Dzisiaj postanowiłem dopieścić fanów Knicks. Dlatego też w Bezpośrednich pojedynkach spotka się dwójka obwodowych graczy tego klubu, którzy mimo wszystko nie otrzymali takiego szacunku na jaki zasługują.
Pierwszym z moich bohaterów będzie Allan Houston. Ten mierzący 198 cm obrońca trafił do NBA wybrany z 11 numerem pierwszej rundy draftu przez Detroit Pistons. Już tam dał się poznać jako utalentowany strzelec notując w najlepszym sezonie 19.7 ppg. Po tak dobrych rozgrywkach i mając wygasający debiutancki kontrakt na ręce stał się łakomym kąskiem dla innych klubów. Jego wybór padł na Nowy Jork gdzie zamierzano go wykorzystać jako drugą broń po Patricku Ewingu. Mentorem Allana został John Starks, który mimo że rywalizowali o miejsce w składzie bardzo chętnie mu pomagał.
Za jego czasów Knicks dotarli do finałów (1999). Stali się wówczas pierwszą drużyną w historii, która to osiągnęła startując z ostatniego miejsca w Playoff. Sam Houston miał w tym duży wkład, a do historii przeszedł jego rzut w biegu, który dał wygraną nad Miami Heat i awans do drugiej rundy. To zagranie trafiło zresztą na listę 60 najlepszych akcji w historii Playoff (50 miejsce).
NYK byli jedną z najchętniej oglądanych drużyn w lidze. Dobra gra i rosnąca pozycja Houstona w drużynie sprawiły, że dostał propozycję maksymalnego kontraktu. Zarabiając blisko 20 mln $ za sezon i mając coraz większe problemy z kolanami zaczął ciążyć Knicks. Nie można powiedzieć, że po złożeniu podpisu sobie odpuścił – bardzo chciał grać, odmówił nawet operacji latem 2004 roku aby tylko zdążyć na pierwsze spotkanie. Ostatecznie jednak musiał się poddać i zakończył karierę po sezonie 2004/2005 występując w zaledwie 20 spotkaniach.
Jego statystyki kariery są imponujące. 17.3 ppg, 2.9 rpg, 2.4 apg. Jeden z najbardziej eleganckich rzutów z wyskoku w historii Nowego Jorku.
Nieco inna jest historia Latrellela Sprewella. Spree trafił do ligi z 24 numerem w drafcie. Wybrali go Golden State Warriors i wkrótce się miało okazać, że był to strzał w dziesiątkę. Dynamiczny obrońca od pierwszego sezonu stał się kluczową postacią Warriors i szybko zdobył uznanie kibiców. W 1994 po raz pierwszy został wybrany do Meczu Gwiazd. W sezonie 1996/97 był piątym strzelcem całej ligi z 24.2 ppg.
To co jednak zapamiętała większość osób z jego kariery w Golden State to incydent z trenerem PJ Carlisimo. Podczas treningu Carlisimo zwrócił uwagę Spree aby bardziej przykładał się do podań (dokładnie użył zwrotu „put a little mustard„). Latrell odpowiedział, że nie jest w nastroju na krytykę. Gdy PJ nie odpuszczał zagroził mu, że go zabije i zaczął go dusić dopóki koledzy z drużyny ich nie rozdzielili. Po 20 minutach znów wpadł w furię i uderzył trenera. To i wcześniejsze problemy wychowawcze sprawiły, że Sprewell został zawieszony na 62 mecze (ówczesny rekord) i było jasne że jego czas w Golden State dobiegł końca.
Niezrażeni niesfornością Spree byli New York Knicks, którzy ściągnęli go do siebie w 1998 roku za Johna Starksa, Chrisa Millsa i Terry’ego Cummingsa. Latrell opowiadał, że jest teraz innym człowiekiem i wkrótce zaczął udowadniać to na parkiecie. W pierwszym sezonie wystąpił tylko w 4 meczach w pierwszym składzie, ale już w Playoff był wiodącą postacią drużyny i wraz z Houstonem i Ewingiem poprowadził drużynę do finałów. W ostatnim spotkaniu – G5 ze Spurs rzucił 35 punktów i zebrał 10 piłek co docenił nawet Slam Magazine umieszczając go na okładce.
