Zarówno fani jak i zawodnicy Utah Jazz czekają cały czas na przełamanie ich zespołu, bo ostatnio delikatnie mówiąc nie idzie im zbyt dobrze. Notują porażkę za porażką. W Staples Center też nie było miejsca na jakieś przełamania. Los Angeles Lakers bez problemu przejechali się po Jazz.
Utah Jazz (27-18) |
22 | 16 | 27 | 26 | 91 |
Los Angeles Lakers (33-13) |
37 | 29 | 27 | 27 | 120 |
Początek meczu może i był wyrównany. Na 5:40 min przed końcem I kwarty Paul Millsap zdobył dwa punkty i zrobiło się tylko 14:13 dla Los Angeles Lakers. Phil Jackson wolał nie czekać i w tym momencie poprosił o czas. To zupełnie odmieniło jego podopiecznych. „Jeziorowcy” weszli na wyższy poziom, a Utah Jazz została w dole. To zaowocowało pogromem.
Lakers byli wyraźnie lepsi w tym starciu. Już do przerwy ostro gromili rywali. Po przerwie mecz wydawał się już rozstrzygnięty i pozostało tylko go kontrolować. Momentami przewaga LAL osiągała 38 punktów. „Jeziorowcy” rzucali na bardzo dobrej skuteczności, gdyż mieli 44/71 z gry, czyli 62%. Ich rywale 36/86, co daje 41.9%.
Ogólnie mecz bez jakieś większej historii i emocji. Lakers dość szybko pokazali kto tu będzie rozdawał karty, a Jazz nawet nie przyszło do głowy, żeby za bardzo się stawiać. Dobrze, że w drugiej połowie zdarzyły się takie akcje jak cyrkowy rzut Lamara Odoma czy nietrafiony wsad Shannona Browna (9 pkt i 5 as), bo to potrafiło trochę rozbudzić kibiców.
Kobe Bryant zdobył 21 punktów w 26 minut gry oraz miał 6 asyst. Z meczu na mecz coraz bardziej się przekonuje, że ten człowiek już nic nie musi. Uaktywnia się dopiero, gdy jest potrzebny. „Black Mamba” potrzebuje jeszcze 13 punktów i Hakeem Olajuwon znajdzie się pod nim na liście historycznych strzelców. Raczej jako pewnik trzeba przyjąć, że stanie się to podczas najbliższego meczu Lakers z Sacramento Kings w piątek.
Pod koszem świetnie spisywał się duet Andrew Bynum i Pau Gasol. Hiszpan dostarczył 20 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst. Natomiast Bynum 19 punktów i 11 zbiórek. Wchodząc z ławki swoje zrobił Lamar Odom – 18 punktów, 8 zbiórek i 4 asysty.
Wśród gości najskuteczniejszym zawodnikiem był Deron Williams. Zdobył 17 punktów i rozdał 8 asyst. Nie potrafił jednak pociągnąć za sobą reszty zespołu. Coś tam próbowali jeszcze grać tacy zawodnicy jak C.J. Miles (14 pkt), Paul Millsap (11 pkt) czy Al Jefferson (10 pkt i 9 zb). To było jednak stanowczo za mało.
Lakers byli bez wątpienia zespołem lepszym. Wygrali też zbiórkę w stosunku 38:33. Na atakowanej tablicy okazali się jednak wyraźnie słabsi i to chyba jedyny mankament w ich grze. Utah zebrała te 33 piłki, ale aż 16 z nich w ataku. Z kolei Lakers na atakowanej tablicy wywalczyli zaledwie 4 piłki.
Utah Jazz ma za sobą prawdziwą czarną serie. Rozgrywali pięć spotkań na wyjeździe i we wszystkich polegli. Teraz wracają na swój teren, ale ich rywalem dzisiejszej nocy będzie San Antonio Spurs, więc łatwo nie będzie. „Ostrogi” to czołowy zespół całej ligi, a Utah na dodatek gra dzień po dniu.
Fani Jazz pewnie po cichu liczyli na przełamanie tej czarnej serii w Staples Center. Historia jednak była przeciwko nim. Utah nie radzi sobie w tym obiekcie. Od kiedy otwarto tą hale, czyli 1999 rok, to czas mają w niej bilans 3-19 przeciwko Lakers.