Reprezentacja Brazylii pokonała w starciu o finał Dominikanę i po 16 latach powraca na Igrzyska Olimpijskie. Bilety do Londynu zapewnili sobie również gospodarze. Los Argentyńczyków ważył się do ostatnich sekund i gdyby JJ Barea trafił równo z syreną trudny rzut za 3, to Portoryko awansowałoby do finału i zdobyło olimpijską kwalifikację.
Jako pierwsi na parkiet wybiegli reprezentanci Dominikany i Brazylii. Ci pierwsi mieli szansę zapewnić sobie pierwszy w historii występ na Igrzyskach Olimpijskich, drudzy z kolei mogli przerwać złą passę i po nieobecności na 3 kolejnych Olimpiadach powrócić na światowe salony. Pierwsza połowa to zacięta rywalizacja. Brazylijczycy prowadzili nieznacznie, bo tylko trzema punktami. Imponował 36 letni weteran Marcelo Machado (20pkt/4ast), który zasypywał rywali trójkami. Rozczarowywał natomiast Tiago Splitter (3pkt/3zb). Znów zagrał słabiutki mecz, m.in. ze względu na problemy z faulami. Gracz Spurs został zjedzony przez duet Jack Martinez (18pkt/15zb) – Al Horford (18pkt/7zb), czyli wielką broń Dominikany. Podkoszowi tego zespołu całkowicie zdominowali rywalizację na tablicach. Martinez to zresztą najlepszy rebounder tego turnieju. Choć obaj zdobyli łącznie 36 punktów ich skuteczność z gry wynosiła 13/34 co niestety stanowiło zdecydowaną większość spudłowanych rzutów tego zespołu. W drugiej połowie Dominikana nie była w stanie już choćby raz wyjść na prowadzenie. Brazylijczycy w 4 kwarcie odskoczyli na 10 punktów i nie pozwolili wydrzeć tego zwycięstwa z rąk. Wielki wkład w sukces swojej drużyny miał znany z euroligowych aren Marcelo Huertas, który poza 19 punktami wykonał także 7 kluczowych podań. Dominikana ma jeszcze szansę na Igrzyska Olimpijskie, ale przed nią trudne zadanie bowiem w turnieju kwalifikacyjnym czekać będą także czołowe drużyny z Europy. Wynik: 83-76.
Spotkanie Argentyny z Portoryko przyniosło zdecydowanie więcej emocji. Mecz rozpoczął się od fantastycznej gry Luisa Scoli (27pkt). Silny skrzydłowy Rakiet w 1 kwarcie zdobył aż 16 punktów. Kroku próbował dotrzymać mu JJ Barea (20pkt/4zb/3ast), który po pierwszych 10 minutach gry miał na koncie 12 oczek. Strzelanie w 2 kwarcie zaczął Carlos Arroyo (15pkt) od celnego rzutu za 3. Przewaga Argentyny wynosiła wówczas tylko 2 punkty. Dwie minuty później trafienie Barei dało Portorykańczykom trzecie w tym spotkaniu prowadzenie. Później dwa razy za 3 trafił Holland (11pkt) i wobec nieskuteczności rywala Portoryko prowadziło do przerwy 44-40. W drugiej połowie rozpoczął się prawdziwy festiwal strzelecki. Obejrzeliśmy 7 celnych trójek z rzędu (spośród udanych prób). Pod koniec Manu Ginobili trafił swoją 3 i 4 trójkę w tej kwarcie i faworyci wrócili na właściwy tor. Gracz z San Antonio nie skończył na tym swojego koncertu. Kolejne dwa celne rzuty za 3 i przewaga urosła do 10 punktów. Wydawało się, że rozpędzonej Argentyny nic już tego wieczoru nie zatrzyma. Wtedy Portoryko zanotowało rewelacyjny okres, w którym na zaledwie 2 punkty rywali odpowiedzieli trzynastoma. Po bardzo ładnym trafieniu Santiago mieliśmy sensacyjny remis. Minutę przed końcem Ginobili (24pkt/7ast) trafił tylko jeden z dwóch rzutów osobistych, ale w odpowiedzi Arroyo spudłował dwukrotnie. Po faulu Prigioni (16pkt/5zb/5ast) stanął na linii rzutów wolnych i celnie rzucił tylko raz. Portoryko miało 6 sekund. Piłka trafiła do JJ Barei jednak gracz Mavericks nie był w stanie trafić za 3 będąc uważnie krytym. Argentyna zwyciężyła 81-79.