Sacramento Kings po fatalnej porażce z Miami Heat dziś niespodziewanie pokonali w Amway Center Orlando Magic 111:105. Magicy przegrali pomimo świetnego występu Dwighta Howarda. Goście z Kalifornii odrobili aż 12-punktową stratę i wygrali, przełamując passę trzech porażek z rzędu.
Sacramento Kings (14-41) 111:105 Orlando Magic (36-22)
(31:25, 27:36, 21:23, 32:21)
Beno Udrih – 18 pkt, 10 ast, Jermaine Taylor – 21 pkt, 5 zb
Dwight Howard – 31 pkt, 17 zb, Hedo Turkoglu – 19 pkt, 8 ast, 4 zb
Pierwsze 6 minut pierwszej kwarty było bardzo wyrównane, po ich upływie nieznacznie wygrywali Magic (14:12), ale wtedy coś się z Magikami stało. W ciągu prawie trzech następnych minut nie zdobyli punktów. Goście natychmiast to wykorzystali i zdobyli 9 punktów z rzędu, a po tym zdarzeniu prowadzili 21:14 (na 3:39 do końca kwarty), jednak minuta i 10 sekund wystarczyły, by Magicy z siedmiopunktowej straty uczynili tylko dwupunktową (23:21, 2:29 do końca). Jednak Kings znów odjechali – zdobyli 8 punktów, na które Magicy odpowiedzieli tylko dwoma i w ten sposób goście na 1:13 do końca kwarty prowadzili już 31:23. Stratę zmniejszył jeszcze Dwight Howard, który zdobył punkty dobijającym wsadem i dzięki niemu Magicy przed rozpoczęciem drugiej odsłony mieli do odrobienia jeszcze 6 punktów (31:25).
Pierwsze minuty drugiej kwarty nie były jednak dla Magików udane – po czterech rozegranych w tej kwarcie minutach przewaga Kings osiągnęła rekordowe rozmiary. Po trafieniu Darnella Jacksona na 8:10 do końca pierwszej połowy Kings prowadzili już jedenastoma punktami (43:32). Wtedy czas wziął coach Magic, Stan van Gundy, a po powrocie na parkiet Magicy byli zupełnie inni niż przedtem. W ciągu następnych 2 minut i 20 sekund przeprowadzili run 14-3, który pozwolił im wyrównać stan spotkania i na 5:50 do końca kwarty wynik brzmiał 46:46. Następne 3 minuty i 40 sekund były jeszcze bardziej nieudane dla Kings, bowiem w tym czasie Magic zdołali wypracować sobie 9-punktową przewagę i na 2:10 do końca drugiej odsłony prowadzili już 59:50. Tę dziewięciopunktową stratę Kings w pozostałym czasie drugiej kwarty zdołali zredukować do tylko trzech punktów – po trafieniu Jermaine’a Taylora równo z syreną kończącą pierwszą połowę Kings przegrywali 58:61.
Kontynuowanie odrabiania strat przez Kings na początku drugiej połowy nie udało się. Różnica zamiast się zmniejszyć, zwiększyła się i po 6 minutach trzeciej kwarty Magic znów powiększyli przewagę do bezpieczniejszych rozmiarów – na 6:01 do końca trzeciej kwarty gospodarze prowadzili 74:66. To jednak nie był koniec powiększania przewagi przez Magików. Gracze ze stanu Floryda zdobyli jeszcze 4 punkty z rzędu, co pozwoliło im osiągnąć aż 12-punktową przewagę – największą w meczu. Wówczas, na 4:26 do końca trzeciej odsłony, koszykarze z Orlando prowadzili 78:66. Wtedy jednak Kings rozpoczęli odrabianie strat i 2 minuty i 30 sekund później przegrywali już tylko 3 oczkami. Po trafionych osobistych przez Taylora na 2:03 do końca kwarty Kings przegrywali 77:80, jednak ta trzypunktowa różnica nie utrzymała się do końca trzeciej odsłony, bowiem Jason Richardson na 10 sekund do końca zdołał trafić swój rzut, a otrzymane z niego dwa punkty pozwoliły Magikom na powiększenie przewagi do 5 punktów i taką też różnicą zakończyła się trzecia odsłona.
