Miami Heat przerwali serię pięciu porażek z rzędu w najlepszym możliwym momencie czyli przeciwko Lakers, którzy notowali wcześniej osiem wygranych pod rząd.
Los Angeles Lakers (46-20) | 26 | 27 | 17 | 18 | 88 |
Miami Heat (44-21) | 29 | 26 | 13 | 26 | 94 |
Spotkanie od początku zapowiadało się na wielkie widowisko. W American Airlines Arena spotkały się zupełnie różniące się od siebie teamy. Po jednej stronie najmłodszy trener w lidze z drugiej najbardziej utytułowany coach w historii. Heat dopiero budują swoją potęgę podczas gdy LAL powoli kończą swoją przygodę z mistrzostwem w obecnym składzie. Heat to „Big three” i prawdopodobnie kilka lat gry na najwyższym poziomie. Lakers natomiast niebawem muszą przejść gruntowną przebudowę z powodu starzejącego się składu. W końcu to „Jeziorowcy” wygrali ostatnie osiem spotkań i byli na fali wznoszącej, a Heat przegrali pięć razy z rzędu i aż 6 w ostatnich 8 meczach. Przed rozpoczęciem wiadome było jedno – nikt nikomu nie odpuści na pakiecie i walka będzie toczyła się do ostatniej kropli potu.
Mecz rozpoczął się od pojedynku Kobe Bryanta przeciwko Heat. „Black Mamba” zdobył pierwsze dziesięć punktów dla swojego zespołu. Pierwszą kwartę wygrali Heat 29-26 w czym duży udział miał rozgrywający Mario Chalmers (9 pkt., 5 zb., 0 ast., 24 min.) trafiając trzy razy za trzy. W tej części gry mogliśmy się przekonać jak ciężką przeprawę będzie miał w tym spotkaniu LeBron James z kryjącym go krótko Ronem Artestem. Trener Spoelstra wiedział, że nie ma co liczyć na przewagę pod koszami więc musiał wygonić wysokich graczy Lakers poza pomalowane. Faktycznie Pau Gasol (20 pkt., 5 zb.) grał głównie daleko od kosza, ale i tak trafiał rzuty z półdystansu. Ciężko z „trumny” było wygonić Andrew Bynuma, który jednak nijak potrafił skorzystać ze swoich centymetrów mimo, że naprzeciwko siebie miał „drewnianego” Erica Dampiera (19 min., 0 pkt., 3 zb.), a później Zydrunasa Ilgauskasa (25 min., 4 pkt., 3 zb.).
W drugiej odsłonie Heat dalej prowadzili przez większość czasu i dopiero w czwartej minucie tej kwarty po dwóch celnych rzutach osobistych Matta Barnesa (12 min., 3 pkt., 1 zb., 0-2 FG) LAL objęli prowadzenie 38-36. Jak się okazało taki stan rzeczy nie trwał długo i po trójce Mike’a Millera (16min., 12 pkt., 7 zb., 4-6 FG) to gospodarze wyszli ponownie na prowadzenie. To właśnie rezerwowy Miami dodał energii w ataku i po jego trzech dobitkach poprzedzonych ofensywnymi zbiórkami Heat zdobywali łatwe punkty. Przyjezdni wyrównali jeszcze na 51-51 kiedy świetnym minięciem po piwocie dwa punkty dunkiem zdobył Pau Gasol. Do przerwy prowadzili jednak gospodarze 55-53.
