Autor: Jakub Kacprzak*
Zazwyczaj w felietonach możecie przeczytać o tym co dany dziennikarz sądzi o sportowcu, zespole czy meczu. Dziś jednak chciałbym pokazać Wam nieco inną stronę dziennikarstwa, mianowicie to jak wygląda największe marzenie każdego polskiego żurnalisty zajmującego się koszykówką. Sam do takowych należę, a basketem interesuję się od trzeciego roku życia. Zafascynowany NBA i całą dyscypliną miałem jedno marzenie – spotkać i porozmawiać z koszykarzem występującym w najlepszej lidze świata. Przez wiele lat niestety było to nieosiągalne.
Polska nie posiadała bowiem żadnego przedstawiciela, który mógłby na parkiecie mierzyć się z Jordanem, Ewingiem, Shaqiem czy Malone’m. Moje nadzieje nie wzrosły nawet w momencie gdy Cezary Trybański dostał angaż w Grizzlies. Wiedziałem, że z takimi umiejętnościami daleko nie zajedzie i cóż… nie myliłem się. Odrobinę wiary wlał we mnie Maciej Lampe. Urodzony w tym samym mieście co ja, chwalony za talent, miał być naszą wizytówką w USA. Niestety jego kariera nie potoczyła się tak jak mogłaby, a mnie czekały kolejne lata czekania. Powoli dorastałem i wchodziłem w dziennikarskie życie. Pomimo że o koszykówce początkowo nie pisałem, to marzenie pozostawało w moim sercu. I tak w końcu nadszedł moment gdy pojawił się Marcin Gortat. Także urodzony w mieście Tuwima (zaskakujące, że jeszcze moje miasto nie stało się centrum basketu w Polsce) miał ogromną szansę. A ja liczyłem, że w końcu spełni się moje marzenie. Zacząłem obserwować poczynania „Polish Hammera” na parkietach NBA. Liczyłem, że być może uda mi się pewnego dnia z nim spotkać.
Pierwszą szansę miałem 11 sierpnia 2009 roku. Wtedy to do Łodzi przyjechała reprezentacja Polski, która przed Eurobasketem miała rozegrać towarzyski dwumecz z Chorwacją. Jako, że wtedy pisałem jedynie o piłce nożnej i żużlu to nie miałem szans na akredytację. Cóż mówi się trudno. Jednak perspektywa zobaczenia na żywo biało-czerwonych w akcji, w tym Marcina była zbyt kusząca. Kupiłem bilet, zasiadłem na trybunach i patrzyłem jak na parkiet wbiega center Orlando Magic. O zdobyciu autografu nie było mowy. Jednak sama możliwość popatrzenia z bliska na grę zawodnika NBA było czymś niesamowitym. Wiedziałem mimo to, że nie mogę poprzestać tylko na tym. Cierpliwie czekałem na swoją szansę, która pojawiła się 1,5 roku później…
Pewnego dnia gdy pisałem dla jednego ze sportowych portali wpadł mi do głowy pomysł. Gortat przeszedł do Phoenix Suns, ja pisałem profesjonalnie o koszykówce. Nie miałem nic do stracenia. Napisałem więc do rzecznika prasowego Fundacji MG13 i zapytałem o możliwość wywiadu. Byłem w szoku gdy bardzo szybko dano mi namiary do menadżera Marcina. Ten w równie krótkim czasie odpisał mi i poprosił o przesłanie pytań mailem. Wow! Czułem się jak w niebie. Nieznany nikomu, początkujący dziennikarz miał zrobić wywiad z najlepszym polskim koszykarzem. Skrupulatnie ułożyłem wraz z kolegą z redakcji pytania i wysłałem. Po 2 tygodniach nadeszła odpowiedź. Nie ukrywam, że w pewnym momencie zwątpiłem. Zaskoczyło mnie to, że w treści maila znalazły się przeprosiny, że tak długo to trwało. Jednak największym szokiem było to, że odpowiedź na pytania nie przyszła jak to zazwyczaj bywa w formie pisanej, a jako plik mp3! Na nagraniu Marcin nie tylko odpowiadał na pytania, ale i sam je czytał. Możliwość usłyszenia swojego idola było czymś NIESAMOWITYM!
Byłem z siebie bardzo dumny i szczęśliwy jak nigdy. Wywiad był naprawdę fajny, a nagranie mam do tej pory zarówno na skrzynce mailowej jak i na komputerze. Wtedy nie sądziłem, że z obecnym graczem Suns i ikoną polskiego basketu spotkam się jeszcze nie jeden raz. Obfity w spotkania z MG 1+3 jest ten rok. Najpierw miałem okazję zadać kilka pytań Marcinowi na konferencji przed jego campem w Łodzi, a następnie z bliska obejrzeć jak jest on przeprowadzany (Gortat ma genialne podejście do dzieci). Na początku pisałem Wam o rozmowie i spotkaniu. Na konferencji nie było możliwe porozmawianie w cztery oczy. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Kilkanaście dni temu „Polish Hammer” odwiedził Szkołę Mistrzostwa Sportowego swojego imienia. Wraz z moim znajomym, z którym otworzyliśmy portal o sporcie postanowiliśmy pojechać. Cierpliwość się opłaciła. Po zajęciach z dziećmi mogłem usiąść obok Marcina i przeprowadzić wywiad. Może zabrzmi to ckliwie, ale naprawdę czułem się wtedy wyjątkowo. Spełniło się bowiem moje marzenie. Marcin okazał się być naprawdę porządnym człowiekiem i wywiad z nim był samą przyjemnością. Pamiątkowe zdjęcie i plakat z autografem i dedykacją zawisną niebawem oprawione w antyramę na mojej ścianie. Jednak to co było najpiękniejsze zostało na sam koniec. Gdy już wraz z kolegą mieliśmy wychodzić spotkało nas coś wyjątkowego. Gortat podziękował nam za przybycie i to, że pomagamy w promowaniu koszykówki.
Poczułem się niezwykle. Bo tak jak każdy koszykarz marzy o grze w NBA i zdobyciu mistrzowskiego pierścienia, tak każdy dziennikarz chciałby zrobić wywiad z ulubionym sportowcem. Ja w wieku 22 lat zdołałem przeprowadzić rozmowę z zawodnikiem NBA. Spełniłem największe zawodowe marzenie. Dlatego moi drodzy. Nie przestawajcie ćwiczyć, wierzyć, marzyć i starać się z całego serca o spełnienie marzeń. Wszystko można osiągnąć, jeśli się tylko odpowiednio mocno w to wierzy!
*Jakub Kacprzak to redaktor portalu hollyłódź.pl, którego teksty zamieszczamy u nas gościnnie.
Fajna historia, gratuluje spełnienia marzenia, oby w kolejnych latach dziennikarze mieli możliwość rozmów z kilkoma Polakami z NBA :)
Świetna sprawa Kuba i bardzo fajnie napisany felieton – czyta się jednym tchem :)