Przez blogosferę w Stanach Zjednoczonych jak i w Polsce przetoczyła się informacja jakoby Marcin Gortat był na wojennej ścieżce z Robinem Lopezem. Wszystko za sprawą wypowiedzi naszego jedynaka w czasie spotkania z dziećmi na jednym z jego obozów.
Według blogu Ball don’t lie Marcin pierwszego dnia zapytał swojego rywala do miejsca w składzie gdzie zaczynają się zajęcia – na sali treningowej czy od analizy video. Lopez miał odpowiedzieć, że nie wie co sprawiło że Polak poszedł na salę. Długowłosy center tymczasem powędrował na sesję video. Po kilkunastu minutach do Gortata zszedł trener Gentry z pytaniem dlaczego nie ma go z resztą drużyny. Tłumacząc się od szkoleniowca usłyszał, że każdy z graczy jego drużyny wie, że dzień zaczyna się od materiału filmowego…
Jakkolwiek lekko (może nawet zabawnie) brzmi ta scenka to nie można jej do końca lekceważyć. Nie chodzi tutaj tyle co o dziwne zachowanie Lopeza, ale o komentowanie tego publicznie przez MG. Takie sprawy załatwia się prywatnie, a na pewno puszcza się je w niepamięć po połowie sezonu spędzonego razem. Nie zdziwiłbym się gdyby Marcin dostał burę od starszych kolegów za psucie atmosfery w drużynie za podobne wypowiedzi.
Sam Gortat kontynuując swoją wypowiedź powiedział jeszcze:
This guy (Lopez) had such a big chance, such a big opportunity, to play in the best league. When I was Orlando, playing behind Dwight (Howard), I was praying to get a chance to play and he (Lopez) has had this chance for two years and he didn’t take. So I thought, when you don’t want it, there will be 50 persons behind you, waiting to take this chance, and then I came by and I took (it). Sorry, that’s business, that’s life.
Trudno się z nim nie zgodzić, ale ponownie – jako kolega z drużyny może tak myśleć, ale nie powinien tego mówić na głos.
Jakkolwiek sam konflikt może i prawdopodobnie jest mocno naciągany. A wspomniana historia przytoczona przez Marcina jako anegdota to grając już kolejny rok w NBA powinien być bardziej świadomy, że cokolwiek powie od razu trafi na czołówki serwisów internetowych. Tymbardziej w taką flautę informacyjną jaką jest lockout…
Dobrym zakończeniem tego wpisu może być jednak burza w komentarzach, która pojawiła się pod wpisem na blogu Ball don’t lie. Jej autor – Eric Freeman – został zrównany z ziemią za niedocenianie Gortata. Widać, że Polak cieszy się już wielkim szacunkiem za wielką wodą co każdego z nas powinno napawać dumą.
Edycja. Film z opisywanego zdarzenia – dzięki Krzych!
fajna wzmianka :D widziałem dzisiaj Marcina na badaniach sportowych na skrze, nie wyglądał na przejętego całą sytuacją. Wyglądał na wypoczętego i gotowego na grę w reprezentacji.
ps chłopaki robicie kawał dobrej roboty na tym blogu :D
Marcin opowiadający o całej sytuacji
Dorzuciłem film do artykułu. Dzięki!
Osobiście uważam, że takie szczegóły powinien trzymać raczej do zakończenia kariery czy ewentualnie publikacji biografii, bo pewnie kiedyś taką wypuści, ale z drugiej strony nie wiem, czy można go krytykować za to, że nie owija w bawełnę i mówi jak jest. Powiem wam, że jestem też fanem F1 i wypowiedzi przesiąknięte PRem aż odrażają od ich czytania, może więc lepiej, że w sporcie prawdziwych facetów nikt się nie przejmuje tym jak ludzie odbiorą ostrzejsze słowa.
W końcu gadanie w kółko o pozytywach jest nudne.
Jasna sprawa – z naszego punktu widzenia to jest bardzo ciekawe, jednak z punktu sportowej psychologii to błąd, a Amerykanie są bardzo uczuleni na punkcie utrzymywania team spirit…
może mu pocisnął żarcik na przywitanie, wkońcu gwiazdą jak Carter nie jest a ten się spiął i przeżywa teraz i wielkie halo z tego robi. w tym wypadku powinien się wyluzować bardziej, nie jest to powód do jakiś poważniejszych spięć.
Marcin nie potrzebnie opowiada o takich rzeczach… Cieszą jednak pozytywne głosy płynące zza oceanu o naszym rodaku ;)
A może Gortat po prostu już taki jest? Zapadło mi w pamięć jak mówił o potrzebie poprawy defensywy w Suns po ledwie paru rozegranych tam meczach i na probaskecie jechali po nim w dziesiątkach komentarzy, a zasadniczo miał rację… W końcu walczyli o play off.