Toronto Raptors (20-49) |
25 | 23 | 28 | 19 | 95 |
Oklahoma City Thunder (45-24) |
22 | 22 | 22 | 27 | 93 |
Kto by się tego spodziewał. Oklahoma City Thunder wręcz przebiegała po ostatnich rywalach. Przebijała się przez każdy mur. Nadszedł jednak czas na ich pogromcę. Dokonał tego niepozorny przeciwnik i to w hali „Oklahoma City Arena”. Ekipa Toronto Raptors, delikatnie mówiąc, do potęg ligi nie należy. Tymczasem potrafiła rozprawić się z rozpędzonymi Thunder. To była pierwsza, historyczna wygrana tego kanadyjskiego zespołu w Oklahomie.
Dlaczego doszło do takiego zaskakującego rozstrzygnięcia? Kevin Durant po spotkaniu stwierdził, że defensywa Thunder była dobra, ale problem związany był ze słabą celnością w ważnych momentach. Ja się zastanawiam czy czasami „Grzmoty” nie myślały, że ten mecz sam się wygra…
Przez pierwsze trzy kwarty to Toronto było stroną dominującą. Dlatego też w ostatniej odsłonie gospodarze musieli gonić. Ta cała pogoń częściowo się udała, gdyż wyszli nawet na prowadzenie. Przewaga była jeszcze po ich stronie na 1:31 min przed końcową syreną. Po celnym rzucie wolnym Duranta prowadzili 93:90. Przez niemal minutę (bez kilku sekund) żaden z zespołów nie mógł zdobyć punktów. Przełamał to Leandro Barbosa. Obrońcy zostali na zasłonach, Brazylijczyk miał czas oraz miejsce, więc oddał celny rzut z dystansu doprowadzając do remisu 93:93. Barbosa przez cały mecz spisywał się bardzo dobrze zdobywając 19 punktów z ławki. W następnej akcji ciężar na swoje barki wziął Russell Westbrook, ale nie trafił i to Raptors mieli decydującą akcję. Obrońcy gospodarzy, nauczeni doświadczeniem sprzed kilkudziesięciu sekund, skupili się na Barbosie i podwoili tego zawodnika. Brazylijczyk sprytnie oddał jednak pod sam kosz do Amira Johnsona, który zdobył dwa punkty nad bezradnym Kevinem Durantem. Johnson ugrał w tym meczu 5 punktów oraz 6 zbiórek, ale najważniejsze, że oddał rzut na miarę zwycięstwa. Thunder mieli jeszcze 1.4 sekundy, ale „Durantula” nie trafił nawet w obręcz.
Kevin Durant zdobył w tym spotkaniu 20 punktów i miał jeszcze 5 zbiórek, ale w ostatniej minucie spudłował dwa kluczowe rzuty. W ogóle nie grzeszył skutecznością, która wynosiła 6/21 z gry. Podobnie zresztą Russell Westbrook. Zdobył 22 punkty, a do tego miał 6 zbiórek, ale zawiódł w kluczowym momencie. Większych pretensji nie można mieć natomiast do Jamesa Hardena. Brodacz ukryty na ławce rezerwowych Thunder znowu wszedł do gry z dużym bagażem energii. To prawdziwy dżoker w talii kart trenera Scotta Brooksa. Zaczyna jako rezerwowy, aby wejść do gry i zrobić swoje. Już od dłuższego czasu utrzymuje wysoką formę. Przeciwko Toronto zdobył 23 punkty.
Bardzo dobre zawody rozegrał również Andrea Bargnani. Zdobył 23 punkty oraz miał 5 zbiórek. Trafił kilka naprawdę ciężkich rzutów. Przyznam szczerze, że lubię obserwować Włocha na parkiecie. Tylko bardzo ciężko przychodzi mi nazwanie go centrem ;). Po stronie Raptors swoje też zrobili James Johnson (12 pkt i 6 zb) oraz DeMar DeRozan (16 pkt i 8 zb).
Wśród rezerwowych drużyny przyjezdnej błyszczał nie tylko Barbosa, ale sporo dobre wniósł również Reggie Evans. Uzyskał 13 punktów i 9 zbiórek. To dla mnie prawdziwy wojownik tablicy. Artysta zbiórek, a przy tym barbarzyńca strefy podkoszowej. Cieszę się, że ma już kontuzję za sobą i teraz tylko pozostaje czekać jak ustabilizuje swoją formę.
Będzie ciężko, ale LeBron może jeszcze złapać Duranta jako najlepszego strzelca. Analogicznie przy MVP złapać Rose’a. Czekam już na play-off, ale Miami zapowiadają piorunującą końcówkę sezonu.