W przerwie w oczy rzucały się przede wszystkim statystyki, których nikt przed meczem się nie spodziewał. Heat zebrali aż 23 piłki przy 15 LAL, a aż 12 z nich było wywalczonych pod koszem atakowanym. Przełożyło się to na 26 punktów z pomalowanego i 15 drugiej szansy. Lakers zupełnie nie dawali sobie rady pod koszami z ustępującymi im warunkami fizycznymi Heat. Oddawali za dużo jump shotów zamiast grać 1 na 1 w pomalowanym. W ekipie gości zdecydowanie można pochwalić Rona Artesta, który nie dał pograć LeBronowi. 17 punktów zdobył Kobe, a 14 Gasol. Hiszpan do spółki z Lamarem Odomem (11 pkt., 5 zb., 4-11 FG) pozwolili na rzucenie 16 punktów Chrisowi Boshowi. Były skrzydłowy Raptors jako jedyna z gwiazd gospodarzy nie zawodził.
Trzecia kwarta to zaledwie 30 punktów zdobytych przez oba zespoły, a tylko 13 Heat. Niewidoczni byli LeBron James (19 pkt., 9 ast., 8 zb.) i Dwayne Wadero spowodowane było jeszcze twardszą obroną podopiecznych Pila Jacksona. Lakers osiągnęli najwyższe prowadzenie w meczu (68-62) w dużej mierze dzięki zwiększonej aktywności pod koszem atakowanym Andrew Bynuma (37 min., 13 pkt., 12 zb., 4-5 FG). Niepokoić fanów zespołu przyjezdnego mogła słabsza dyspozycja rzutowa Kobe Bryanta, który spudłował w tej części gry wszystkie pięć rzutów z gry.
Ostatnia odsłona to już uczta dla każdego fana NBA. Zmieniające się co chwilę prowadzenie, zacięta końcówka, niesamowite rzuty i twarda obrona. Taki mały przedsmak playoffs.
Po dwóch minutach gry w czwartej kwarcie i trafieniu za trzy Mike’a Bibby’ego (22 min., 6 pkt., 2 zb.) na tablicy pojawił się remis po 72. Zresztą jeden z 18 remisów tego dnia. Nie minęła minuta, a doświadczony rozgrywający drugi raz przymierzył celnie zza łuku (76-73). W kolejnych akcjach popisał się Lamar Odom i po akcji kiedy ponowił po swoim niecelnym rzucie goście wyszli na prowadzenie 77-76. Zmian prowadzenia zanotowaliśmy aż 16 w tym pojedynku.
Heat brakowało punktów kompletnie zagubionego Dwayne’a Wade’a. Na szczęście dla trenera Spoelstry pilnowany szczelnie LeBron James znalazł sposób jak rozwiązywać akcje swojego zespołu. Nie był on przez graczy Lakers dopuszczany pod kosz więc wychodził na high post i grał pick&rolle z Chrisem Boshem (24 pkt., 9 zb., 10-17 FG), który okazał się najpewniejszą opcją ofensywną w tym meczu. W ostatnich minutach odnalazł się Wade, który nie pozwalał dosłownie na nic Bryantowi, a w ataku nareszcie zaczął trafiać. Zdobył bardzo ważne punkty po penetracji na 82-80. Po przeciwnej stronie parkietu dwa punkty z faulem zdobył Pau Gasol (20 pkt., 5 zb.). Nie trafił jednak dodatkowego rzutu wolnego, a Wade kontynuował swoją serię i zdobył kolejne dwa oczka spod kosza.
