Mavs mają meczbola

Dallas Mavericks po wygranej 93-82 w piątym meczu serii z Portland Trail Blazers brakuje już tylko jednej wygranej aby awansować do kolejnej rundy Playoffs.


Stan I II III IV Wynik
Portland Trail Blazers 2 20 23 20 19 82
Dallas Mavericks 3 15 29 31 18 93

Już przed meczem było wiadomym, że kto rozstrzygnie na swoją korzyść to spotkanie będzie już tylko o krok od awansu do kolejnej rundy. Faworytem meczu byli Mavs z racji tego, że dotychczas wszystkie wcześniejsze cztery mecze kończyły się wygranymi gospodarzy.

Oba zespoły rozpoczęły od skutecznej gry i przez większość czasu w pierwszej kwarcie toczyła się wyrównana walka. Z pierwszych 13 punktów Mavs aż 7 zdobył Tyson Chandler i dołożył do tego 7 zbiórek w tym pięć w ataku. Było to zapowiedzią przewagi jaką osiągnęli później gospodarze. Kwarta zakończyła się jednak runem Blazers 8-0 i prowadzeniem przyjezdnych po 12 minutach 20-15. Gracze z Dallas stracili w tym okresie aż 7 piłek.

Początek drugiej odsłony to „trójka” Rudy’ego Fernandeza (12 min., 5 pkt., 1-4 FG) i powiększenie runu do 11-0. Zupełnie nie istniał backcourt Mavericks. Jason Kidd (4 pkt., 7 zb., 14 ast., 1-7 FG) nie trafiał już tak jak dwóch pierwszych meczach, postawę DeShawna Stevensona lepiej przemilczeć, a J.J. Barea w tej serii trafia kompromitujące 28% rzutów z gry. Zza łuku drogi do kosza nie znalazł jeszcze ani jednej jego rzut.

Blazers bardzo dużo punktów zdobywali spod kosza i w samej pierwszej połowie rzucili 28 „oczek” pomalowanego. Co ciekawe nie były to punkty zdobywane przez graczy podkoszowych. Duża ilość punktów z „trumny” wynikała z wielu udanych wjazdów pod kosz Nicolasa Batuma (12 pkt., 4 zb., 2 prz., 2 blk.) i Andre Millera (18 pkt., 7 ast.). To jednak Mavs grając dużo piłek pod kosz byli często faulowani przez zawodników z Portland i w ciągu 24 minut aż 14 razy stawali na linii przy tylko jednym rzucie osobistym PTB.

Dzięki świetnej postawie w tej kwarcie Batuma przez pierwsze minuty przewaga gości nie malała aż do stanu 25-20. W tym momencie runem 10-2 popisali się gracze Ricka Carlisle, a szczególnie Jason Terry (20 pkt., 8-18 FG) rzucając pięć punktów pod rząd. Blazers szybko się podnieśli i po dwóch udanych akcjach Millera ponownie wyszli na prowadzenie (36-35). Najpierw trafił kolejną w tej serii „trójkę” (w sezonie rzucał katastrofalne 10.8% zza łuku, a w PO trafia aż 50% rzutów za trzy)by po chwili asystować przy celnej próbie LaMarcusa Aldridge’a (12 pkt., 9 zb., 6-15 FG). Za chwilę za trzy trafił Batum i gdy wydawało się, że w sumie zasłużenie to Blazers wygrają pierwszą połowę, runem 7-0 popisali się Mavs i ostatecznie to oni prowadzili po 24 minutach 44-43.

Drugą połowę gracze Dallas zaczęli o wiele agresywniej co przełożyło się na większą ilość strat po stronie Blazers oraz jeszcze zwiększyło liczbę wymuszanych fauli na gościach. Niebawem po rozpoczęciu trzeciej kwarty  czwartym faulem na ławce musiał usiąść Marcus Camby (4 pkt., 8 zb., 20 min.), który w pierwszych meczach był bardzo ważną opcją defensywną Portland.

Dwa kolejne przechwyty Shawna Mariona (14 pkt., 4 zb., 4 prz., 3 ast., 2 blk.) i Jasona Terry’ego zakończone łatwymi punktami z kontrataku dały Mavs prowadzenie 62-55. Zwiększenie agresji dotyczyło tak atakowanej strony parkietu jak i bronionej. Pod koszem Blazers szalał Dirk Nowitzki (25 pkt., 8 zb., 3 ast., 9-11 FT) wymuszając co chwila faule wysokich zawodników gości kiedy grał tyłem do kosza. W tej kwarcie Niemiec rzucił aż 11 punktów stając co chwila na linii, a kiedy on wykonuje przynajmniej 10 takich prób w meczu w tym sezonie Mavs mają bilans 13-0.

Decydującym momentem z psychologicznego punktu widzenia tego spotkania była akcja, w której piłkę przechwycił Marion i podał ją natychmiast do Peji Stojakovicia (9 pkt., 2-4 3P), który był brutalnie faulowany. Serb rzucał dwa rzuty osobiste, a Nate McMillan za dyskusje z sędziami został ukarany przewinieniem technicznym (61-50).

Przed decydującą rozgrywką gospodarze prowadzili 75-63, a w samej trzeciej partii zebrali aż 10 piłek na atakowanej tablicy co może być jakimś rekordem. Największa w tym zasługa Chandlera, który zdominował walkę pod tablicami i ostatecznie aż 13 z 20 jego zbiórek było ofensywnych. Warto podkreślić ważną rolę jaką odegrał w ofensywie zdobywając 14 punktów przy zaledwie 4 rzutach z gry. Właśnie po jego kolejnym punkciku z linii po dwóch i pół  minuty ostatniej kwarty przewaga Mavs sięgnęła już 15 „oczek” (80-65). Mavericks po siedmiu stratach w pierwszej kwarcie do końca meczu oddali rywalom tylko sześć piłek i tak rozważna gra była w dużej mierze kluczem do wygranej. Blazers natomiast w pewnym momencie zupełnie się pogubili i tracili piłkę za piłką co przełożyło się na 14 łatwych punktów dla Nowitzkiego i spółki.

Na 6:28 po dwóch punktach J.J. Barei z wejścia pod kosz gospodarze wygrywali 84-67, a sprawę zwycięstwa przesądził rzut za trzy Stojakovicia na 4:24 do końca (89-69).

Mavs zniszczyli gości na tablicach, zbierając 12 piłek więcej (49-37) w tym aż 20 w ataku. Do zaledwie 12 punktów ograniczona została zdobycz Aldridge’a, a podobnie jak w dwóch pierwszych meczach zupełnie nie istniał Brandon Roy (26 min., 5 pkt., 3 zb., 2-7 FG). Brak tych „strzelb” mógłby ewentualnie być zrekompensowany przez dobrą postawę graczy obwodowych, ale ani Gerald Wallace (16 pkt., 9 zb.) ani Wesley Matthews (36 min., 8 pkt.) nie mogli się wstrzelić. Zawodnikom Blazers wpadły tylko 4 rzuty za trzy na 16 prób i wobec słabszej postawy w walce o zbiórki nie mogli oni marzyć o zwycięstwie.

Kolejne spotkanie odbędzie się w Rose Garden w czwartek i jeśli ponownie wygrają gospodarze to w sobotę będziemy oglądali mecz numer siedem.

Komentarze do wpisu: “Mavs mają meczbola

  1. ta skuteczność czołowych strzelb Blazers to jakiś fatal. zastanawiam się jak będzie wyglądał mecz numer 6 i czy McMillan zaskoczy czymś Ricka Carlisle?

Comments are closed.