Wakacje z NBA (2) – Nowi w NBA cz.1

Witam w drugim odcinku mojego wakacyjnego cyklu. Dziś, zgodnie z tym, co napisałem wczoraj, tematem będą nowi gracze NBA wybrani kilka dni temu w Drafcie. Postanowiłem, że poszukam nieco ciekawostek o niektórych z nich. Udało się – efekty moich poszukiwań znajdziecie poniżej. O niektórych rzeczach z pewnością już wiecie, mam jednak nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu czegoś się dowiecie. Postaram się również przybliżyć Wam sylwetki zawodników, których już niedługo (oby, oby!) zobaczycie na parkietach NBA.

Kyrie Irving – zgodnie z przewidywaniami – wybrany z pierwszym numerem przez najsłabszą drużynę Wschodu, Cleveland Cavaliers. Fani klubu z Ohio z pewnością się cieszą, gdyż Irving ma być ich nowym bohaterem – takim LeBronem Jamesem – który wyciągnie ich drużynę z dołów tabeli na same szczyty i wreszcie poprowadzi do mistrzostwa. Marzenia o mistrzostwie póki co pozostaną tylko marzeniami, ale przy dobrych wiatrach wskoczenie do PO może być realne.

I tu dochodzimy do pierwszej ciekawostki – fani Cavs znajdują w Irvingu następcę znienawidzonego od 'The Decision’ LeBrona, a tymczasem sam Kyrie przyznaje, że jednym z dwóch najbardziej podziwianych przez niego koszykarzy jest LBJ. Drugim jest Chris Paul. Irving krótko po tym, gdy David Stern odczytał jego nazwisko przy pierwszym wyborze Draftu, powiedział, że gdy był młodszy, obserwował w akcji właśnie wspomnianą dwójkę.

Irving urodził się w Australii, gdzie jego ojciec – Drederick – był trenerem koszykówki, a jego podopiecznymi byli gracze Bulleen Boomers. Irving w wieku dwóch lat przeprowadził się do Stanów. Ma podwójne obywatelstwo – amerykańskie i australijskie. Co ciekawe – poważnie rozważa grę w australijskiej reprezentacji. Ciekawe jest to, gdyż Irving ma za sobą rok gry w Duke, gdzie trenerem jest Mike Krzyzewski – coach kadry amerykańskiej.

Wracając do jego ojca, to właśnie obserwowanie jego gry rozbudziło w młodym Kyrie’m miłość do koszykówki. Również jego żona, a matka Kyrie’go rozpoczęła grę w koszykówkę po poznaniu Dredericka Irvinga. Niestety, zmarła bardzo wcześnie, gdy Kyrie miał cztery lata i choć tak w tak młodym wieku Irving nie mógł zapamiętać wiele, to jednak z matką jest bardzo związany. „Ona jest zawsze przy mnie” – powiedział. Nowy koszykarz Cavs związany jest również bardzo mocno ze swoim ojcem. Ten zawsze starał się zapewnić swojemu synowi i córce, Asii, godziwy byt, choć czasem – jak mawiał – nie było łatwo.

Cofnijmy się znów do momentu, gdy Kyrie skończył 9 lat i jego ojciec uznał, że może rozpocząć grę w koszykówkę. Zabrał go do New Jersey, by pograł sobie trochę z tamtejszymi dzieciakami. Rozpoczęło się to dla niego nie najlepiej – Kyrie nagle stracił pewność siebie i nie dał sobie psychicznie rady z trash-talkiem stosowanym przez jego przeciwników. Drederick Irving spędził potem półtorej godziny, tłumacząc w samochodzie swojemu dziecku, że nie powinien się nikogo bać. Te słowa stały się swego rodzaju dewizą Kyrie’go.

Siedem lat później miał miejsce kolejny wielki moment w życiu młodego Irvinga. Pokonał on wtedy swojego ojca 15 razy z rzędu w grach 'jeden na jednego’. Przypomnijmy – Kyrie miał 16 lat, a jego ojciec 42. Wreszcie pokonał swojego mentora, człowieka, który był jego wzorem od najmłodszych lat, gdy oglądał go w akcji. Nie tyle pokonał, co po prostu go zmiótł. Żaden z tych 15 meczów nie był nawet wyrównany. Wtedy Kyrie Irving uznał, że jest gotowy.