W ekipie gości nie mógł się odnaleźć Kobe Bryant (24 pkt., 8-21 FG), któremu Wade nie zostawiał nawet centymetra wolnej przestrzeni. Na cztery minuty przed końcem stracił piłkę, a Bosh zdobył kolejne punkty dla Heat. Kolejne punkty zdobywa Wade (20 pkt., 5 zb., 5 ast., 4 prz., 9-23 FG) i Miami prowadzi 88-85 na 2:50 przed końcem regulaminowego czasu gry. Podczas posiadania Lakers piłka trafia mimo wszystko do Bryanta, który trafia wielki rzut z ósmego metra i wyrównuje po 88. W tym momencie „Jeziorowcy” mogli przejąć to spotkanie bo za chwilę Bynum zablokował Bosha i droga do dziewiątej wygranej z rzędu stała otworem. Piłka ponownie trafia w ręce KB 24, ale tym razem przy próbie minięcia D-Wade’a wypuszcza ją z rąk i dwa łatwe punkty zdobywa LeBron. Do końca zostaje 1:27 (90-88). Za chwilę mieliśmy okazję zobaczyć lidera Lakers w najgorszej z ról w jaką wciela się grając w złotej koszulce. Jego próba rzutu za trzy przez ręce podwajających go obrońców nie dolatuje nawet do obręczy. Szczęście LAL polega na tym, że w tym miejscu stoi Ron Artest (9 pkt., 9 zb., 6 ast., 3 prz. i genialna obrona) i zbiera piłkę. Zostaje mu tylko włożyć ją z góry i wyrównać stan meczu. Co jednak robi? Zachowuje się niczym Joel Anthony w najlepszej formie i w ślamazarnym tempie pudłuje rzut o deskę. Wade szybko przeprowadza piłkę na drugą stronę i zdobywa kolejne punkty po wejściu pod kosz (92-88, 46 sek. do końca).
Po następnych pięciu sekundach Bryant staje się już bohaterem tragicznym tracąc piłkę przy próbie rzutu nad King Jamesem. W drugiej połowie Kobe trafił zaledwie 2 z 11 rzutów z gry. Po chwili podobny błąd popełnia Wade, ale mecz rozstrzyga ostatecznie James trafiając dwa rzuty wolne po faulu w ataku Artesta. Heat wygrali z Lakers drugi raz w tym sezonie, ale z pozostałymi drużynami z czołówki dalej nie potrafią sobie poradzić.
Lakers: K. Bryant 24, R. Artest 9, P.Gasol 20, D. Fisher 6., A. Bynum 13 – L.Odom 11, M. Barnes 3, S. Blake 2, S Brown 0.
Heat: Ch. Bosh 24, L. James 19, E. Dampier 0, D. Wade 20, M. Chalmers 9 – J. Howard 0, Z. Ilgauskas 4, M. Bibby 6, M Miller 12, J. Anthony 0.
Fantastyczna postawa Wade’a w crunch time, to mnie tylko utwierdza w tym że to do niego powinny należeć ostatnie akcje Heat a nie do LeBrona ;]
Let’s Go C’s !!!
W końcu nastąpiło przebudzenie Millera. Bosh też został należycie wykrzystany i jego podteksty wyraźnie pomogły. Co do Lakers; to porażka na własne życzenie..życzenie Bryanta i Artesta. końcówka rozegrana w najgorszy możliwy sposób przez Kobego. Przed meczem Pat Riley dał mocno do zrozumienia ,że nie wraca na trenerski stołek. Jeden mecz wiele zmienił w mojej opinii.
juz nie ma naśmiewania się z Heat hejterki ? No co jest ? Kobe zagrał w końcówce tak jak gra zawsze więc nie wiem skąd to wielkie zdziwienie, „Mr. Clutch” pokazał clutch ehehehhe
Ale błysnąłeś kolego Gigancie. widziałeś mecz? LeBron i Wade byli świetnie kryci i nie było deja vu w stylu gwiazdkowej deklasacji Lakers. A tego się obawiałem. Obrona Lakers chodziła jak należy. Jackson na razie nie myśli się spinać na Heat, jego problemy to Mavs, Spurs i Thunder. A Miami nie jest lubiane ze względu na swoją postawę i brak chemii w zespole. Taki koszykarski Real Madryt , tyle ,że żelek Riley nie wrócił;) poza tym mają większy ból głowy bo do przejścia będą Byki i Celtowie jeśli marzą o NBA Finals. Jednak jaskółka wiosny nie czyni! Heat jak dla mnie to ciągle zespół bez szans na Mistrzostwo w sezonie i mam nadzieję ,że obejrzymy klasyk Lakers – Celtics (marzeniem byliby Bulls w finale np. z Thunder!) pozdrawiam i sugerując ,że to Kobe przegrał mecz, a nie Lakers, Jackson i ich taktyka.
