..a także przyszłego MVP ligi
Istny przedsmak play off poczuli wczoraj nie tylko fani zgromadzeni w Amway Center. Mimo absencji najlepszego środkowego ligi – Dwighta Howarda – Magicy wysłali wyraźny sygnał zatytułowany 'jesteśmy gotowi na play off! ’ Na dogrywki jest również gotowy Derrick Rose, dla którego gościny występ pod Disneyworldem okazał się najlepszym w karierze przeciwko Magikom. Kto wie czy za trzy tygodnie nie będziemy świadkami kolejnych bojów trenerskich Toma Thibodeau ze Stanem Van Gundym, albowiem obie ekipy mogą trafić na siebie w półfinale Wschodu.
Przyjezdni bardzo udanie weszli w to spotkanie, a gracze z Florydy nie mogli znaleźć właściwego rytmu gry w ataku. Efekt po pierwszych dwunastu minutach był taki, iż goście prowadzeni przez niemal murowanego faworyta do tytuły MVP ligi – Rose’a – mieli już ośmiopunktową zaliczkę.
Na pewno oglądający to spotkanie mogli zauważyć wyraźny brak Supermana. Goście bez obawy przed liderem bloków w całej NBA – panującym najlepszym defensorem ligi – zdobyli 40 oczek z pomalowanego. Gospodarze z tej strefy, pod byczym koszem, zaliczyli tylko 30 punktów (niekiedy sam Howard tyle rzuca..).
Druga odsłona to mała przerwa na ławce na regenerację dla Rose’a, Boozera i Noaha. Pod ich nieobecność posypała się nie tylko obrona graczy Tibsa, ale i atak zaczął wyraźnie szwankować. Praktycznie 1/3 ze strat z ogromnej liczby jak na Byki – 21 – padło łupem defensywy Magic w tej odsłonie. 21 strat to drugi najgorszy wynik Bulls w tym sezonie. Gospodarze też zaczęli znajdywać właściwy rytm gry, a do kosza rywali zaczęło wpadać coraz więcej rzutów za trzy punkty. Łącznie w całym spotkaniu oba teamy wybornie trafiały zza łuku na poziomie 50% lub więcej! Magicy trafili 12. takich rzutów.
Mecz miał też swojego drugiego bohatera, jednego z głównych kandydatów do nagrody największy postęp sezonu. Swoją 'życiówę’ rozgrywał Ryan Anderson, czujący się bardzo swobodnie w ataku pod nieobecność Howarda. Podkoszowy, który przyszedł do drużyny z Orlando w lato 2009 z Nets, od momentu transferu Marcina Gortata do Phoenix prezentuje się z każdym meczem lepiej i w pełni wykorzystuje zwiększoną liczbę minut, danych mu na parkiecie przez trenera Van Gundy’ego.
Ten mecz mocno potwierdził tę tezę, a Anderson okazał się najważniejszym ogniwem ofensywy Magic, zdobywając 28 punktów, 10 zbiórek i notując cztery celne rzuty za trzy punkty. Równie ważni w ataku miejscowych czuli się Jameer Nelson i Jason Richardson. Pierwszy – rozgrywający – dodał 17 oczek i 11 asyst (ale i 5 strat). Drugi – strzelec – nie tylko imponował skutecznością zza łuku (4/5 i kluczowe trafienia w czwartej kwarcie; 24oczka), ale również efektownie i bez respektu wchodził pod kosz Byków min. pakując piłkę do kosza rywali!
Akcje tych trzech graczy, a zwłaszcza trójka Nelsona z 12 metra, pozwoliła zniwelować straty do Bulls do jednego punktu (25-18 w II kw.).
Po przerwie spotkanie się wyrównało dość mocno i żadna z drużyn nie mogła odskoczyć na więcej niż 6 oczek. Byki nie potrafiły wykorzystać absencji Supermana a Joakim Noah i Carlos Boozer wcale nie dominowali w polu trzech sekund. Boozer odnotował 12pkt i 6zb oraz 3 przech., natomiast motywowany mocno przez Rose’a – Noah – tylko 4pkt/4zb/1as/1blk.
Do gry po przerwie mocniej z kolei włączyli się Luol Deng (niewidoczny w pierwszych 24min) i Taj Gibson. Pierwszo piątkowy skrzydłowy dołożył 15 punktów na dobrej skuteczności z pola (7/11), a najlepszy rezerwowy Chicago był bliski double double z wynikiem 9pkt/11zb. Odpowiedzią na uderzenie ławki Bulls, była tajna broń Stana Van Gundy’ego i ex gracz przyjezdnych – Chris Duhon (3/3 z gry i 7oczek, w tym jedna ważna trójka w ostatnich minutach meczu).
