Umarł król, niech żyje król. Reggie Miller co prawda ciągle ma się bardzo dobrze, jednak minionej nocy musiał ustąpić na tronie najlepszego strzelca dystansowego w historii NBA. Nowym władcą w tym królestwie został właśnie Ray Allen.
Widownia w TD Garden żyła wczoraj tylko jednym wydarzeniem, które było na tyle silne, by na dalszy plan zszedł fakt, iż w ich hali właśnie gra odwieczny wróg Celtics (38-14). W pierwszej kwarcie starcia z Lakers (37-16) wszystko kręciło się w okół podania na obwód do Raya Allena. W końcu stało się i po jednej z kontr Rajon Rondo zaliczył asystę, po której najlepszy strzelec dystansowy w historii ligi oddał swój 2 561 celny rzut zza łuku…
Boston Celtics 86:92 Los Angeles Lakers (27:20, 26:25, 15:27, 18:20)
Rajon Rondo 12 pkt. 10 as. 5 zb. oraz Pau Gasol 20 pkt. 10 zb. 4 as.
Zaczęło się od ataku na wyrównanie rekordu, który wynosił jak dotąd 2 560. Stało się to po ośmiu minutach pierwszej kwarty, kiedy to przy stanie 14:12 dla gospodarzy, Allen otrzymał podanie na obwód od Kevina Garnetta, by po chwili trafić znad rąk Dereka Fishera. Publiczność szalała jak na Super Bowl, jednak prawdziwa euforia przyszła dwie minuty później, kiedy po stracie piłki przez Rona Artesta, kontrę wyprowadził Von Wafer. Po chwili nastąpił moment, który nie wydarzy się już przez co najmniej kilkanaście lat…
Cała pierwsza kwarta była jakby poza grą. Ray-Ray ewidentnie chciał zmyć z siebie brzemię pościgu za rekordem, tak samo jak jego koledzy, którzy szukali go w prawie każdym podaniu. W końcu gdy rekordowa trójka padła, Allen dostał chwilę na świętowanie. Był uścisk od Reggiego Millera, komentującego te spotkania dla jednej z telewizji, była też mama Allen – jak zawsze w świetnej formie. Były też gratulacje od kolegów z drużyny jak i od Kobego Bryanta. Kapitalna chwila, która może nie powtórzyć się na prawdę bardzo, bardzo długo.
– It seemed like it was slow motion for me. When I got the ball and let it go, it felt so good, that once I let it go I knew it was good. It was definitely a magical moment – powiedział Ray Allen.
W drugiej kwarcie gry emocje po historycznym momencie powoli opadały, ale Lakers byli tego wieczoru bardzo czujni. W trzeciej kwarcie Bryant zaliczył 3 celne rzuty z rzędu, dzięki czemu jego zespół zanotował run 6-0. Taka sytuacja wyniosła gości na 9-punktowe prowadzenie, którego C’s nie mogli doścignąć już do końca spotkania.
Lakers wygrali te spotkanie starą, dobrą bronią, czyli grą na tablicach, wygrywając w zbiórkach 47-36 oraz w punktach z pomalowanego 50:32. Dobrze spisał się w tej materii Pau Gasol. Hiszpan zaliczył double-double na poziome 20 pkt. i 10 zb. Jedynie 3 oczka więcej zaliczył Kobe Bryant. Po stronie gospodarzy najlepszym strzelcem został Ray Allen – 20, a double-double dołożyli Kevin Garnett – 10 pkt. 11 zb. oraz Rajon Rondo – 12 pkt. 10 as.
Złe wieści: Na początku drugiej kwarty boisko opuścić musiał Nate Robinson, który doznał urazu prawego kolana przy próbie zablokowania strzału Shannona Browna. Na ten moment Celtowie mają zaledwie dziewięciu aktywnych graczy.
Dobre wieści: Ray Allen otrzymał nagrodę NBA Cares Community Assist (za styczeń) za wsparcie żołnierzy pracujących poza granicami USA oraz za pomoc lokalną.
Żyć nie umierać.
Mam nadzieję, że to zwycięstwo będzie dla Lakers swego rodzaju pozytywnym przełomem. Nic tak nie smakuje w sezonie regularnym niż pokonanie Celtics ;)
widać było ,że zagrali naprawdę serio. nie ma co tłumaczyć Celtów, grali u siebie, a Lakers udał się rewanż za mecz sprzed tygodnia. Oby forma teamu z Kalifornii rosła z każdym meczem. MeloDrama znów przycichł..
The Day of Ray! fuck yea :D
Już wiem jaki mecz będę oglądał jutro do południa :)
powiedzmy sobie szczerze, jak lakers nie wezma się w garsc to nie ma opcji zeby pokonali C’s. Spojrzcie na nieobecnych u Zielonych. A w Lakers tylko Barnes i Theo