Oczywiście że mecz oglądałem, defensywa na liderach Heat była dobra, ale w takim razie jak nazwiesz defensywe wykonywaną na Kobem bo piszesz że Kobe spartolił końcówke, a prawde mówiąc cała 2 połowe mówiąc kolokwialnie ssał. Ok Heat nie są rywalami Lakersów póki co, ale obaj wiemy jak ważne było to spotkanie dla obu ekip. Gasol niestety pokazał znów swój soft game, co obrazuje chociazby ilość zbiórek w tym meczu i gra Bosha. Krytykujesz gwiazdorski model drużyny a’la Real Madryt, dlaczego do tej pory nie zobaczyłem żadnego hejtu na Knicksów ? Przeciez to tez gwiazdorska drużyna, a w następnym sezonie będzie jeszcze bardziej, ale nie przeciez je*ać Heat i samozwańczego Króla, rozumiem że wpisy na blogu nie musza byc obiektywne ale ta cała nagonka na Heat to już gruba przesada.
Obiecuje ze jezeli Amar’e albo Carmelo po porazce Knicks sie rozplacze to bede pierwszym ktory to wrzuci :) Podobnie z Rosem, Garnettem, Duncanem, Bryantem i innymi – nie jestem haterem, sytuacja gdy liczy sie mistrzowskie tytuly bez minuty na parkiecie, a potem placze ze to wina mediow, urazow, niskiego biorytmu i PO ze przegrywaja jest dla mnie smieszna.
A skąd wież że Wade czy LBJ się popłakali ? Byłes w ich szatni ? Z tego co wiem to Spolestra powiedział że niektórzy jego koszykarze płakali, nie wskazał którzy to byli więc jak możesz pisać ze nie jestes hejterem jak z góry wiesz że Wade z Jamesem ryczeli ?
wież -> *wiesz
Polecam spojrzeć na to jak po wczorajszym meczu zachował się KB 24. Nie rozpamiętywał w szatni tylko poszedł porzucać do hali godzinę po meczu. Jak dla mnie wzór profesjonalizmu.
co znaczy kolokwialnie ssał (dla mnie jedna trójka więcej lub starta mniej i zostaje bohaterem, to hest sport i równa walka). spotkanie było ważne pod dwoma aspektami jeśli śledzisz grę obu ekip równie uwaznie. Jackson od tygodnia pracował w mediach nad zatrzymaniem liderów tj Wade’a i Jamesa (udało im się!)
Mega ważne to druga rzecz dla Miami. Skończyć ze złą passą i udało im się brawo! dla mnie byli faworytem ze względu na swój parkiet 51-49%. Jednak byłem za Lakers bo nie jestem fanem Heat, nigdy nie byłem ,a może będę jak zmienią podejście i trenera na Riley’a (którego bardzo cenię).
Cenię też Jacksona i jego ludzi, którzy wiele osiągnęli, stąd moja sympatia do Gasola, Odoma czy Browna.
Gwiazdki nie było. Lakersi się nie osmieszyli grając na wyjeździe i prowadząc przez ładną częśc gry.
Gasol nie pokazał soft game, ale był świetnie kryty i umiejętnie wypychany na obwód, a to jest różnica. Heat zaczęłi bronić z zębem! jednak 20 oczek nie jest czymś po czym Pau może płakać..
