Autor: Kuba Kacprzak
Pamiętam bardzo dobrze poprzedni lockout. Towarzyszył on smutkowi po rozpadzie chicagowskiej dynastii i przejściu na drugą emeryturę Michaela Jordana. Gdy teraz znów jesteśmy w sytuacji gdy rozgrywki NBA są zagrożone i nie wiadomo, czy sezon w ogóle się odbędzie, niczym grom z jasnego nieba (żadnych aluzji do Thunder proszę) spadła na mnie myśl, że sytuacja jest bliźniaczo podobna do tej sprzed 13 (czyżby pechowa liczba tyczyła się NBA?) lat. Zakończenie minionych rozgrywek również spowodowało zakończenie hegemonii jednego klubu. Los Angeles Lakers odpadli już w półfinałach.
Oczywiście wątpliwe, że „Jeziorowcy” stracą wszystkich swych liderów tak jak miało to miejsce w przypadku Bulls. Mimo to wiadomo, że era ich dominacji się skończyła. W 98′ z ligą pożegnał się Jordan. W 2011 karierę zakończył Shaquille O’Neal, a z trenerską ławką rozstał się Phil Jackson. Zarówno „Big Diesel” jak i „Zen Master” to postacie legendarne. Shaq to dla mnie najbardziej dominujący center lat 90 i początku XXI wieku. A Jackson… tutaj nawet nie ma sensu pisać nic więcej. Zdobyte mistrzostwa mówią same za siebie, a styl jego pracy przejdzie do historii jako jeden z najbardziej ciekawych.
Pytanie tylko jak teraz będzie wyglądać NBA. Po lockoucie w sezonie 98/99 rozpoczęła się droga ku mistrzostwu San Antonio Spurs. Zespół, na który nikt nie stawiał pewnie ograł New York Knicks 4:1, a w późniejszych latach dorzucił jeszcze 3 mistrzowskie pierścienie. Czy teraz możemy spodziewać się, że któraś z drużyn także okaże się czarnym koniem? Kandydatów jest wielu. Miami Heat, którzy już w pierwszym sezonie po przebudowie doszli do finału. Jeśli reszta drużyny zrozumie, że sam D-Wade i LBJ to za mało, by osiągnąć sukces to kto wie, czy nie zdominują oni rozgrywek.
Jednak w Konferencji Wschodniej jest kilka drużyn, które mogą im pokrzyżować plany. Odrodzeni Bulls z NIEWIARYGODNYM Derrickiem Rosem, podrażnieni wczesną porażką w minionym sezonie Boston Celtics, Orlando Magic, którzy mają chyba ostatnią szansę na sukces z Dwightem Howardem w składzie. No i oczywiście zbrojący się New York Knicks. A przecież wymieniłem tylko ekipy ze Wschodu. Po drugiej stronie kraju także stawka wydaje się być niezwykle wyrównana. Młodzi gniewni z Memphis, którzy zaliczyli najlepszy sezon w historii klubu i mogą nieźle namieszać w kolejnym. Mistrzowie z Dallas, chcący się odbudować Lakers, kolejne młode talenty z Oklahomy z NIESAMOWITYM Durantem. Solidni będą także doświadczeni Spurs.
To co zapadło mi w pamięć po poprzednim lockoucie to także zmiana stylu gry wielu drużyn. Dziś NBA także się zmienia. Podkoszowi zawodnicy muszą umieć nie tylko bombardować kosz mocnymi wsadami, ale i rzucać z półdystansu. Po lockoucie w 98′ mieliśmy genialny „showtime” w wykonaniu Sacramento Kings. Nie zdziwię się, jeśli teraz będziemy zachwycać się szybką, efektowną grą w wykonaniu Thunder, Grizzlies czy Bulls. Jestem pewien, że po obecnym lockoucie będziemy świadkami kilku zmian w NBA. Mam nadzieję, że będą to zmiany na lepsze. I tak już na koniec… spadaj lockoucie!
Kuba Kacprzak redaguje swój blog Ostro słodkie myśli o sporcie i nie tylko
Sytuacja podobna, nawet konczenie pracy (a raczej kolejna przerwa) przez Jacksona.
JEDNAK zasadnicza roznica polega na tym, iz Ci Bulls , o ktorych piszesz byli niepokonani, zdobyliby jeszcze dwa mistrzostwa w tym skladzie trenersko-zawodniczym, a Ci Lakers przegrali z kretesem.
jako grających następny showtime „stawiam” LAC