W zeszłym sezonie Irving w 11 meczach (na tyle pozwoliła mu kontuzja palca u nogi) zdobywał średnio 17,5 punkta i 4,3 asysty na mecz. Na przystąpienie do Draftu zdecydował się po tym, jak rzucił 28 punktów w przegranej Duke z Arizoną, w Sweet 16. Po prostu czuł, że jest gotowy. Tak jak wtedy, gdy pokonał piętnastokrotnie swojego ojca.

Dzień draftu był dla Irvinga bardzo udany. Nie dość, że został wybrany z pierwszym numerem, to jeszcze przez Cavaliers, z czego bardzo się cieszy. W Cleveland zagra z numerem 15. Nie z jedynką, gdyż ta jest zajęta przez Boobie Gibsona, ani nie z jedenastką, gdyż z nią grał Zydrunas Ilgauskas i ten numer będzie najprawdopodobniej zastrzeżony.

Wreszcie spełniło się jego marzenie. Już wtedy, gdy był w czwartej klasie podstawówki, a jego drużyna grała w hali NJ Nets, obiecał sobie, że zagra w NBA.

 

Z 'trójką’ poszedł Enes Kanter, Turek urodzony w Szwajcarii. Kanter urodził się dokładnie w Zurychu, gdzie jego ojciec, Mehmet, został doktorem histologii, więc jak widać, Kanter w przeciwieństwie do Irvinga nie miał w swoim ojcu koszykarskiego autorytetu. Nie przeszkodziło mu to jednak w dostaniu się do NBA, gdzie grać będzie w Utah Jazz. Już porównywany jest do innego Turka w SLC, Mehmeta Okura, nie tylko ze względu na narodowość, ale i dlatego, że obaj mają podobny styl gry. Zarówno Kanter, jak i Okur, są wysokimi graczami lubiącymi grać daleko od kosza, z bardzo dobrym rzutem. Kanter zapowiada się jednak lepiej, a jego bardzo dobra reputacja, wyrobiona m. in. podczas Nike Hoop Summit, gdzie pobił rekord Nowitzkiego (34 punkty, Dirk 33), pozwoliła mu na bycie wybranym w pierwszej trójce Draftu, pomimo tego, że Turek nie zagrał ani jednego meczu w barwach Kentucky. Federacja NCAA wykluczyła go z rozgrywek, gdyż pobrał on 33000$ od swojego byłego klubu, Fenerbahce Ulker.

Aha, wiedzieliście, co w języku tureckim oznacza nazwisko Enesa? Otóż – Kanter oznacza krew (kan) i pot (ter). Ot, taka ciekawostka.

 

Z kolei Jonas Valanciunas, wybrany z piątką przez Toronto Raptors, w NBA pojawi się dopiero w sezonie 2012/2013, gdyż wykupił on swój kontrakt z Lietuvos Rytas. Nudzić, przynajmniej w najbliższym czasie, się nie będzie, gdyż najpewniej zagra on w reprezentacji Litwy na EuroBaskecie, który odbędzie się właśnie u naszych sąsiadów.

 

Wybrany tuż po Litwinie Jan Vesely został głównym bohaterem draftu, choć trafił do Washington Wizards dopiero z szóstką. Wszystko przez to:

Czech ucieszył się wraz ze swoją dziewczyną, Evą Kodouskovą, która także jest koszykarką. Na koniec taki bonus:

Vesely urodził się w rodzinie ze sportowymi tradycjami. Jego ojciec, również Jan, także grał w koszykówkę, natomiast matka była siatkarką. Może dlatego Czech ma tak dobry wyskok, który wykorzystuje do slamdunków..

Czesi nie mają zbyt wielu koszykarzy na miarę NBA, a mimo to Vesely nie jest wśród nich popularny. Wszystko przez to, że swoje – póki co – najlepsze lata spędził w Serbii, w Partizanie, gdzie cieszy się bardzo dużą popularnością.

Czech porównywany jest do Dirka Nowitzkiego i Andrei’a Kirilenki, ale przede wszystkim nazywany jest czeskim Blakiem Griffinem. 'To Griffin jest amerykańskim Janem Vesely’m’ – wspomniał niegdyś on sam.

 

To wszystko na dziś, natomiast jutro powrócę z tym samym tematem.