Na pewno też z powodu tej porażki Lakers nie będą płakać.
teraz pointa: trochę się galopujesz , sam się spinając i robiąć widły z igły.. takie teksty – bo śledzę ich wpisy – usłyszeli też koledzy z ZP-1. ten sam styl i ten sam ton w kontekście płaczu Miami i tekstu Przemka K. Jeden wpis mój o Heat pod presją czasu i żelazne fakty to jedno. a karykatury Boba to drugie w cyklu NBA Fun (fun znaczy zabawa i dobry humor, a takie teksty traktujmy z przymrużeniem oka tak jak wrzutę dnia czy wpisy Plepasa)
Moja Pointa: Heat jeszcze nic nie wygrali, a Knicks polują na gwiazdy bo chcą być również najlepsi, to jest NBA i cały ich marketing. Przyszła pora na budowanie wielkich trójek czy czwórek. To też widzą włodarze ligi i będziemy mieć w tym związku lock out. więc cieszmy się sezonem, grą , bo za pare miesięcy możemy tylko odkurzać stare wpisy.
Na każdą ekipę przyjdzie czas w naszej sezonowej ocenie i odniesienmy się do zakładki przedsezonowe zapowiedzi (tam pisałem o Heat we wrześniu więc luknij może?)
Nie jestesmy haterami Heat. Każdy ma swoją ulubioną ekipę o której pisze i dla przykładu ja nie lubię napinki w stylu Heat są najlepsi, a taką sytuację swoim przejściem wywołał LeBron James i cała korporacja pod nazwą Heat. Przy wielkich pieniądzach i ogromnych nakładach inny wynik jak sukces czy mistrzostwo określane jest miarem porażki..Tak dla przykładu będzie w Realu Madryt drugi sezon z rzedu jeśli nie wygrają La Liga czy C.L. kasa jest, nazwiska też i nawet trener z najwyższej półki. Peace!!
Liderów Heat udało się zatrzymać połowicznie, bo crunchtime w wykonaniu Wade’a był epicki więc co z tego ze przez 95% czasu dobrze bronili jak w kluczowych momentach dali rzucic 6 pkt z ręki Dwyane’a, jak sam to ująłęś to jest sport, czyli jeden rzut w tą czy w tą decyduje o losach meczu, tu zadecydowały akcje Wade’a i cała obrona Lakers na nic sie zdała można powiedzieć. Ja akurat lubie Heat bo od dawna Wade nalezy do moich ulubionych zawodników, LBJ moze i dla wielu być bufonem ale czy Kobe nim nie był/jest ? Jest równie pewny siebie i arogancki, ale wciąż pozostaje bożyszczem ludzi bo ma 5 pierścieni za co należy mu się szacunek, proszę tylko nie zapominać że sam sobie ich nie wywalczył. Akurat jeśli chodzi o Real Madryt to jest to moja ulubiona piłkarska drużyna, i nie jestem jakimś pieprzonym sezonowcem (via 75% kibiców Barcelony) tylko kibicuje tej drużynie od dobrych 12 lat kiedy jeszcze nie mieli galaktycznych zapędów w stylu kupowania 5 gwiazd na raz. Jestem dumny z tego że Real Madryt doszedł do momentu kiedy jest najbogatszym klubem na świecie nie dzięki pieniądzom szejków czy oligarchów i może pozwolić sobie na wydanie 100 mln euro na zawodnika lub dac 10 baniek euro trenerowi dzięki dobremu zarządzaniu klubem. To samo jest z Heat, udało im się dokonać czegoś co nikomu jeszcze się nie udało, podobnie jak w Realu, wszystko potrzebuje czasu, drużyna jest budowana, widać ze niektórzy zawodnicy nie do końca pasują do koncepcji, w lecie delikatna wymiana, może dwie i Heat mogą byc na poziomie 70-12 w następnym sezonie.
