Po wygranej z Grizzlies 102-89 Blazers zapewnili sobie szóste miejsce na Zachodzie, ale swojego rywala w pierwszej rundzie playoffs poznają dopiero po dzisiejszych spotkaniach.
Memphis Grizzlies (46-35) | 25 | 20 | 21 | 23 | 89 |
Portland Trail Blazers (48-33) | 27 | 18 | 29 | 28 | 102 |
Biorąc pod uwagę wszystkie problemy Blazers z kontuzjami w tym sezonie to szóste miejsce, które zajęli w regular season musimy uznać za duży sukces tej drużyny. Postawa drużyny z Oregonu jest jednym z największych pozytywów tego sezonu. Pod nieobecność Odena, Roya czy Camby’ego swoje wielkie umiejętności potwierdzili LeMarcus Aldridge, Wesley Matthews czy pozyskany w trakcie rozgrywek Gerald Wallace. Jeszcze jeden dzień muszą poczekać na swojego rywala w pierwszej rundzie playoff, Grizzlies natomiast można powiedzieć, że „podłożyli” się aby trafić na Spurs. SAS jeśli można w ogóle tak powiedzieć bardziej leżą zespołowi z Memphis niż Lakers lub Mavs, ponieważ dwukrotnie wygrali z nimi w tym sezonie. Dla teamu z miasta Elvisa już sam awans do PO grając bez swojego lidera Rudy’ego Gaya to wielki sukces.
Grizllies rozpoczęli mecz bez Zacha Randolpha i Tony’ego Allena, którym dał odpocząć trener Hollins. Było to spowodowane owym „podkładaniem” się co również potrzebą odpoczynku dla obu przed PO. W pierwszej piątce zastąpili ich O.J. Mayo i Darrell Arthur. Bez Z-Bo pod koszami Grizz zdobyli tylko 4 punkty pomalowanego więcej niż przeciwnicy. W tym elemencie zazwyczaj dominowali nad wszystkim zespołami co ułatwiało wygrywanie. Bez swojej podstawowej „czwórki” nie było już tak łatwo.
Pierwsza kwarta to wyrównana walka i prowadzenie 27-25 Blazers. W dalszej części meczu więcej minut niż zazwyczaj dostali także inni rezerwowi Grizz dzięki czemu sporo pograli Hamed Haddadi (20 min., 10 pkt., 9 zb.) i Ishmael Smith (13 min, 6 pkt., 2 ast.). Od stanu 33-33 Blazers zanotowali run 10-2 i objęli ośmiopunktowe prowadzenie po rzucie Wesleya Matthewsa (13 pkt., 5-16 FG). Kolejne dziesięć oczek było jednak dziełem gości, którzy wyszli na prowadzenie 45-43. Ostatecznie po 24 minutach gry mieliśmy remis po 45.
Druga połowa zaczęła się dobrze dla Grizzlies, którzy za sprawą Mike’a Conleya (17 pkt., 2 ast.) i Marca Gasola (11 pkt., 10 zb.) zdobyli szybko sześć punktów (51-47). Początek tej części gry to festiwal nieskuteczności ze strony obu drużyn. Po sześciu minutach gry w trzeciej kwarcie Grizz mieli 8 zdobytych punktów, a Blazers 9. W międzyczasie na ławkę usiadł po czwartym faulu LeMarcus Aldgridge (22 pkt., 11 zb.) co nie przeszkodziło jednak PTB by przed ostatnią odsłoną wygrywać 74-66. Nie do powstrzymania w tym okresie byli zwłaszcza Gerlad Wallace (14 pkt., 4 zb., 2 prz.) i Nicolas Batum (16 pkt., 5 zb., 4-14 FG).
W ostatniej kwarcie zaznaczyła się już dość duża przewaga gospodarzy prowadzonych przez trafiających niemal wszystko Aldridge’a i Rudy’ego Fernandeza (18 pkt., 4-5 3P). Po trafieniu tego pierwszego przewaga sięgała już 13 punktów (88-75) na 6:39 do końca meczu. Grizzlies podejmowali jeszcze walkę, ale nie do powstrzymania był Fernandez i gospodarze mogli się już szykować do PO.
W ostatnim meczu sezonu Blazers grają z Warriors i z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że zagrają głównie rezerwowi. Podobnie jak podczas meczu Memphis- LAC.
Grizzlies: S. Young 13, D. Arthur 6, M. Gasol 11, M. Conley 17, O.J. Mayo 13 – S. Battier 12, L. Powe 2, G. Vasquez 0, I. Smith 6, H. Haddadi 9.
Blazers: G. Wallace 14, L. Aldridge 22, M. Camby 4, A. Miller 9, W. Matthews 13 – B. Roy 2, Ch. Johnson 0, R, Fernandez 18, N. Batum 16, A. Johnson 0, E. Barron 2, P. Mills 2.