Seria ośmiu kolejnych zwycięstw Chicago Bulls odeszła w niepamięć. Mimo kapitalnego występu Derricka Rose’a (42 punkty) Byki poległy na wyjeździe z Indianą Pacers. Do rozstrzygnięcia pojedynku potrzebna była dogrywka, a bohaterem gospodarzy okazał się będący ostatnio w świetnej dyspozycji Tyler Hansbrough, autor 29 punktów i 12 zbiórek.
Hansbrough zaliczył 6.mecz z rzędu ze zdobyczą co najmniej 20 oczek. Ponadto jego team wygrał 3.mecz w serii od wygranej dwu meczowej batalii z N.Y.Knicks.
Jeszcze w czwartej kwarcie Bulls byli na fali, a sam Rose zdobył w tej części 19 punktów. Podopieczni Toma Thibodeau odrobili 16-punktowy deficyt, lecz nie potrafili przechylić szali na swoją korzyść.
W dogrywce ważną trójkę trafił Danny Granger, który po meczu cieszył się z wygranej oraz podziwiał Rose’a.
– Cały sezon ich ciągnie do przodu, dałbym mu głos na MVP. Wydaje mi się, że jest najbardziej dominującym zawodnikiem, przeciwko któremu rywalizowaliśmy w tym sezonie – przyznał lider Indiany.
– Musimy lepiej grać, bo to był krok w tył. Na parkiet musimy wychodzić gotowi do gry – irytował się szkoleniowiec zespołu z Wietrznego Miasta. Mimo porażki, Chicago z bilansem 49-19 nadal zajmuje 1. miejsce na Wschodzie.
Na pocieszenie Bykom został fakt, iż ich najgroźniejszy rywal o pozycję numer 1 na Wschodzie tj. Celtics, przegrali w Houston 77:93.
Indiana Pacers – Chicago Bulls 115:108 po dogrywce
Najlepsi strzelcy: T. Hansbrough 29 (12 zb), D. Granger 19, D. Collison 17 oraz D. Rose 42, L. Deng 21 (10 zb), J. Noah 17
Info za: SportoweFakty.pl
Wielki mecz Derricka. Nie pamiętam ile zdobył punktów w 4Q, ale bylo to około 20. Kompletnie zdominował grę i przy stanie 99-102 zostal sfaulowany przy rzucie za 3. W dogrywce zaczęli go kryć podwójnie. Hansbrough, który grał rewelacyjnie i Granger wypadli za późno.
Ogólnie rozczarowujący mecz Bulls przyćmiony przez popisy Rose’a i Hansbrough’a. Na pochwałę zasłużył jedynie Gibson. W dogrywce Bulls seryjnie marnowali trójki nawet czyste stąd przerażające 6-27 z linii 3 punktów. Mimo wszystko warto było oglądać choćby dla tego co robił Rose.
Oglądałem pierwsze 2 kwarty i czwartą – zupełnie inny mecz.
Generalnie spodziewałem się czegoś podobnego z tym że myślałem że byki ich nie dogonią. Rose zamiast podawać rzucał więc nic dziwnego że zdobył parę punktów więcej. Generalnie dobry mecz w jego wykonaniu.Nie pękł przy ostatnich osobistych i to się ceni.
Przy takiej chęci rzucania Rosa nic innego jak tylko sprowadzić do Chicago rozgrywającego, np. Feltona, który będzie do wymiany pewnie po sezonie. Rose byłby takim rzucającym obrońcą a’la Ellis :) Tak se to wymysliłem…:D