A widzisz, mamy jakąś wspólną ekipę. ja jestem fanem Realu od zawsze. pamiętam jeszcze mecze Realu z Górnikiem Zabrze, a ekspolozja mojego kibicowania tej ekipie to od pierwszych czasów Fabio Capello; graczy porkoju Sukera i Mijatovića, a także talentu Raula (bardzo mi imponował; obok niego R.Carlos i Seedorf). W międzyczasie jednak potrafię spojrzeć realnie na to co się u nich dzieje – przez oddanie Raula, pozbycie się dużo wcześniej Carlosa czy Hierro – przekepstwem w wyborach prezesa klubu i nie uzasadnionym zwolnieniem trenera Pellegriniego (który robił dobrą robotę i miał swoją wizję). Patrzę też na ich grę w kontekście Barcelony, która wychodzi z małego kryzysu i śmiem twiredzić, że nie wykorzystali swojej szansy w La Liga..może lepiej pójdzie Wade’owi i LBJ’owi przy równie wielkiej kasie. Ja będę twardo obstawał – nie z tym trenerem, nie bez zadaniowców i nie w tym sezonie, jeszcze. Powtórzę się; widzę Heat w finale NBA – ale za rok. Mogą być nową dynastią, tylko ten lock out..
Gigantozaur. Ale ja nigdzie nie napisalem ze zrobil to ktorys z liderow Heat. Na spokojnie przeczytaj moja wypowiedz :) High five!
przeczytałem, napisałeś ze S-Jax skupił się na powstrzymaniu liderów Heat, w nawiasie napisałeś ze udało im się, na co ja odpowiedziałem że połowicznie tylko bo końcówki nie udało im się wybronic co doprowadziło do porażki Lakers
Woy9 no ja dokładnie od czasów Sukera i Mijatovica zacząłem kibicować Realowi, co prawda pierwszy raz zobaczylem tą drużynę w sezonie 97/98 w półfinale LM i wtedy się zakochałem, poźniejszy finał z Juve utwierdził mnie w przekonaniu że Real jest tą druzyną z którą bede na dobre i na złe, moze to lamerskie troche że zacząłem kibicować im kiedy akurat wygrywali LM ale trzeba pamiętac że miałem wtedy jakies 8 czy 9 lat i po prostu się zajarałem, jaram sie do tej pory, na dobre i na złe i tocze wieczne wojny z kolegami bo jestem chyba jednym kibicem Realu wśród moich rówieśników. Sory za offtopa
Temat zboczył na futbolowy temat więc i ja się wtrącę.ja również od lat kibicuję „Królewskim”, a ostatniej mody na FCB nie rozumiem. Co do wczorajszego meczu i pojedynków Heat-LAL stawiam, że taki mecz w PO wygraliby Lakers. Wydaje mi się mimo wszystko, że Gasol mógł zagrać nieco twardziej i powalczyć na desce szczególnie przy takim gigancie jak Dampier. Bosh również nie jest mistrzem walki na tablicach, a „Jeziorowcy” polegli walkę o zbiórki co jest niedopuszczalne przy takiej sile podkoszowej. LAL wygrywali już mecze kiedy Kobe był tak dobrze kryty, ale wtedy muszą zadziałać wysocy gracze. Zabrakło też trochę punktów z ławki.
@Gigantozaur – „Kobe zagrał w końcówce tak jak gra zawsze więc nie wiem skąd to wielkie zdziwienie, „Mr. Clutch” pokazał clutch ehehehhe” sugerujesz, że Kobe zawsze zawala końcówki?
PS. Tak się składa, że ja również jestem za Realem i zacząłem im kibicować dokładnie w tych samych latach co Gigantozaur ;). HALA MADRID!
no to nadszedł czas na zakładkę i podstronę o Realu Madryt, w w dodatku osobny temat na forum TŁUSTYM DRUKIEM;-) HALA MADRID!!
Panowie bo zaraz bedziemy mieli natarcie wscieklych fanow FCB! Jedyne zelki jakie trawie to te w paczkach haribo! ;)
Ano właśnie Bob, wywołałeś… Poza Mac’iem i tak nikt stąd nie piszę u mnie… więc ciągłą dbałość o obiektywizm schowam chwilowo do kieszeni (tak poniekąd w nawiązaniu do pewnych zarzutów Gigantozaura… ale ja już odpuściłem po kilku tekstach w moją stronę jeszcze w czasie wakacji, za bardzo się szanuję na takie „zabawy” i każdemu to polecam).