Przez kolejne 4 sezony był wiodącą postacią Knicks grając jako niski skrzydłowy. Jego gra zaowocowała nowym kontraktem gwarantującym mu 63 mln $ za 5 lat gry. Spree zachwycał mobilnością, walecznością i łatwością zdobywania punktów.
Przed sezonem 2003/2004 został wymieniony za Keitha van Horna, Glenna Robinsona i Terrella Brandona by trafić do Timberwolves. Tam wraz z Kevinem Garnettem i Samem Cassellem stali się prawdziwym objawieniem przegrywając dopiero w finałach Zachodu z LA Lakers. W 2004 roku Minnesota zaoferowała mu przedłużenie kontraktu (21 mln $ za 3 lata gry). Spree poczuł się tak urażony wysokością kontraktu, że udzielił takiej publicznej wypowiedzi:
I have a family to feed … If Glen Taylor wants to see my family fed, he better cough up some money. Otherwise, you’re going to see these kids in one of those Sally Struthers commercials soon.
Jak się można było spodziewać to praktycznie oznaczało jego koniec przygody z T’wolves. Po dograniu do końca rozgrywek 2004/2005 Latrell został wolnym graczem. Nie potrafił się pogodzić z tym, że nikt nie wycenia jego umiejętności tak jak on sam. Przy braku odpowiednich ofert postanowił zakończyć karierę. Jego statystyki z NBA to 18.3 ppg, 4.0 rpg, 4.0 apg
Kogo Wy cenicie bardziej i kogo byście widzieli w swojej drużynie?
za houstonem nie przepadałem choć to świetny strzelec. więc pewnie wziąłbym spree…
stawiam na rozsądnego Houstona , niż Spree – zawsze mnie drażniły jego poza boiskowe ekscesy; duszenie Carlesimo i pogryzienie własnej córki przez jednego z jego psów, momentum jego kariery to odpuszczenie 20-milionowego kontraktu w Minny „tekst bo muszę wykarmić rodzinę..” tylko ,że później już nie grał!
Houston, bardzo dobry strzelec z dystansu, idealny zawodnik, np. do dzisiejszych Chicago. Wybór mój pada na niego. Sprewell mogłby rozwalać zesół od środka, chociaż umiejętności też mu odmówić nie można. Niemniej o pół długości AH
a ja lubiłem Sprewella, nie za jego pozaboiskowe wyskoki, ale za to co robił na boisku. Moim zdaniem był lepszym koszykarzem niż Houston (choć ten drugi był lepszym strzelcem) jednak był nieobliczalny w grze. Pamiętam akcję, gdzie wychodził w kontrataku sam z połowy. Zamiast biec do kosza pobiegł w stronę linii końcowej, po czym trafił za 3 punkty.
Pomimo tego, że bardzo lubiłem Spree za jego grę i uważam go za lepszego koszykarza, do swojego zespołu wybałbym Houstona
Sprewell, potrafił lepiej 'pociągnąć’ drużynę + grał na 3 pozycjach: pg, sg i sf.
Bob, a może Bruce Bowen vs Shane Battier?
Jestem zaskoczony na plus że ktoś pamięta Bowena :) Zdecydowanie wezmę to pod uwagę.
Ps. Niewiele osób wie, że Bruce poza bycia kapitalnym obrońcą był strasznym żartownisiem :)
Nie wiem co trzeba mieć w głowie, żeby argumentować, że kontrakt w wysokości 7mln$ na rok jest za niski, bo nie pozwoli wykarmić (wychować) dzieci… Durant kupuje używane auto, na mecze przychodzi z plecakiem, wziął niższy kontrakt od Nike, zamiast od Adidas’a, bo zawsze nosił buty tej firmy. Jakoś dla niego w tej całej „zabawie” a.k.a. NBA pieniądze nie przyćmiły mu tego co jest najważniejsze, a Sprewell umiejętności może mu pozazdrościć. Zdecydowanie wziąłbym Houston’a.