Cześć. Ostatnio przez koszykarski świat przeszła wiadomość – Yao Ming kończy karierę. Właśnie temu poświęcę dzisiejszy odcinek 'Wakacji’.
Po dziewięciu sezonach gry w NBA (choć ostatnie sezony z grą niewiele miały wspólnego) chiński kolos (229 cm) kończy karierę. Szkoda, bo według mnie zdrowy Ming jest drugim najlepszym centrem w lidze. Ale, no właśnie, zdrowy. Ostatni raz takiego Minga widzieliśmy w play-offs 2009, gdzie Rockets dzielnie walczyli z Lakers. Ale właśnie wtedy Yao doznał kontuzji, która męczyła go aż do końca kariery. Nie ta jedna – w 2006 roku doznał kontuzji stawu skokowego.
Yao Ming był zawodnikiem nieprzeciętnym – dziewięć sezonów i aż 8 nominacji do Meczu Gwiazd. O tym drugim nie decydowała wyłącznie gra, lecz narodowość. Chińczycy nie mieli do tej pory swojego reprezentanta w NBA takiego pokroju, więc postanowili go wspierać podczas głosowań do ASG. A, że „Chińczyków jest dużo jak mrówków”, Ming zdrowy lub niezdrowy był w pierwotnych składach Zachodu w Meczach Gwiazd.
Gdyby był zdrowszy, pokazałby jeszcze dużo na parkiecie. Z pewnością odszedł przedwcześnie – wiek 30 lat to dość młody wiek, jak na emeryta. Gdyby był zdrowszy, osiągnąłby pewnie więcej w play-offs, bo maksymalnym jego sukcesem w tej fazie jest druga runda w 2009 r, w której, o ironio, doznał kontuzji eliminującej go z gry. Rockets przegrali w 7 meczach z późniejszym mistrzem – myślicie, że z Mingiem wygraliby z Jeziorowcami? Ja tak sądzę. Czy wygraliby mistrzostwo? Cóż, przeciwnik w Finale Konferencji – Denver Nuggets – byłby do pokonania, podobnie jak finalista Orlando Magic.
Jedno jest pewne – to, jak spopularyzował basket w Chinach, jest godne podziwu. To on był powodem, dla którego wiele chińskich stacji TV kupiło prawa do transmisji NBA. To jego koszulki sprzedawały się jak świeże bułeczki, nawet teraz. To on wykreował pośrednio 'hype’ Yi Jianliana, który się jednak nie sprawdził. Jak widać, to, że jesteś Chińczykiem i jesteś wysoki, nie znaczy, że jesteś Yao Mingiem. On był wyjątkowy. Yao nie bazował wyłącznie na swoim wzroście, tak jak wielu obecnych środkowych, lecz na wyszkoleniu technicznym i dobrej grze na post-up.
Całą karierę spędził w Rockets, którzy wiele mu zawdzięczają. Chodzi mi tu nie tylko o świetną grę, ale i dużo yuanów, które dzięki Chińczykowi wpłynęły do kasy klubu. Koszulki, karnety, gadżety, prawa do transmisji itd.
Podsumowując, Yao Minga zapamiętam jako kolosa, gracza, który swego czasu dominował. Szkoda, że kontuzje trochę przysłoniły jego niewątpliwą wielkość (nie wzrost – wielkość), ale ci, którzy widzieli go w akcji, zapamiętają go dobrze.
szkoda yao troche, ogolnioe ogladalem program o nim jak zadomawial sie w warunkach amerykanskich, i oprocz wzrostu i skillsow to spoko ogarniety ziomek