Najlepszy mecz w karierze rozegrał wczoraj Marcin Gortat, a jego Phoenix Suns pokonali Boston Celtics 88:71. Polak był zdecydowanie najlepszym graczem na boisku, notując 19 punktów i 17 zbiórek.
Polak wszedł na starcie z Celtics (35-11) z ławki rezerwowych i absolutnie wyczyścił strefę podkoszową, a jedynym zawodnikiem, który mógł coś w tej kwestii zaradzić był Kevin Garnett. Ciekawe jest jednak to, iż Suns (21-24) przegrali w punktach z pomalowanego 24:40, niemniej jednak okazali się o wiele lepsi i skuteczniejsi w rzutach z dystansu i półdystansu. I to mimo wielkiej nerwowości jaka wdarła się w ten mecz…
Phoenix Suns 88:71 Boston Celtics (30:16, 19:19, 26:23, 13:13)
Marcin Gortat 19 pkt. 17 zb. 1 blk. oraz Kevin Garnett 18 pkt. 9 zb. 1 przech.
Celtowie byli tego dnia wyraźnie w nie najlepszy nastroju. W całym meczu zdobyli tylko 71 pkt. co było ich najgorszym wynikiem w sezonie. Z pewnością nie pomogła 34-procentowa skuteczność rzutów. Żeby tego było mało, bostończycy spudłowali 16 spośród 18 trójek. Wszystko szło nie tak. Kendrick Perkins i Shaquille O’Neal w siedem minut złapali po dwa faule, a KG chciał stłuc Mickaela Pietrusa i Chaninga Frye’a. Nerwówka, a co za tym idzie nieskuteczność sprawiły, iż na końcu trzeciej kwarty C’s przegrywali 17. oczkami. Mimo wszystko strata została w pewnym momencie odrobiona do dziewięciu pkt. jednak wtem chęci na małe MMA nabrał Garnett, który najpierw wdał się w przepychankę z Pietrusem, a później podczas próby rzutu za 3 Frye’a sfaulował go, po czym został odesłany do szatni. Podobnie z resztą jak Doc Rivers, który pożegnał się z US Airways Center jeszcze przed przerwą.
Celtics zawiedli – jednak przy takim poziomie i napięciu z jakim przychodzi im się zmierzyć w tym sezonie, zwłaszcza tuż przed powrotem do Staples Center – myślę że jest to zrozumiałe i na pewno bardziej racjonalne niż to, iż Gortat trafił wczoraj trójkę! Mecz był także o tyle przełomowy, iż Suns nie dali rzucić przeciwnikowi więcej niz 75 pkt. w trzech spotkaniach pierwszy raz od sezonu 2002-03. Ostatni raz stało się tak w marcu 2003 roku przeciwko Philadelphii 76ers.
Po stronie Suns najlepszym strzelcem był rzecz jasna Marcin – 19, który coraz głośniej puka do bram pierwszej piątki Suns. Dobrze spisali się także Vince Carter – 17 oraz Steve Nash – 13, 10 as. Dla gości 18 oczek zdobył krnąbrny Garnett, a 14 dodał Paul Pierce. W niedzielę C’s grają z Lakersami – teraz pytanie jak ten mecz wpłynie na ponowne starcie odwiecznych rywali?
Jestem strasznie pozytywnie zaskoczony występem Gortata. Coś pięknego. Nie wierzyłem, że doczekam czasów, gdy mój rodak będzie lśnił mając naprzeciwko wielkiego Shaqa. Aż się łezka w oku kręci ;p.
Garnett kolejny raz udowodnił, że od różnych zaczepek nie stroni. To wielki charakter, któremu ciężko przełknąć nieporadność własnej drużyny. Cały Boston był rzeczywiście rozkojarzony, ale zarówno dla C’s jak i Lakers (którzy przegrali z Sacramento :/) najważniejsze jest ich niedzielne starcie i na pewno tylko ta myśl jest w ich głowach.
Ja sie ciesze ze odpuscilem sobie postawienie na Celtics w zakladach sportowych :D MG statystyki na poziomie Howarda wykrecil :)
świetnie oglądało się ten mecz, uniesione ręce Marcina po trafionej trójce… bezcenne :)
No właśnie, faktycznie sam Shaq tam kilka razy oberwał. Super sprawa i oby tak dalej, choć łatwo nie będzie (a propo mojego komentarza do wpisu powyżej).
nie ma gdzie to wpisze tu
z tą statystyką głosów zamiast czatu to jakiś żart?
choć tak naprawde to najbardziej niepotrzebna jest wtyczka „fejsbuka”
i na temat: ciekawa jest statystyka zbiórek która orlando ostro w tyle miało