Wakacje z NBA (4) – Nowi w NBA cz.3/Brian Shaw

Witam w czwartym już odcinku mojego cyklu wakacyjnego. Dziś znów kontynuacja gromadzenia ciekawostek o koszykarzach z tegorocznego naboru, natomiast by nieco zmienić temat, postanowiłem opowiedzieć Wam historię Briana Shaw’a. Ale to pod koniec, najpierw napiszę Wam to i owo nt. 'rookasów’.

 

Markieff i Marcus Morrisowie zostali wybrani odpowiednio z 13. i 14. numerem Draftu przez Suns i Rockets. Jak wiadomo, są oni bliźniakami. Markieff jest o 7 minut starszy od Marcusa. Morrisowie to nie pierwsza para bliźniąt grających w NBA. Jutro opowiem Wam o braciach bliżniakach, którzy grali w NBA.

Zarówno Markieff, jaki Marcus, są fanami futbolu amerykańskiego. Nie kibicują jednak jednej drużynie. Marcus jest po stronie klubu z rodzinnego miasta, Philadelphii Eagles, zaś jego brat jest fanem Dallas Cowboys.

Kolejną opisywaną postacią jest Kawhi Leonard, wybrany z 15. przez Pacers i wymieniony za George’a Hilla do San Antonio Spurs. Z nim wiąże się bardzo ciekawa, choć smutna historia.

Leonard w swojej młodości dużo czasu spędzał w myjni samochodowej swojego ojca, Marka. Pracował tam, ucząc się jednocześnie biznesu oraz – przede wszystkim – spędzając czas ze swoim ojcem. Wcześniej Kawhi związany był bardziej z matką, jednak gdy mył kolejne samochody, zbliżał się jednocześnie do ojca.

18 stycznia, 2008 roku. Uczęszczający wówczas do szkoły średniej Kawhi Leonard wracał właśnie samochodem po jednym z meczów koszykówki na tym właśnie szczeblu. Dzień jak co dzień. Zadzwonił jednak telefon – jego siostra przekazała mu najsmutniejszą wiadomość w jego życiu – ich ojciec został zastrzelony w swojej myjni samochodowej, w miejscu szczególnym dla niego, jak i dla swojego syna. Mark Leonard miał 43 lata.

Od tej pory nic już nie było takie samo. Świat się zatrzymał. Leonard nie chciał uwierzyć w tę tragiczną wiadomość.

Następnego dnia zdobył 17 punktów w przegranej jego drużyny Riverside King z Compton Dominguez. Po meczu załamał się, nie z powodu przegranej, bo to w tamtej chwili było najmniej ważne. Po raz kolejny w jego głowie były tylko wspomnienia, godziny spędzone w myjni Marka Leonarda.. Nie wiedział nawet, dlaczego jego ojciec zginął. Po prostu ktoś przyszedł do myjni i go zabił.

Od śmierci Marka Leonarda minęły już 3 lata, a jeszcze nikt nie został aresztowany. Najprawdopodobniej sprawa pozostanie nierozwiązana. Ale Kawhi nigdy o nim nie zapomni.

 

Na koniec zapowiadana wcześniej historia Briana Shawa.

Shaw, do niedawna asystent trenera Lakers, grał w NBA aż w siedmiu klubach. Grał z Larrym Birdem u schyłku kariery tego drugiego,  grał z Latrellem Sprewellem, gdy dusił on trenera Carlesimo, grał z Allenem Iversonem, z Shaq’iem w Orlando Magic i w Los Angeles Lakers, gdzie był jednym z elementów three-peatu. Ustanowił podczas pobytu w Miami ówczesny rekord trójek w jednym meczu (10), a w Portland grał jeszcze przed epoką 'Jail Blazers’.

Jego wieloletni przyjaciel i agent – Jerome Stanley – powiedział kiedyś o nim: „Brian jest jak Forrest Gump lub Zelig. Był częścią najlepszego okresu w historii NBA. W ostatnich dwóch dekadach, zawsze w tle gdzieś tam był Brian Shaw.

Shaw tamten dzień będzie pamiętał do końca życia. Miał wtedy 27 lat i kończył swój piąty sezon w NBA, ale gdy wracał do domu w czasie off-season, nadal był ukochanym synkiem swoich rodziców. Nic nie sprawiało mu takiej radości, jak oglądanie futbolu z ojcem, jedzenie gumbo przyrządzonej przez mamę, granie w karty z siostrą, czy dzwonienie kluczami przed jej córką, jedenastomiesięczną wówczas Brianną. Siostrzenica Briana od zawsze była oczkiem w jego głowie.

Celem Shaw’a było zapewnienie swoim krewnym spokojnego, dostatniego życia. W 1992 roku kupił trochę dóbr w Las Vegas i rozpoczął budowę drugiego domu. Pierwszy, znajdujący się w Oakland, również został zakupiony przez niego. Jak sam mówił: „Mój ojciec kocha boks, a moja matka uwielbia widowiska. Właśnie dlatego zdecydowałem się na Las Vegas.” Planował również sprzedaż samochodu, który sprezentował swojemu ojcu przed trzema laty na Dzień Ojca, by kupić mu nowy, również z tej okazji. Jego matka upierała się, by nowe auto kupić, gdy przeprowadzą się do Vegas, do którego trzeba było czymś dojechać.