Gospodarze narzucili swój skuteczny w rzutach za trzy punkty, styl ataku, team z Chicago próbował pójść na wymianę ciosów, ale Tom Thibodeau przerwał ten zamysł dwoma przerwami na żądanie (również przy stratach Noaha).
Stratę meczu wykonał Ronnie Brewer, kiedy Rose i spółka próbowali uciec przeciwnikom podczas czwartej odsłony. Brewer pod własnym koszem próbował oddać piłkę do Rose’a, ale podanie przewidział obrońca Magic. Była to strata porównywalna z tą jaką, kiedyś podarował Charlesowi Barkley’owi – Stacey King – podczas NBA Finals 1993. Wówczas o mały włos Jordan nie zabił wzrokiem nieporadnego Kinga..zastanawiam się co myślał wczoraj MVP fanów z Chicago, który na ‘czasie’ mocno sztorcował Noaha za nie łapanie podań!
W samej końcówce ciężar zdobywania punktów – jak przystało na lidera – wziął na swoje barki Rose. Jego wejścia pod kosz i przewinienia domowników dały mu aż 39 oczek na koncie. Był to jego najlepszy występ w karierze przeciwko Magic na fenomenalnej skuteczności 13/17 z gry i 10/10 z osobistych. MVP Chicago zaaplikował rywalom też kluczową trójkę, a następnie zatrzymał Jameera Nelsona – tuż przed czasem – z oddaniem celnego rzutu za trzy punkty. Najpierw Richardson, a następnie Nelson trafili efektowne trójki, jednak ta druga była minimalnie spóźniona o jakieś 0,2 sekundy.
W ostatnich minutach potyczki mieliśmy masę przymusowych przerw i nie tylko na żądanie trenerów. Sędziowie musieli analizować nagrania video, co do zasadności swoich decyzji. Dwoma słowami był to przedsmak play off.
Ciekawostka numer 1 – Byki trafiły 10 na 11 prób z gry w pierwszej odsłonie (czuli się jak w United Center;)
Ciekawostka nr 2 – za każdym razem, gdy Byki osiągały 61 .wygranych w regular season, gościły w NBA Finals. Czy ta tradycja zostanie podtrzymana w obecnych play off? Pierwsze starcia odbędą się w sobotę z Pacers. W przypadku wygrania czterech spotkań, Bulls ponownie mogą trafić na Magic! Z Howardem w składzie Magicy nie muszą być tak łatwi do ogrania jak by się wydawało przed wczorajszą konfrontacją. Na chwilę obecną ekipa Toma Thibodeau zmierza do wyrównania bilansu zespołu Phila Jacksona z sezonu 1997/8 (62-20). W najgorszym wypadku, przy zaledwie jednej wygranej w dwóch ostatnich meczach sezonu zasadniczego mogą wyrównać Jordanowski bilans z sezonu 1990/91 (61-21).
Ostatnie dwie gry Windy City Team to konfrontacje z Knicks w MSG i Nets w United Center.
Wynik: Orlando Magic – Chicago Bulls 99:102 (32:24, 18:25, 30:28, 22:22)
Punktowali: R. Anderson 28 (10 zb), J. Richardson 24, J. Nelson 17 (11 as) oraz D. Rose 39, L. Deng 15, C. Boozer 12)
Najlepszy zawodnik: Derrick Rose (13/17 z gry i 10/10 z wolnych)
Najsłabszy występ: Brandon Bass (2/11 z gry i 5pkt), następny w kolejce Gilbert Arenas (2/8 z gry i 5pkt).
Orlando osłabione, ale pokazało charakter. Wiedziałem, że w samej końcówce aż za dużo na swoje barki weźmie Nelson, ale gdyby ta trójka wpadła w czasie to byłoby dopiero ciekawie ;).
PS. Rose = MVP
Mogłyby Byki nie wytrzymać ciśnienia. Nelson w połowie z połowy a potem taki rzut. Magic wcale nie muszą bać się Bulls w półfinale. Howard zrobi różnicę.
Taki drugi mecz magikom na PEWNO NIE WYJDZIE. Mieli naprawdę dobry dzień z tymi trójkami. A z Howardem wcale nie musi być lepiej. Wystarczy go trochę zirytować. A w ogóle skąd taka pewność, że Orlando będzie w półfinale?
Zakładam kazdy scenariusz a Magicy maja wiecej doświadczenia w play off.moje i nasze typy pojutrze,zapraszam