Podobnie jak we wszystkich eurobasketowych grupach pierwszej rundy rozgrywki dobiegły końca także w Kłajpedzie. Przyjrzyjmy się bliżej 5-dniowej rywalizacji między tymi drużynami i przeanalizujmy realną siłę tych ekip.
Bułgaria – Gruzja 69:79
W ostatniej kolejce meczem otwarcia było spotkanie Gruzinów z Bułgarią. Gruzini wyglądali do tej pory nader solidnie i nie zaliczali wpadek. Wydawali się być faworytem tego starcia (tak jak Polacy z Wielką Brytanią…), ponieważ wygrana dawała im awans. Sęk w tym, że Bułgarom również. To znaczy nie do końca. Właśnie od pierwszy minut, prowadzeni przez Earla Rowlanda Bułgarzy nie poddawali awansu i kontroliwali spotkanie w zasadzie od wznowienia. Gruzini nigdy nawet nie zbliżyli się do przeciwnika, mimo że solidny mecz rozgrywali trzej jej liderzy – Zaza Pachulia (13), Manuchar Markoiszwili (13) i Wiktor Sanikidze (18). Rowland (25) to było tego dnia za dużo dla Gruzji. Przegrali oni swoją szansę i niemalże sami wyrzucili się za burtę rozgrywek…
Rosja – Słowenia 65:64
Po meczu Andrei Kirilenko powiedział, że ich znakiem rozpoznawczym jest obrona. Kto wie, mnie bardziej urzeka ułożona ofensywa Rosjan w tym turnieju, tym bardziej dziwiły mnie ich kłopoty ze zdobywaniem punktów w meczu o pierwsze miejsce w grupie. Trwało to jednak do czasu. Nierówne słoweńskie gwiazdy ostatecznie nie dały rady głębokiej, elastycznej drużynie Davida Blatta. Sprawy w swoje ręce znów wziął długi, potrafiący wszystko Andrej Woroncewicz. Rzucił 18 punktów i był najlepszym strzelcem meczu. Zatrzymał też Erazema Lorbeka na skuteczności 6/13, co jest szalenie trudnym zadaniem. Bohaterem był jednak Siergiej Monia, który trafił game-winnera praktycznie równo z syreną. Rosja asystował 19 z 27 koszy z gry = ułożona ofensywa.
Ukraina – Belgia 74:61
Dziwny mecz. Pierwsze wielkie zwycięstwo Ukraińców, ale niestety pyrrusowe. Na przykładzie tego zespołu możemy bronić tezy, że wielki trener nie wystarczy do osiągnięcia nawet tak drobnego sukcesu, jak awans do drugiej rundy na Eurobaskecie. Zabrakło im do tego 12 punktów więcej. Najwięcej miał ich Oleg Pecherov (15), ale Wiaczesław Krawcow zebrał 16 piłek! Wszystko to jednak na nic. Belgowie w ogóle już się poddali, drugą kwartę przegrali 30:10…
Tym samym z grupy awansowali Rosjanie, Słoweńcy i Gruzini. Tylko tę pierwszą ekipę należy brać na poważnie w kwestiach rozstrzygnięć medalowych. Może nie mają największych nazwisk na litewskim Eurobaskecie, ale mają team z prawdziwego zdarzenia prowadzony i ułożony przez legendarnego szkoleniowca, czterech graczy ze stażem w NBA (Mozgov, Kirilenko, Monia, Hrjapa) i fantastycznego gracza z pozycji 4/5, Woroncewicza. Fridzon także ma dobry turniej. Słoweńcy bez Smodisa, Udriha i Vujacicia najwyraźniej nie są w najwyższej formie i tylko szczęśliwemu losowaniu zawdzięczają awans, bo w tej dyspozycji nie daliby rady Polakom. Z grupy wyszli nawet Gruzini, których wcale nie skazywałbym jednak na pożarcie w starciu z Grecją czy Macedonią. Pozostaje się tylko wkurzać, że prawa część drabinki, z winy rozstawień FIBY w koszykach, jest tak słaba, że ktoś z trójki Finlandia, Macedonia albo Gruzja, zagra w 1/4 Finału, a zabraknie tam Francji, Serbii, Hiszpanii, Litwy, Turcji albo Niemiec. Brawo, FIBA.
Trzy drużyny, które odpadły w Grupie D zwyczajnie nie prezentują najwyższego europejskiego poziomu. Bułgarzy są solidni i doświadczeni, ale brak im talentu. Belgowie byli zdecydowanie najsłabsi. Ukraińcy złapali rytm za późno, a dobrzy wysocy to jednak nie wszystko, jak się okazuje.