Shaw do dziś zadaje sobie pytanie, dlaczego nie sprzedał starego auta, dlaczego rodzice nie polecieli samolotem, dlaczego kupił im ten dom w Vegas. W jego głowie pojawiło się tysiące scenariuszy „co by było gdyby?”.

 

Każdy na 54. ulicy znał pana Shawa. Był to człowiek godnej postury (188 cm, 130 kg), z tak wielkim sercem, jak wielki był on sam. Charles Shaw znany był w okolicy przede wszystkim z tego, że w każdy weekend zabierał dzieci z sąsiedztwa na tył swojego pick-upa i zabierał je na mecze koszykówki albo na ryby.

Charles i Barbara poznali się jeszcze na studiach, w Oakland. Zostali dobrym małżeństwem. On był mechanikiem, ona wychowywała dzieci. Barbara pochodziła z Gujany. Brian pamięta, że każdego lata rodzice zabierali jego i siostrę właśnie do rodzinnego miasta matki. Jechali z torbami pełnymi ubrań, których w drodze powrotnej już nie było. Wspominałem, że pan Shaw ma wielkie serce? Pani Shaw również. Brian wspomina: „Moi gujańscy kuzyni nie żyli w takim dostatku. W tych torbach były również moje ulubione ubrania, ale oni nigdy takich nie widzieli.

Wczesne wspomnienia Briana z koszykówką zawsze uwzględniały ojca, który wracał po pracy do domu, zmęczony brał piwo i siadał na dworze, obserwując syna stawiającego swoje pierwsze kroki w sporcie, który, jak się okazało, zapewnił całej rodzinie lepsze życie. Nie tylko patrzył – również udzielał porad, np. by wykorzystywać tablicę przy rzucie lub kozłować niżej nad ziemią. Także podczas meczów Shaw mógł liczyć na swoich rodziców, którzy kibicowali mu podczas rozgrywek szkół średnich, uniwersyteckich, a potem podróżowali nierzadko bardzo daleko, by wspierać syna w NBA. Nawet wtedy, gdy Brian grał we Włoszech, kilka razy na meczach pojawiali się państwo Shaw.

 

Plan był taki – Charles, Barbara, Monica i Brianna mieli wyjechać do Vegas o 18, ale pan Shaw z pracy wrócił dopiero 3 godziny później. Jak zawsze był zmęczony, ale jego praca tutaj miała się skończyć, w ogóle cała rodzina była zachwycona przeprowadzką do Las Vegas. Monica swoje 24. urodziny chciała obchodzić w nowym mieście. Brian został, gdyż razem ze swoją dziewczyną, a teraz żoną, Nikki, organizował imprezę. W niedzielę miał samolot do Vegas. Ojciec przed wyjazdem powiedział mu, że zadzwoni, gdy będą na miejscu. Gdy następnego dnia, o 8:30 rano zadzwonił telefon, Brian myślał, że to on. Dzwonili z biura koronera, by powiadomić o wypadku.

Charles zasnął za kierownicą. Samochód uderzył w dzielnik, co spowodowało wypadnięcie z niego wszystkich pasażerów – Charlesa (52 l.), Barbary (51), Moniki i Brianny. Matka i siostra Briana zmarły na miejscu. Charles został przewieziony do szpitala, ale po godzinie również zmarł. Brianna, która siedziała w foteliku, jako jedyna przeżyła. Również przewieziono ją do szpitala, z pękniętą śledzioną i uszkodzoną twarzą. To wszystko było jak w koszmarze.

Brian Shaw, gdy dowiedział się o śmierci swoich bliskich, był z Nikki. Po odłożeniu słuchawki nic nie powiedział. Po prostu milczał. Wyszedł na korytarz i nie wiedział co ma robić. Dopiero wtedy powiedział swojej dziewczynie, co się stało. Poleciał najbliższym samolotem do Vegas i odwiedził w szpitalu Briannę, ranną, ale żywą. Później pojechał na miejsce tragedii, następnie na złomowisko, na którym znajdował się wrak samochodu, który Shaw podarował ojcu, a potem do domu pogrzebowego, gdzie były ciała jego ojca, matki i siostry. Dopełnił formalności i wrócił do Oakland, by po raz ostatni pożegnać swoich bliskich.

Wszystko to spotkało 27-letniego chłopaka.

Pierwszym, który zadzwonił do Shawa po wypadku, był Reggie Lewis. Obaj panowie znali się, gdy Shaw grał jeszcze w Celtics. Reggie wraz z żoną Donną przyjechali na pogrzeb, zostali jeszcze kilka dni, by wesprzeć załamanego Briana.

Shaw i Lewis stali się bliskimi przyjaciółmi. Do 27 lipca 1993 roku byli w stałym kontakcie telefonicznym, rozmawiali o operacji Lewisa, bowiem ten miał kłopoty z sercem, a także o tym, że chce kupić on nowy dom. Tego samego dnia Shaw otrzymał telefon od Jeffa Twissa, dyrektora PR Celtics, który przekazał mu kolejną tragiczną wiadomość – Reggie Lewis nie żyje. Podczas treningu rzutowego miało miejsce zatrzymanie akcji serca.

Lato 1993 roku było dla Shawa najgorszym w życiu.

 

 

Komentarze do wpisu: “Wakacje z NBA (4) – Nowi w NBA cz.3/Brian Shaw

Comments are closed.