Najlepszy finał w historii Olimpiad czyli złoto Reedem Teamu z 2008 roku
USA – Hiszpania 118-107
Mecz co należy podkreślić, był rozgrywany na wysokim tempie, przy początkowo niesamowicie skutecznej grze Amerykanów na obu końcach parkietu.
Po pierwszej kwarcie 38-31, w której zespoły postawiły na atak, śmiało można było stwierdzić, iż powtórki z meczu grupowego nie będzie. Rozpędzali się Lebron James i Carmelo Anthony trafiając z dystansu, a w odpowiedzi czarował Ricky Rubio i dominował pod koszem Pau Gasol.
Odpowiedzią na dzielnie walczących Hiszpanów miał być Chris Paul, a następnie Dwayne Wade. Jednak te zmiany tylko na początku przyniosły efekt (mimo późniejszych popisów Wade’a), gdyż po szybkich dwóch przechwytach, Hiszpanie opanowali napór Dream Teamu.
Znaleźli też odpowiedź na strzelców amerykańskich w postaci Rudy’ego Fernandeza, który w całym swoim czasie 17 minut zaliczył 5 celnych trójek i łącznie 22pkt. Solidne wsparcie pod tablicami dawał czerwono-żółtym Marc Gasol (11pkt i 5zb). Do przerwy 69-61 dla USA i świetna dyspozycja Wade’a i niemal niewidoczna gra Kobego.
Po przerwie skuteczność Amerykanów nieco spadła, a postawiona od drugiej kwarty strefa Hiszpanów przynosiła coraz większe efekty. Dzięki obronie i skutecznej i konsekwentnej grze w ataku (w oparciu o Paua Gasola 21pkt i odważnie grającego Navarro – 18) zbliżyli się oni na różnicę 4 oczek. Amerykanie czuli oddech na plecach. Grającego bardzo przeciętnie Kidda zastąpił ponownie Chris Paul (13pkt i 6as), a do gry wrócił Wade i tym samym Krzyzewski obniżył piątkę USA. Niestety Redeem Team nie wypracował wielkiej przewagi, a wszystkim miała decydować ostatnia odsłona.
Mimo pięknych dwójkowych akcji rozgrywających z P.Gasolem (trzy alley oopy), rewelacyjnego wsadu Fernandeza (akcja 2+1) to Wade (27pkt) i w końcu Bryant (20pkt) przechylili losy meczu na swoją stronę. Ich celne trójki, mimo odpowiedzi Jimeneza czy Fernandeza dały przewagę na granicy 5-7 oczek. Końcówka to już odliczanie sekund do końcowego gwizdka, połączone z egzekwowaniem osobistych przez USA.
Graczem meczu – Wade, ale warto wyróżnić raz jeszcze braci Gasolów, Navarro ze swoimi wysokimi rzutami nad rękoma Howarda, młodego i sprytnego Rubio, Fernandeza i solidnego po obu stronach parkietu Jimeneza. Wśród USA-team nie zawiódł James (14pkt i 6zb), a obok wspomnianych Wade’a i Kobego, dyspozycją dostosował się duet Paul i Anthony (po 13 oczek).
Amerykanie odzyskali złoto po 8 latach!
Woy (24. sierpnia, 2008r.)
„w odpowiedzi czarował Ricky Rubio” – patrząc na słabą postawę Hiszpana w sezonie klubowym i teraz to chyba czarodziejska mana mu sie skończyła;)
Dlaczego obecnie niektórzy gracze pokazują tyle agresji? Szczególnie to widać po wsadach Jamesa, Wade’a albo gościa którego znieść nie mogę czyli Griffina? Pamiętny wsad Vinca Cartera, w którym przeskoczył chłopa. Po tym wsadzie mało co nie zabił Garnetta tak się chłopak podniecił i zaczął machać rękami. Ok, może dawniej też to było. Sprewell czy Kemp też robili taki „agresywne” wsady jednak coś jest nie tak. Gdy widzę Griffina, który zapodaje świetne wsady a po każdym z nich „celebruje” to wydarzenie tak, że w ogóle nie idzie za kolejną akcją… Może mi się tylko wydaje. Zabierze ktoś kompetentny głos? Pozdrawiam
Zgadzam się całkowicie. Rozumiem, że „fetowanie” świetnego wsadu czy akcji jest ważne, ale moim zdaniem w NBA to przesada. Widać to też na mistrzostwach, gdzie Amerykanie wypadają strasznie agresywnie przy innych drużynach. Może to jest taki styl gry, aby wystraszyć przeciwnika, ale w większości przypadków takie zachowanie tylko generuje więcej agresywnych zachowań ze strony przeciwnika, co wcale nie upiększa widowiska.
Spoks. Czyli nie tylko ja mam takie wrażenie. Może to tak musi być… Ehhh