Jednym z 3 wybranych graczy Texasu w 1 rundzie był Jordan Hamilton i to jego osobie poświęcimy tym razem kilka słów. Jeszcze przez kilkadziesiąt minut po tym jak z numerem 26 wybrali go Mavericks pochodzący z Kalifornii skrzydłowy mógł cieszyć się z tego, że nie czeka go daleka przeprowadzka. Trade z Millerem, Feltonem i Fernandezem w roli głównej sprawił jednak, że teksańska strzelba zagra w Colorado dla Nuggets gdzie już czeka na niego rywalizacja z Chandlerem, Gallinarim i Afflalo.
Urodził się w Los Angeles jako trzeci z 5 synów Grega i Karen Hamiltonów, a stało się to 6 października 1990. Jego niska pozycja w drafcie zwłaszcza w odniesieniu do partnera z Texasu Tristana Thompsona była dosyć zaskakująca. Świetny strzelec z perspektywami mogący grać na 2 pozycjach – to nie skusiło ani Warriors, ani Sixers, ani Pacers. Zwłaszcza gdy pojawiły się plotki odnośnie odejścia Iguodali z Philadelphii taki gracz wydawał się logicznym wyborem dla tego zespołu.
W high schoolu jak większość późniejszych pierwszorundowych picków popisywał się świetną grą. Jako junior w Dominguez HS notował średnio 27 punktów i 11 zbiórek. Błysnął podczas Collision ASG (małe show dla seniorów HS z okolic Los Angeles) rzucając aż 39 punktów i dominując na tablicach z 17 zbiórkami. Tradycyjnie już dołożył występ na Jordan Brand Classic pokazując dosyć wszechstronną grę z 8 punktami, 4 zbiórkami i 4 asystami.
Karierę w NCAA rozpoczynał jako rezerwowy, a minuty dzielił z Damionem Jamesem (zeszłoroczny wybór Hawks, wytransferowany do Nets). Longhorns nie imponowali i szybko odpadli z rozgrywek po porażce z Wake Forest Al-Farouqa Aminu gdzie właśnie wchodzący z ławki Hamilton trafił aż 5 trójek (19pkt/6zb) i był najjaśniejszą postacią swojego uniwersytetu w pożegnalnym meczu. Fakt, że trochę pechowym, bo przegranym 1 punktem po dogrywce… Po tym jak trzech graczy University of Texas zostało wybranych w drafcie 2010 (w tym James) z góry wiadomo było, ze w swoim
drugim sezonie Jordan będzie w Longhorns jednym z najważniejszych graczy. Pokazał to już 1 mecz z Navy gdzie rzucił 26 punktów i dołożył 10 zbiórek. Równą formę trzymał przez cały sezon. Tylko raz rzucił mniej niż 10 punktów – z North Florida, lecz zagrał wtedy tylko 19 minut. W całym sezonie zanotował znaczny progres. Z 10 punktów z freshman year skoczył do 18 na drugim roku, a z 3,7 zbiórek poprawił się do 7,7. Także skuteczność uległa poprawie (w pierwszym sezonie ledwie 57% celnych osobistych, w drugim 78%). Kto wie dokąd zaszłaby drużyna Hamiltona, Thompsona i Josepha gdyby nie jednopunktowa, kontrowersyjna (zamieszanie z timeoutem) porażka z Arizoną Derricka Williamsa w 3 rundzie Zachodu. Po tym sezonie nowy gracz Nuggets został uhonorowany wyborem do drugiego zesppołu All-Americans obok m.in. wyżej wspomnianego Williamsa i Kawhi Leonarda.
Jordan Hamilton mimo 20 lat jest już całkiem ukształtowanym koszykarzem. Dwa sezony w NCAA były dla niego niezłym przetarciem przed walką o minuty w NBA. W odróżnieniu do wielu rówieśników potrafił przez cały sezon prezentować równą, wysoką formę, czyli to co jest ważne na początku walki o miejsce w składzie drużyn z najlepszej ligi świata. Jest nieprzeciętnym strzelcem, w sophomore year trafił 90 trójek na 38% skuteczności. Nie potrzebuje dużej przestrzeni by oddać rzut. Potrafi dobrze zbierać jak na niskiego skrzydłowego. Może grać zarówno jako shooting guard, jak i small forward chociaż to ta druga pozycja jest jego nominalną. Najlepiej sprawdziłby się zapewnie w ofensywnie grającym zespole, szukającym okazji do rzutów za 3 i kontrataków (świetnie do nich biega). Jeśli chodzi o jego słabe strony może być typowym graczem silnym w tylko jednym aspekcie gry. Jako freshman miał problemy z grą zespołową chociaż z czasem ulegało to zmianie. Skupiony głównie na grze daleko od kosza, rzadko wymusza faule.
Historia NBA nie raz pokazywała, że właśnie tacy gracze mogą stanowić niezwykle wartościowe uzupełnienie zespołu. Nie sądzę by absolwent Texasu był kiedyś w NBA all starem, ale wcale nie musi być szaraczkiem wchodzącym na 15 minut by rzucić swoje trójki i usiąść na ławce spowrotem. Wg draftexpress w najlepszym wypadku może być kimś pokroju Stephena Jacksona – to chyba nie tak źle? Musi jednak znaleźć w NBA swoje miejsce i trenera, który zrobi z niego produktywnego shootera oraz będzie w stanie wykorzystać maksymalnie jego potencjał. Młoda drużyna Denver i George Karl to chyba całkiem dobre miejsce na początek.
No to czytając Twoje rozważania mniemam ,że do Denver powędrowali dwaj świetni gracze, a Geroge Karl nie musi się martwić o swoich rezerowowych i obsadę pozycji 2-4
Jakby nie patrzeć wzięli dwóch chłopaków z All Americans – nikomu innemu się to nie udało. Karl może z nich zrobić dobrych zadaniowców na pierwszy sezon – nie można wykluczyć do jakiego stopnia sie rozwiną, ale fakt jest taki, że Denver miało sporo szczęścia w tym drafcie. Hamilton tak nisko w notowaniach nie stał od 2010 roku, a był nawet kandydatem do loterii.
Faried jeśli zbierał jak maszyna w NCAA to tutaj też poniżej pewnego poziomu nie zejdzie, a jak Hamilton umie rzucić za 3 to swoje powinien trafiać.