Mówiło się, że bardzo ciekawy zespół Miami Heat, który powstał latem, oprócz niezwykłej „Wielkiej Trójki” ma też kilka wad. Jako jedną z nich wymieniano pozycję rozgrywającego. Dlatego postanowiono coś z tym zrobić.
Mike Bibby niedawno został wymieniony z Hawks do Washington Wizards. W nowym zespole przyodział ciekawy numer #00, a nie tradycyjny #10, gdyż ten jest zastrzeżony ze względu na postać Earla Monroe’a. Jako „Czarodziej” Bibby rozegrał dwa niezbyt udane mecze po czym wykupił swój kontrakt. Trochę grosza musiał na pewno sypnąć.
Nie musiał długo szukać nowego pracodawcy. Jego usługami bardzo zainteresowani byli Miami Heat i strony doszły do porozumienia. Żeby nowy rozgrywający mógł zasilić Heat królestwo „Wielkiej Trójki” musiał opuścić Carrlos Arroyo.
Bibby może okazać się niezwykle efektywną opcją dla Miami. To niezwykle doświadczony rozgrywający. W maju skończy 33 lata, w NBA występuje od 1998 roku (drugi numer draftu ’98), grał w czterech zespołach. Zaczynał w kanadyjskim Vancouver Grizzlies, później Sacramento Kings, następnie Atlanta Hawks, a na koniec te dwa mecze w Washington Wizards. Za swoich najlepszych lat był naprawdę niezwykłym zawodnikiem. Potrafił nieźle zaskakiwać na parkiecie. Najlepsze lata ma już jednak za sobą, ale w Heat i tak powinien się przydać. Tam ma kto czarować, a Bibby powinien wnieść niezwykle cenne doświadczenie.
Bibby najdalej w swojej karierze zaszedł do finału Konferencji Zachodniej w 2002 roku. Tam jego Sacramento przegrało 4:3 po bardzo zaciętej walce z późniejszymi mistrzami, Los Angeles Lakers. Czas cały czas płynie i Bibby niedługo będzie musiał ostatecznie opuścić parkiet. Każdy zawodnik przed tym dniem marzy, żeby mieć w swojej kolekcji choć jeden mistrzowski pierścień. Bibby’emu nie udało się w poprzednich ekipach, więc może uda się w zespole z Florydy?
Bibby pewnie wniesie sporo doświadczenia. No i w końcu w miami będzie zawodnik na pozycji rogrywającego, który będzie głównie podawał. A Bibby pokazał już nie raz, że umie to robić bardzo dobrze.
Wydaje mi się też na miejscu przypomnieć, że ten finał konferencji z LAL przegrali bardzo kontrowersyjnie. Tim Donaghy mówił nawet, że były to jedne ze spotkań na które duży wpływ mieli sędziowie. Moim zdaniem Sac mieli wtedy naprawdę sporo szanse na tytuł, bo jednak nets nie byli aż tak silni. Być może Webber Bibby i spółka zostali okradzeni z tytułu
aj, to sacramento gralo pieknie
tak jak Sacto skrzywdzono Blazers..z Lakers
Fakt, tamci Kings grali pięknie, oj pięknie. Zawsze „ciorałem” wtedy nimi w NBA, no i oczywiście kibicowałem realnie. Pamiętam tą porażkę z LA, to nawet chyba wtedy zacząłem być ich antyfanem.