Po niedzielnej potyczce numer 4 i drugiej przegranej z rzędu Magików, napisałem, że to był kluczowy mecz dla przyszłości teamu z Orlando. W ciągu 6 spotkań przeciwko niżej rozstawionym Hawks, Stan Van Gundy niewiele zmienił w poczynaniach swoich podopiecznych. O ile Larry Drew przygotował swój zespół w 110%, niszcząc w ich głowach kompleks rywala, o tyle szkoleniowiec Magii ciągle forsował swoją – rozszyfrowaną przez przeciwnika z nawiązką – taktykę grania na Dwighta Howarda i dużej ilości rzutów zza łuku..
Na początku rywalizacji oby teamów, a także w naszych redakcyjnych typowaniach przed pierwszą rundą, trzymałem się hasła ‘defense brings championship’. Ciągle podtrzymuję tę słynną i dawną teorię, wybitnie realizowaną przez czołowych trenerów NBA, o której większość z nas pamięta w play off, a o której nie zapomniał ani Larry Drew (trzymając agresywnie na obwodzie strzelców rywala), ani Phil Jackson (skutecznie zamykając podkoszową trumnę w ostatnich dwóch spotkaniach), a na pewno nie Tom Thibodeau (dla którego atak Chicago wybitnie zaczyna się od obrony)!
Pierwszy klucz do wygranej nad Orlando Magic to fantastyczna postawa graczy Jastrzębi, w co najmniej czterech meczach, w których Magicy nie przekroczyli prostego do osiągnięcia dla nich w R.S. pułapu 85 oczek. Nikt już nie wątpi, że Al Horford potrafi bronić, iż transfer Kirka Hinricha ( o wyższych zdolnościach do gry w defensywie od Mike’a Bibby’ego) był znaczący i w końcu, że Josh Smith naprawdę znajduje się elicie obrońców ligi. Hawks z łagodnych ptaszków, grających efektownie dla oka, ale nie zawsze efektywnie, przerodzili się się w drapieżne ptaki – potrafiące pokazać szpony;)
Po meczu numer dwa zaznaczyłem, iż Dwight Howard powinien być lepiej pilnowany, a obrona Hawks bardziej skondensowana wokół niego – no i tak się stało od trzeciej gry począwszy.. Superman grał dobrze, ale nie olśniewająco. Rotacje w obronie, przekazania i podwajanie przyniosło efekty w postaci jeszcze lepszej presji Hawks. Fakt, że Howard nie miał należytego wsparcia pod koszem (bo nie był nim uciekający na obwód Anderson, ani nie grający po 20 minut Bass) pewnie poruszymy nie raz, podczas drużynowych podsumowań Magików (również w perspektywie oddania z Suns polskiego jedynaka). Inna rzecz to zabrakło tytana defensywy Mike’a Pietrusa, swego rodzaju ‘energizera’ z ławki Orlando, który toczył udane boje swego czasu z Celtami i Kawalerzystami. Efekt: wymiana z lutego nie wzmocniła ani Suns ani Magic w taki sposób by każdy z G.M.’ów rzekł po sezonie, udało nam się?!
Chemia zespołu z Arizony jak i zespołu z Disneyworldu została zaburzona, a czasu było znacznie mniej (niż mieli choćby Heat) by dograć się należycie i wymyślić coś na tyle skutecznego by pokonać innych w realizacji do swoich zamierzeń. Pointa tego długiego wstępu do meczu: Magic potrzebują kolejnych zmian, zaczynając od trenera a na tzw. wietrzeniu składu kończąc. Odsmażanie 'starych kotletów’ typu Turkoglu lub Arenas mocno było w niesmak kibicom klubu z Orlando. Otis Smith ma parę miesięcy na to by przekonać Supermana do zostania nie tylko przez najbliższy rok na Florydzie..Kto wie czy dyrektor sportowy nie zacznie od zmiany head coacha ? a kto wie czy rodzina DeVoss nie pogoni byłego gracza Magików!?