Mało trafne z tym Realem, bo gdzie grają obecnie największe gwiazdy widać choćby po ostatniej trójce nominowanych do nagrody „Złota Piłka FIFA”. Do tego mistrzowie świata z Hiszpanią – Villa, Puyol, Pique, Pedro i Busquets.
Kogo ma Real poza C. Ronaldo… żaden dream team, po prostu bardzo solidna drużyna. W ostatnim Gran Derbi (0-5) nawet piłki nie mogli powąchać. Za czasów Figo, Zidane’a, Ronaldo, czy R. Carlosa było odwrotnie.
Pamiętam to lato, było ostro Mariusz;) Ale właśnie gdzieś nam umknął Flapjack (obecny na forum) , może wyłowimy ten legendarny artykuł? wraz z komentrarzami! co myślisz??
Flapjack był w mojej drużynie jak pamiętam… A oberwałem z innej strony… ale zostawmy to już, nieważne.
Ja patrzalem opinie i wiele pasuje do dzis.luz i peace
Myślę że na koniec sezonu, jak już ktoś zdobędzie tytuł (mam nadzieje że MIAMI) to ktoś na pewno będzie mógł powiedzieć : a nie mówiłem :-)
Cóż ja rozumiem że Boston, LA może SAS mają coś czego nie ma MIAMI -zgranie, jakiś tam team spirit, nieco lepszych trenerów i może coś jeszcze – ale czy uważacie że jest totalnie nie możliwe żeby zdobyli mistrzostwo, że nie ma takich szans, że to była by taka niespodzianka jak mistrzostwo zdobyli by no powiedzmy PHOENIX albo PHILA? Bo tak logiczne jest że na przyszły sezon będą mieli większe szanse ale i teraz je maja.
A temat Realu już był :-) ja też im kibicuje od dawna – ale najlepszy jest komentarz BOBA:
„Panowie bo zaraz bedziemy mieli natarcie wscieklych fanow FCB! Jedyne zelki jakie trawie to te w paczkach haribo! ;)”
Jak czasem przeglądam fora o piłce i czytam o Realu i Barcelonie i komentarze fanów to po prostu można się nieźle pośmiać. Tyle tyko że teraz jest rzeczywiście sezonowa moda na Barcelonę – więc większość komentów na forach jest na ich korzyść – widzę pewne małe podobieństwo do sytuacji MIAMI :-)
Barcelona ma teraz swój czas, a ja pamietam jak niejaki Oscar Roberto Bonnano strzelał sobie gole z przewrotki, jak Barcelona była blisko strefy spatkowej wtedy było mi śmieszniej, a teraz nabijają się z realu – hmmm
jak to mówi mój młodszy brat:
„ciężko jest być w dzisiejszych czasach fanem realu, ty przynajmniej oglądałeś Zidana, Figo, Rula i ich cudowne granie a ja?”
Cóż jego koledzy fani Barcelony po Gran Derbi witają się z nim tekstem:
„przybij piątkę” :-)
to „przybij piątkę” Flappjack… To nie jest sezonowa moda na Barcelonę, czy Real, ale ciągle zmieniająca się moda na wielkich piłkarzy. Trudno dziwić się młodym, że chcą się wzorować na najlepszych, a ci grają aktualnie w Barcelonie.
Jak już jesteśmy prze Realu to powiem jeszcze, że strasznie przeżyłem odejście Raula… to był dla mnie cios… po tym wydarzeniu nic już nie było takie samo w Madrycie…
Tak widać,że ciągle udaje mu się grać na wysokim poziomie, z Schalke jest już w następnej rundzie, a Real miał kłopot z napastnikami.