To było jedne z najbardziej męczących widowisk jakie kibice odwiedzający US Airways Center mogli oglądać od dawna. Na ich szczęście Phoenix Suns uporali się z Utah Jazz 102:101.
W swoim drugim meczu po odejściu Jerry’ego Sloana, koszykarze Jazz (31-25) przegrali drugie spotkanie. Opanowanie szoku po odejściu legendarnego coacha Ty’owi Corbinowi z pewnością nie przyjdzie łatwo, niemniej jednak minionej nocy zawodnicy z Utah przegrali z Suns (27-26) jedynie o włos, a właściwie o trójkę Channinga Frye’a…
Phoenix Suns 102:101 Utah Jazz (29:27, 21:26, 26:20, 26:28)
Channing Frye 31 pkt. 11 zb. 1 as. oraz Al Jefferson 32 pkt. 10 zb. 2 blk.
Całe spotkanie przebiegało wg. scenariusza pt. „punkt za punkt” dlatego też jego losy ważyły się do ostatnich sekund czwartej kwarty. Na 7 minut przed końcem meczu, Słońca traciły do Jazz 7 oczek, jednak zanotowali serial punktowy 11-0. O wygranej zaważyły głównie rzuty dystansowe, których w całym starciu zawodnicy gospodarzy trafili 12-29, z czego 3 z rzędu padły w ostatniej odsłonie. Channing Frye – najlepszy strzelec po stronie Phoenix – zdobył 31 pkt. z czego aż 18 padło po jego rzutach zza łuku.
Wielkim wydarzeniem poza zwycięstwem Suns było osiągnięcie Steviego Nasha, który zaliczając 14 asyst minął Gary’ego Paytona (8 966) na liście najlepiej podających zawodników w historii NBA. Tym samym Kanadyjczyk zajmuje już siódme miejsce.
Minionej nocy Nash zdobył także 20 pkt. Marcin Gortat w ciągu 36 minut gry miał 11 pkt. i 7 zbiórek. Po stronie gości świetnie spisał się Al Jefferson, który na dobrej skuteczności rzutów z gry – 14-23 – zdobył 32 oczka, dokładając do tego 10 zbiórek. Double-double na poziomie 11 pkt. i 11 zb. zgarnął Deron Williams.
Ciekawe: Suns wygrali wszystkie 3 starcia przeciwko Jazz w tym sezonie, co stało się pierwszy raz od sezonu… 1982-83!
Gortat świetnie zachował się w samej końcówce, gdy szybko pomógł w obronie bodajże przy Millsapie. Kluczowa akcja.
Na miejscu zarządu to pozbyłbym się Williamsa, a nie Sloana. Komuś na „górze” zabrakło cojones.