Do meczu;
Pierwsza kwarta zaczęła nam się od przysłowiowej walki kosz za kosz, a żadna z drużyn nie prowadziła więcej niż czteroma oczkami. Atak po jednej i drugiej strony był zbilansowany, a każdy gracz starting lineup punktował. Najlepiej indywidualnie wypadali Smith i Johnson po stronie Hawks (6 i 4 pkt), z kolei dla rywali Howard zdobywca 8 oczek. W końcowych minutach tej odsłony gospodarze odskoczyli przyjezdnym – dzięki Horfordowi – na pięć oczek i dowieźli przewagę do końca I kw. (23-18).
Następne 12 minut to udane wejście do gry Crawforda – autora pięciu oczek w serii. Małymi odpowiedziami okazały się rzuty Howarda i Arensasa. Jednak po kolejnych punktach Jamala (7 oczek w drugiej kwarcie) przewaga trenera Drew nad coachem Van Gundym wzrosła do 10 punktów (34-24 po 5 minutach II kw.). Przerwa na żądanie nie zmieniła obrazu gry, a przez najbliższe trzy minut oglądaliśmy niecelne rzuty obu ekip, a także straty i faule..Czas trenera Drew przerwał tą niemoc obu ekip, a zespoły wróciły do skuteczniejszej gry na 4 minuty przed końcem kwarty. Głównie dzięki aktywniejszej grze tureckiego Magika, goście zniwelowali straty do 6. 5 oczek Turka dały wynik 36-42 przed przerwą. Gra Orlando nie porywała do tego czasu, a obrona Hawks przynosiła dobre efekty. Słaby spacing po stronie Magic, spowolniona gra przez obwodowych Hawks – te dwa elementy należało poprawić w perspektywie wymarzonego finiszu w tym spotkaniu..
Trzecia kwarta, zarówno jak i druga, była na zbliżonym poziomie. W obu z nich miejscowi robili drobniutkie kroczki w perspektywie potyczki drugo-rundowej z Bulls. Nie pozwalali też Magic zdobyć więcej niż 19 oczek podczas 12 minut każdej z kwart. Po trójce Kirka Hinricha – team z Georgii prowadził znów 10 punktami (48-38 po niespełna 4 minutach tej odsłony). Sześć seryjnie zdobytych punktów przez Magic (Howard,Turkoglu i Anderson) zniwelowały w minutę straty do 6 (przed przerwą dla gospodarzy trafił jeszcze J.Johnson). Po time oucie byliśmy świadkami najlepszych dwóch minut nocnego meczu spod ręki Hedo. Dwójka i trójka skrzydłowego dała nowe nadzieje graczom z Florydy a różnica stopniała do 2 oczek!
Odpowiedzią na akcje rywala były trafienia Marvina Williamsa, a jego pięć punktów pozwoliło udanie zakończyć kwartę wynikiem 62-55.
Czwarta cześć gry była swoistego rodzaju batalią o być albo nie być gości. Początek jednak w ogóle nie zwiastował zaciętej końcówki. Trzy trójki z rzędu domowników dały aż 12 punktową przewagę Hawks. Kolejno za trzy trafiali – Marvin i dwa razy Jamal. Rozwścieczony Van Gundy błyskawicznie zareagował, a jego plan należycie wykonali min. Howard (dwoma potężnymi dunkami) i Turkoglu (swoją następną celną trójką). Kolejną przerwę na żądanie wykorzystał wówczas Larry Drew. Jednak jego ekipa nie dostała spodziewanego wśród fanów pozytywnego kopa! Czas obrócił się przeciwko gospodarzom i to znów Van Gundy lepiej nastawił swoich graczy..6 punktów pary Howard-Anderson znów zniwelowały dystans do rywali do jednego kosza (74-76). Magia znów zadziałała! Druga przerwa w odstępie 2 minut domowników dała w końcu pożądany efekt. Obudzili się punktujący kolejno: Hinrich, Horford i Johnson, ale dłużni nie zostawali im: Arenas i Howard. Na 34 sekundy przed końcem regulaminowych 48-minut, po wejściu na kosz Nelsona Magicy tracili już tylko punkt. Jastrzębie wtedy starały się wykorzystać 24-sekundowy czas na akcję do optimum. Piłka po niecelnej próbie rzutu zza łuku Williamsa (na 12 sek. przed końcem) trafiła w ręce J.J.’a. Arenas szybko zareagował faulując Crawforda.
