Michael Stockton, syn słynnego koszykarza NBA – Johna, będzie występował w drugoligowym niemieckim zespole BG Karlsruhe.
Na stronie internetowej klubu, obok zdjęcia zawodnika, zamieszczono krótką metryczkę. W rubryce wzór Amerykanin wpisał: „mój ojciec”.
Dorównać osiągnięciom ojca nie będzie mu łatwo. John Stockton to dwukrotny mistrz olimpijski, jeden z najlepszych rozgrywających w historii NBA, który dwa lata temu – razem z Michaelem Jordanem – trafił do koszykarskiej Galerii Sław. Do niego należy rekord ligi pod względem asyst – 15 803. Przez 19 lat zawodowej kariery, którą zakończył w 2003 roku, był wierny Utah Jazz. Jedynego trofeum, którego mu brakuje, to mistrzostwo NBA.
22-letni Michael Stockton dopiero zaczyna zawodową karierę. Jego celem jest zagrać w NBA, ale zdaje sobie sprawę, że droga przed nim daleka. – Na razie nie jestem dość dobry, a ojcu na pewno nie dorównam nigdy – przyznał.
Do Europy przyjechał, by podnosić swoje umiejętności.
– Potrzebuję spokojnej, systematycznej pracy, a w NBA nie ma na to czasu. Tam potrzebuję zawodników przygotowanych na sto procent – dodał.
Na razie z ojcem, oprócz więzów krwi, wiąże go sylwetka – obaj mierzą 185 kg i ważą 80 kg. Podobnie jak w przypadku Johna Stocktona, jego silną bronią są rzuty za trzy punkty.
– Wiem, że nazwisko zobowiązuje, ale z cienia ojca raczej nie wyjdą. Gdy rozmawiam z dziennikarzami, to co drugie pytanie dotyczy Johna Stocktona. Muszę nauczyć sobie z tym radzić. Nie zamierzam odciąć się od korzeni. W niedzielę rozegram pierwszy zawodowy mecz i najszybciej jak to możliwie wykręcę numer ojca i powiadomię go, jak było – przyznał.
Źródło informacji: PAP
Sorry Michael (imię senior nadał mu po Sami Wiecie Kim) ale twój tata był za dobry żeby mu dorównać.
Senior był jednym z symboli całej ligi i moim zdaniem (oczywiście jestem nieobiektywny) najlepszym rozgrywającym NBA. Dziesieć sezonów ze średnią powyżej 10 asyst/mecz. To musi robić wrażenie przy 185 cm i niskiej atletyczności.
Pamiętam jego wywiady z europejskimi dziennikarzami z IO w Barcelonie, jaki ten gość był skromny i jaki wręcz nieśmiały. Potem wychodził na boisko i robił swoje: dominował na swojej pozycji. Coś fantastycznego.
był też (z tego co czytałem) jednym z najbardziej brudno grających graczy w lidze :)
walił łokciami ile wlezie;-) i był małomówny, rywale nie przepadali za nim. typowy pracuś ale i wielki talent, który zaszedł prawie na sam szczyt.