W czwartym dniu argentyńskiego turnieju doczekaliśmy się sporej niespodzianki. Dominikana jeszcze przedwczoraj przegrywała z Kanadą, a teraz wraca do gry po zwycięstwie nad Brazylijczykami. Być może dzień przerwy zaszkodził Canarinhos, którzy w 4 kwarcie nie mieli recepty na powstrzymanie Al’a Horforda i ulegli po raz pierwszy na tej imprezie.
Grupa A:
Kanada – Kuba (84-62)
Przed Kanadą uskrzydloną zwycięstwem z Dominikaną zadanie wydawało się być dosyć proste. Kuba na tym turnieju nie zagroziła jeszcze nikomu i jest murowanym pewniakiem do odpadnięcia z turnieju już po pierwszej fazie. Kanada od razu narzuciła swoje tempo, a rywale przez 7 minut pozostawali z dwoma punktami na koncie. Ostatecznie po pierwszej kwarcie było 22-7 dla drużyny Leo Rautinsa. Druga miała podobny scenariusz jednak Kubańczycy wreszcie zaczęli trafiać i rywale zwiększyli prowadzenie o tylko 3 punkty. Później Kanada tylko powiększała swoją przewagę, a przegrani większość swoich punktów zdobywali z rzutów osobistych. Najwięcej punktów dla Kanady – 13, zdobył Shepherd. Andy Rautins (9pkt/5zb/3ast), który wczoraj trafił aż pięć rzutów za 3 dzisiaj tyle samo spudłował, nie trafiając przy okazji żadnego. Joel Anthony zanotował 7 punktów i 5 zbiórek.
Dominikana – Brazylia (79-74)
Brazylia wróciła do gry po dniu przerwy i od razu czekał na nią zimny prysznic. Początek meczu to bardzo skuteczna gra z obu stron. Niezły pojedynek toczyli Splitter (16pkt/10zb) i Horford (22pkt/5zb). W drugiej kwarcie Brazylijczycy trochę zaspali i po dwóch celnych rzutach Jacka Martineza (10pkt/10zb/3ast) oraz trójce Ramona (3pkt/1zb) tracili do rywali już 6 punktów. Mecz by bardzo wyrównany z częstymi zmianami na prowadzeniu. Ostatecznie Domikana prowadziła do przerwy 4 punktami, a Horford zdobył ich w pierwszej połowie aż 14. Wydawało się, że Brazylia opanowała sytuację i kiedy tylko 3 kwarta się rozpoczęła świetnie grający Huertas (16pkt/5ast/3zb/10strat) i Vieira (18pkt/4zb) wyprowadzili swój zespół na 7 punktowe prowadzenie. Wtedy fantastyczny popis dali gracze z NBA – najpierw 2 razy za 3 trafił Franscisco Garcia (14pkt), a potem to samo choć tylko raz zrobił Charlie Villanueva (6pkt/5zb). W końcowych minutach Canarinhos mieli ogromne problemy z ofensywie i nawet zbiórki pod koszem rywala nie ułatwiały im zdobywania punktów. Dominikana po raz kolejny wykorzystała błędy przeciwnika i Horford, który wziął na siebie ciężar gry nie pozwolił by rywale jeszcze raz odrobili straty.
Grupa B:
Urugwaj – Panama (77-61)
Pierwsze zwycięstwo w turnieju wywalczył Urugwaj dzięki czemu ma duże szansę na awans do dalszej fazy. Ich rywalem była Panama, która wcześniej zwyciężyła z Paragwajem. Znakomicie zagrał Esteban Batista, który w poprzednich meczach był dużym rozczarowaniem – 24 punkty i 10 zbiórek. Lider Panamy Gary Forbes rzucił w tym spotkaniu 19 oczek jednak przy kiepskiej, 32 procentowej skuteczności. Pierwsza połowa była wyrównana, w drugiej Urugwaj zaczął już zdecydowanie dominować i powiększać przewagę. Dobry mecz zagrał także Osimani – 15pkt/4ast/3zb/3stl.
Argentyna – Portoryko (81-74)
Podobnie jak Brazylia zespół gospodarzy przystępował do gry po dniu odpoczynku i okazało się, że akurat argentyńskim gwiazdom taki rozwój wydarzeń nie zaszkodził. Udany początek spotkania miał Carlos Arroyo, który w pierwszej kwarcie rzucił 9 punktów i trzymał swoją drużynę blisko faworytów. Portoryko swoją równą i skuteczną grą udowadniało, że jest w stanie walczyć z plejadą gwiazd reprezentacji Argentyny i świetna postawa w ofensywie pozwoliła im prowadzić do przerwy dwoma punktami. Po przerwie na boisko wróciła już zupełnie inna drużyna gospodarzy – uaktywnili się właściwie wszyscy. Manu (23pkt/3ast), Scola (16pkt/7zb), Prigioni (7pkt/4zb/8ast), Nocioni (9pkt/7zb) i Delfino (14pkt/4zb/3stl) – każdy z nich starał sie w tamtym momencie ciągnąć grę drużyny i na zakończenie 3 kwarty Portoryko traciło już 12 punktów. Arroyo (24pkt/3zb/3ast) i Barea (11pkt/4ast/4zb) nie poddawali się, ale straty okazały się zbyt duże i mimo zwycięstwa w ostatniej kwarcie Portorykańczycy ulegli Argentynie 7 punktami.