Jamal Crawford trzeci raz w tej serii nie zawiódł oczekiwań fanów i kolegów, skutecznie aplikując oba rzuty wolne. Po wznowieniu najpierw niecelnym rzutem zza łuku nie popisał się grający słabą serię Reddick (tylko mecz numer 5 był po jego myśli), a ostatnią próbę jakiegokolwiek rzutu w tym meczu, w rękach Jasona Richardsona, zablokował Josh Smith. Generalnie szczęśliwie, grając najsłabszą kwartę w dotychczasowych play off , gracze z Atlanty przełamali kompleks Orlando Magic. 30 oczek wnieśli do gry rezerwowi Larry’ego Drew. Na wysokości zadania znów stanęły czołowe strzelby Hawks – Johnson (23) i Crawford (19). Bardzo wszechstronnie pokazał się Al Horford z 10pkt/12zb/6as. 'Diabłem z pudełka’ z dobrą skutecznością zza łuku okazał się Marvin Williams (2/3 i 10 oczek).
Po drugiej stronie, w obozie pokonanych ławka wniosła już tylko 17 oczek. 49 dali rezerwowi w meczu wcześniejszym i w Amway Center. Magicy tylko 5 razy trafili zza łuku, a trzy trójki to zasługa Turkoglu. Zabrakło więc skuteczności Arenasa, Reddicka czy J. Richardsona. Uwaga: Hawks trafili tylko 6 oczek z kontr, ale ograniczyli gości do 4 punktów z tzw. Fast-breaków. Hawks od poniedziałku zaczynają serię z Bulls, meczem w United Center. Magic właśnie zaczęli wakacje..
P.S. Hawks z taką grą i twardą defensywą nie są wcale outsiderem w pojedynku z graczami Thibodeau.
Wynik: 84:81 (23:18, 19:18, 20:19, 22:26)
Atlanta: Johnson 23 (10zb), Crawford 19, Hinirch 11, Williams 10, Horford 10 (12zb, 6as), Smith 8, Collins 2, Pachulia 1 (5zb), Armstrong 0.
Orlando: Howard 25 (15zb), Turkoglu 15, Nelson 11 (6as), J. Richardson 7, Bass 6, Arenas 6, Redick 6, Anderson 5, Q. Richardson 0.
MVP spotkania: Joe Johnson (23pkt i 10zb)
Najsłabszy występ: J.J. Reddick (tylko pięć oczek kluczowego strzelca w poprzednich dwóch play off’s)
Już od dawna jestem zdania, że zarówno SvG jak i Smith powinni odejść z klubu bo sobie po prostu nie radzą…. a z wymiany zadowolony jest MG i to jest najważniejsze:) Co do serii to gratulacje dla trenera i zespołu z Atlanty. Widać, że odrobili pracę domową i solidnie przygotowywali się do każdego meczu.
Jestem tego samego zdania o SvG. Może powinien zająć sie komentowaniem, jak jego brat? Moim zdaniem Howard przejdzie do NJN.
Stan OUT !!!!!!!!!!!! JUŻ NAJWYŻSZY CZAS !!!!!!!!!!
SvG to rzeczywiście chyba najsłabsze ogniwo tego łańcucha. Magic mają dość kompletny skład, może trochę brakuje prawdziwego PF, bo turek mimo wzrostu nie walczy na tablicach, a Bass mało grywa. Mają sporą ławkę, ale kompletny brak pomysłu na grę. Brak spójności. Atlanta pokonała ich defensywą i charakterem zespołu.
Nie byłbym jednak taki optymistyczny w konfrontacji Atlanty z Bykami. Kto zatrzyma Rosa? Chicago ma na prawdę długą ławkę, którą trener może lawirować w trakcie gry. Brakuje im prawdziwego centra, ale Atlancie jeszcze bardziej. Moim zdaniem tablice (Noah, Boozer, Gibson, Asik, Deng i Thomas), to przewaga Chicago nie licząc PG. Moim zdaniem mają aż trzech panów do gonienia za JJ, a nie mają obrońcy na Rosa. 4:2 dla Chicago to optymistycznie dla Atlanty moim zdaniem.
Saturn właśnie ja też nie jestem optymistą , ale uwaga! Kirk Hinrich nie zagra w pierwszych dwóch meczach. stąd typuję wygraną Bulls