele, po ostatniej wygranej z Clippers mocno odetchnęli, bowiem jak pamiętamy wygrali w samej końcówce po rzucie Dereka Fishera. Walka o hegemonię w  Kalifornii przedstawiała się zatem bardzo emocjonująco.

Po raz kolejny gospodarzami spotkania byli gracze Clippers którzy choć rozgrywają spotkania w tej samej Staples Center co Lakers, kibiców mają zupełnie innych. „Jeziorowcy” wygrali ostatnich siedem spotkań, gospodarze natomiast potrafili wygrać z Heat, w meczu na który czekali wszyscy kibice. Tym razem jednak  było wiadomo że główne zadanie jakie coach Jackson postawi przed swoimi podkoszowymi to zatrzymanie Blake Griffina i nie pozwolenie mu na rozwinięcie skrzydeł. Griffin który zaliczył 14 z rzędu meczy ze zdobyczą 20-10, miał nadzieje na następny taki występ i zbliżenie się w tej kategorii do Karla Malone’a i Shaqa który przewodzi w tej klasyfikacji. Dodatkowo aż 26 razy z rzędu Blake zaliczał double-double, co jest naprawdę nie lada wyczynem .

Zatrzymywanie Griffina jest o tyle trudne, że zarówno Gasol jak i Bynum nie są tak mobilni jak Rookie Clipper, lecz do połowy spotkania udawało im się to znakomicie. Blake pudłował i miał kłopoty z faulami (2pkt w pierwszej połowie), a to dawało nadzieję ekipie gości na objęcie prowadzenia i stopniowe podwyższanie go. Znakomicie jednak grał Baron Davis który raz po raz dziurawił kosz Lakers, nie dając odskoczyć przeciwnikowi. Do połowy dzięki 10 punktom Davisa i 13 Gordona, drużyna Del Negro przegrywała tylko 45-44 po rzucie wolnym Bryanta, który ustalił wynik tuż przed przerwą.

Trzecia kwarta to odjazd „Jeziorowców”. Wreszcie obudził się Kobe Bryant (27 pkt, 9 zb i 5 as), który raczej przespał pierwszą część spotkania. Wydawało się, że Lakers już nie wypuszczą tego zwycięstwa z rąk. Ich rywale jednak nie składali broni. LAL może nawet poczuli się zbyt pewnie. Kobe kilka razy rzucał chyba aż za bardzo na siłę. Granie na Bryanta zmniejszyło częstotliwość dogrywania piłek bliżej kosza, co tak dobrze sprawdzało się w pierwszej odsłonie.

Na dodatek Clippers jeszcze zwiększyli swoje obroty. Cały czas szalał Eric Goron (30 pkt i 6 as). To jego buzzer na koniec III kwarty zmniejszył różnicę do zaledwie trzech punktów. Dla fanów LAC jeszcze ważniejsze było jednak to, że do gry wrócił (albo raczej się w niej pojawił) Blake Griffin. Do przerwy miał tylko 2 punkty na skuteczności 1/5 z gry, a mecz zakończył ze statystykami 18 punktów i 15 zbiórek, czyli kolejne double-double w jego karierze.

Clippers stopniowo przejmowali ten mecz aż w końcu okazało się, że Lakers już tego nie wygrają. Na sam koniec spotkania, dosłownie na kilka sekund przed końcową syreną, doszło jeszcze do przepychanek. W efekcie tego z parkietu zostali wyrzuceni Baron Davis, Blake Griffin oraz Ron Artest i Lamar Odom. Takim nieprzyjemnym akcentem zakończył się kolejny pojedynek drużyn z Los Angeles.