Autor: Bartek Berbeć (SportoweFakty.pl)
Jak do tej pory głównymi wątkami lockoutowych negocjacji były, oczywiście oprócz najważniejszej przeszkody – procedury podziału zysków – wprowadzenie hard salary cap oraz gwarantowane kontrakty. Pojawił się jednak nowy, przełomowy temat.
Otóż jest pomysł dodania jeszcze jednej, trzeciej już rundy, do corocznego naboru zawodników do ligi, zwanego Draftem. Jest to absolutna innowacja, która do tej pory nie przewijała się w rozmowach.
Co ciekawe, obie strony zmierzają w tę stronę, z tym, że np. zawodnicy chcą, aby słabsze kluby wybierały w pierwszej rundzie aż dwa razy. Inna propozycja mówi o odebraniu prawa wyboru w pierwszej trzydziestce ośmiu najlepszym drużynom i podarowania go ośmiu najsłabszym.
Rozmowy na temat nowego CBA odbędą się jeszcze kilka razy w tym tygodniu. Skoro pojawiają się poboczne tematy, może to dobry prognostyk kompromisu w głównych kwestiach?
Ostatnia trzecia runda Draftu NBA miała miejsce w 1988 roku.
Całkowity format przydzielania picków jest według mnie najrozsądniejszy z możliwych. Nie może być tak, że te lepsze drużyny nie mają żadnego pola manewru w 1 rundzie, ale rozumiem, że wszystko w ramach „utrzymania gwiazd na peryferiach”.
Trzecia runda – czemu nie? Ale jeśli okazałoby się, że nikt z wydraftowanych w niej nie znajdzie miejsca w NBA to po co taki zabieg?
może ktoś znajdzie miejsce z II rundy w składzie zespołu nba, -bardzo dużo graczy kończy studia, przystępuję do draftu- będą mogli wspominać, że zostali wybrani w drafcie, choć w trzeciej rundzie, zresztą tacy zawodnicy mają kontakt z klubem, mogą być sprawdzani po roku, dwóch
Ja jestem za tym, aby jednak wszystkie drużyny wybierały w I rundzie, ale to też można przemyśleć