Po 3 minutach i 30 sekundach ostatniej odsłony prowadzenie objęli Kings. Omri Casspi trafił za trzy, a jego Królowie wynik 83:90 zmienili na 91:90 i taki wynik obowiązywał na 8:34 do końca meczu. Następne minuty były bardzo wyrównane – wynik oscylował wokół remisu i dopiero na 1:52 do końca meczu po layupie Bena Udriha przewaga Kings osiągnęła cztery punkty (104:100). Odpowiedzią Magików były dwa punkty od Jameera Nelsona i po nich gospodarze przegrywali już tylko dwoma punktami (104:102 na 1:09 do końca). W następnej akcji faul wymusił Jason Thompson, który następnie trafił dwa osobiste (106:102, 48 sek do końca). Odpowiedzieć próbował Hedo Turkoglu, jednak spudłował swój rzut za trzy. Nie spudłował zaś Luther Head i po jego trafieniu Kings prowadzili już 108:102 (na 20 sek. do końca). W następnej akcji Magikom znów się nie powiodło – tym razem za trzy niecelnie rzucał JJ Redick. Magicy szybko faulowali, padło na Bena Udriha, który trafił obydwa rzuty wolne. Rzut nadziei Turkoglu wpadł do kosza i na 7 sekund do końca Magicy przegrywali 105:110. Magic mieli jeszcze jakąś nadzieję, bowiem Howard faulował Samuela Dalemberta, a ten trafił jeden z dwóch osobistych. Jeszcze Nelson próbował trafić równo z syreną, ale nie trafił. Kings wygrali 111:105, a Magicy musieli pogodzić się z porażką, która była ich dziewiątą domową w tym sezonie.
Najlepszymi graczami Kings byli dziś Beno Udrih, który zaliczył swoje drugie double-double w tym sezonie (18 pkt, 10 ast) i Jermaine Taylor, który zdobył najwięcej punktów w swojej karierze (21 pkt, 5 zb, 9-12 FG). Kolejny raz dobre wsparcie z ławki dał Samuel Dalembert (17 pkt, 9 zb). Trzeba też wspomnieć o Jasonie Thompsonie (17 pkt, 5 ast, 4 zb), który udowodnił, że w pełni zasługuje na więcej minut (po odejściu Landry’ego), a także o Omrim Casspim (13 pkt, 8 zb). DeMarcus Cousins (9 pkt, 7 zb, 5 ast) znów nie był dziś zbyt skuteczny (2-7 FG), w przeciwieństwie do innych graczy Kings. Drużyna z Sacramento miała dziś aż 52.5% skuteczności z gry.
Magicy aż tak wysokim procentem skuteczności nie mogą się pochwalić (44.9%). Zza łuku też nie błyszczeli (8-28 3pt). Najlepszym ich graczem był oczywiście Dwight Howard (31 pkt, 17 zb, 11-12 FT). Dobre występy zaliczyli też Hedo Turkoglu (19 pkt, 8 ast, 4 zb, 7-10 FG) i Jameer Nelson (15 pkt, 5 ast), a spośród rezerwowych największy dorobek miał dziś JJ Redick. Pozostali? Byli bardzo nieskuteczni – Jason Richardson (8 pkt, 6 zb, 4 ast) spudłował 8 z 12 rzutów z gry (0-3 3pt), Gilbert Arenas (6 pkt) nie trafił 8 z 11 prób (0-4 3pt), a Ryan Anderson (9 pkt) przestrzelił 7 z 10 rzutów (1-6 3pt). Ta nieskuteczność uszłaby im na sucho, gdyby Magic spisali się lepiej w czwartej kwarcie i wygraliby ten mecz. A tak, ponoszą część winy za porażkę, która w ich przypadku nic nie zmieniła – nadal są na 4. miejscu na Wschodzie i na takim też pewnie pozostaną do końca sezonu.