Bulls umacniają się na prowadzeniu

Chicago Bulls po wygranej 99-96 nad Memphis Grizzlies prowadzą już zdecydowanie na Wschodzie.


Memphis Grizzlies (40-33) 22 24 27 23 96
Chicago Bulls (52-19) 21 28 25 25 99

Bulls zmierzają dość pewnie po zwycięstwo na Wschodzie, a Derrick Rose (24 pkt., 7 ast., 7 zb., 6-22 FG) po nagrodę MVP sezonu regularnego. Uczciwie muszę przyznać, że to nie był genialny mecz w wykonaniu lidera „Byków”, ale kolejny raz udowodnił jak dojrzewa z każdym spotkaniem w lidze. Przy stanie 95-93 dla Bulls piłka trafiła oczywiście w ręce Rose’a, który po indywidualnej akcji zdobył dwa punkty spod kosza kończąc ten mecz. Co prawda „trójkę” trafił jeszcze O.J. Mayo (9 pkt., 3-10 FG) po czym faulowany D-Rose spudłował jeden z rzutów wolnych i niespodziewanie Grizzlies w osobie Mike’a Conleya (12 pkt., 6 ast.) mogli doprowadzić do dogrywki, ale próba okazała się niecelna.

Bulls po wczorajszym zwycięstwie i równoczesnej porażce Celtics mają już dwie wygrane więcej niż ich rywale do wygrania konferencji. Miło patrzeć jak ta drużyna się rozwija i potrafi pokonać rywali mimo słabszego dnia. Grizzlies prowadzili przez większość tego meczu, a końcówce nawet 88-82. Wtedy do akcji wkroczył jednak Rose dzięki czemu mogliśmy oglądać zaciętą końcówkę. Chicago pod wodzą Toma Thibodeau mogą namieszać w playoffach czego jeszcze jakieś dwa miesiące temu nie byłem taki pewien. Poza świetną defensywą Bulls pokazują coraz większe umiejętności gry w crunch time co w kolejnej fazie sezonu jest niezbędne.

Cichym bohaterem gospodarzy okazał się Luol Deng (23 pkt., 6 zb., 8-14 FG), który przy słabszej dyspozycji Rose’a w pierwszych trzech kwartach wziął na siebie ciężar zdobywania punktów. Przy dobrej dyspozycji Luola i Derricka Bulls mogą zajść w tym sezonie naprawdę daleko. Najważniejsze, że potrafią się dostosować do każdej sytuacji i zagrać niezła obronę przeciwko każdemu zespołowi w tej lidze. Zdobyli 46 punktów z pomalowanego przy 44 Grizzlies, a przypominam, że Memphis spod kosza zdobywa najwięcej „oczek” w lidze. Co ciekawe Chicago nie dało gościom pograć na tablicach gdzie zazwyczaj zdobywają oni mnóstwo punktów drugiej szansy. Gospodarze wygrali walkę na deskach 45-32 i pozwolili na tylko 8 zbiórek w ataku Grizzlies przy aż 18 swoich. Najdziwniejsze jest przy tej statystyce to, że wyjściowy frontcourt Carlos Boozer (12 pkt., 9 zb.) i Joakim Noah (5 pkt., 4 zb.) zagrał w sumie dość słabo szczególnie w pierwszej połowie kiedy nie mógł powstrzymać Marca Gasola (14 pkt., 11 zb., 4 ast.). Hiszpan zgasł jednak w drugiej połowie. Swojego dnia nie miał Zach Randolph (16 pkt., 5 zb.) co pozwoliło na przewagę Bulls pod koszami.

Grizzlies: Z. Randolph 16, S. Young 7, M. Gasol 14, T. Allen 13, M. Conley 12 – S. Battier 2, L. Powe 11, D. Arthur 10, G. Vasquez 2, O.J. Mayo 9.

Bulls: C. Boozer 12, L. Deng 23, J. Noah 5, K. Bogans 6, D. Rose 24 – K. Thomas 0, K. Korver 5, R. Brewer 7, T. Gibson 6, C.J. Watson 5, O. Asik 6.