To pytanie zadawałem sobie przez cały sezon. Czy James jest dobrym partnerem dla Wade’a ? Szczerze mówiąc, odpowiedzi do końca jeszcze nie znam.
Wiadomo, że początki nigdy nie są łatwe. Jeszcze, że obaj są zawodnikami klasy światowej i obaj lubią mieć piłkę w ręce. Wicemistrzostwo to i tak wielki sukces dla tej drużyny, ale oni oczekiwali czegoś więcej. Chcą zdominować ligę, chcą być najlepsi. Dlatego właśnie połączyli siły. Oficjalnie mówi się, że planowali to już od Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Po zdobyciu złota, mieli podpisać nowe, 3-letnie umowy, a po ich upływie odejść z klubu i połączyć siły w South Beach.
Zaczynając od początku. Miami nie miało lekko, ponieważ już w meczu otwarcia musieli się zmierzyć z dobrze zorganizowanym Bostonem Celtics. Po grze widać było, że Heat nie mieli zgrania. Wade pudłował rzut za rzutem, a James grał samolubnie jak zza czasów gry w Cleveland. Oczywiście, nie chce ich krytykować, bo wcale nie oczekiwałem po nich dobrej gry już na starcie. 12-8 : ten bilans pokazywał co prezentowali sobą Miami.
Następnie przyszedł mecz z Cleveland i wielki powrót LeBrona. To był tak naprawdę pierwszy mecz, w którym pomagali sobie nawzajem. James zdobył 38 punktów, a Wade otarł się o triple-double (22 pkt, 9 zbiórek i 9 asyst) :
Po takim występie wszyscy myśleli, że dalej pójdzie z górki. Niestety nie zawsze było tak kolorowo…
Pamiętacie serie pięciu porażek z rzędu ? To właśnie w tych meczach brakowało współpracy. James nie potrafił poprowadził zespołu do zwycięstwa, a Heat przegrali wszystkie mecze w ostatnich akcjach. Dlaczego ? Trener nie potrafił rozrysować odpowiednich akcji. Pewnie wierzył on, że skoro ma w składzie takich zawodników, to wygrywanie przyjdzie z łatwością. A prawda była taka, że indywidualności to nie wszystko. Po trzech porażkach LeBron oznajmił, że już nigdy nie będzie kończył akcji sam. Rzeczywistość była inna.. kolejne dwie porażki.
Następnie przyszły urazy, i co ciekawe… Heat nie byli przygotowani na fakt, że będzie brakować kogoś z „Wielkiej Trójki”. Efekt ? Trzy porażki z rzędu…
Każdy chciał jednak oglądać takich Heat :
Przyjemne i skutecznie – prawda ? Przejdźmy teraz do PlayOffs.
To miał być właśnie prawdziwy test dla Wade’a.. Jamesa.. Wielkiej Trójki… całej organizacji Miami Heat. Na początek przyszło im się zmierzyć z Philadelphią 76ers. Heat wygrali 4-1 ale to tak szczerze nic nie znaczyło. Owszem, gra była lepsza, a James i Wade umieli się dzielić z piłką. Potrafili połączyć swoje indywidualności z grą zespołową. Przykład ? Proszę bardzo :
Ale jak już mówiłem, nic to nie znaczyło. Prawdziwy test przyszedł w drugiej rundzie. Pierwsze dwa mecze wygrali Heat… po świetnej grze Dwayne’a Wade’a i solidnemu wsparciu Jamesa. Ostatecznie było 4-1, ale bardziej cieszył fakt, że Wade i James umieli się dogadać na parkiecie, że nie wchodzili sobie w drogę.
Tak samo było w finale wschodu. Prawdziwą współprace Heat pokazali w piątym meczu, gdzie Wade i LBJ praktycznie sami wywalczyli awans do wielkiego finału. Dzielili się piłką i skutecznie oddawali rzuty, czym efektem był run 18-3 :
W finale zawiódł James który nie dał odpowiedniego wsparcia popularnemu „Flashowi”.
Dość chaotycznie to przedstawiłem, ale dalej mam mętlik w głowie. Niby świetnie się dogadują, ale nie zawsze im to wychodziło. A jak wy sądzicie – James jest odpowiednim, boiskowym partnerem dla Wade’a ?
Po pierwsze Heat niepotrzebnie przepłacają Bosha. Haslem mógłby grać na PF w starting lineup, a kasę, którą rzucili CB lepiej przeznaczyliby na niezłego centra (choćby Nene) i jakiegoś porządnego gracza na ławkę. Paradoksalnie uważam, że sami uwięzili się w kwestii kasy i zamiast drużyną z 2 wielkimi liderami chcą to wygrać samym Big Trio…
Druga sprawa – takie osobowości potrzebują trenera z autorytetem, a nie niewiele starszego od nich gościa, który czasem wygląda na bardziej bezradnego niż LBJ w 4 kwartach finałów z Mavs. Jakby ktoś się nie domyślił sugeruję tutaj postać Pata, z którym naprawdę mogliby stworzyć kombinację wielkich graczy z wielkim coachem.
Oczywiście taki skład prędzej czy później wygra to mistrzostwo, ale im dłużej będą na nie czekać tym większe napięcie będzie w Miami co wiąże się ze sporami i nagonką w mediach.
Barg, zgodzę się z tobą w drugiej kwestii, ale fakt posiadania Bosha w ekipie na pewno „Żary” nie mogą zaliczać do wad! Oczywiście, Bosh miał parę wręcz fatalnych spotkań. Game 1 Finałow, gdzie trafił tylko 25% swoich rzutów, 1-18 game, czy chociażby spotkania 1 i 3 serii z Bostonem, gdzie niezłe występy przeplatał z porażającymi występami (chociaż nieregularność Bosha również jest swego typu mitem, średnio co 21 meczów Bosh zdobywa mniej niż 10 punktów, co na opcję ofensywną no3 jest niezłym wynikiem). Bosh jest typem gracza który co noc dostarczy ci 18 punktów i 8 zbiórek, i w drużynie w której jest trzecim w kolejności najlepszym graczem, nadal przez niektórych może być określany mianem „franchise player”. Na pewno musiał przestawić się ze stylu ala Toronto, czyli give me the ball, I will shoot na „cichego zabójcę”, który po pick&rollach (których swoją drogą mu brakowało), zasłonach czy zwykłych izolacjach bądź post-up jest w stanie trafić ważny rzut. Heat mogliby za tą kasę mieć kogoś innego, nawet tego przysłowiowego Nene, ale czy na prawdę im się by to opłaciło? Numerki to nie wszystko, ale jestem pewien że Nene nie byłby w stanie wykręcić 18-8 co noc, i to musimy przyznać Chrisowi że w ofensywie potrafi być niezwykle efektywny. Nene to inny typ zawodnika i zdaję sobie z tego sprawę, bardziej defensywnym, ale w Heat brakuje ewidentnie wsparcia w zdobywaniu punktów Jamesowi i Wade’owi, co dobitnie pokazały Finały 2011. Myślę, a nawet jestem pewien, że trzon drużyny nie ulegnie zmianie – chemia w zespole już się wytworzyła i zgranie które osiągneli James, Wade, Bosh i reszta już jest na zadowalającym poziomie. Tak więc czy tego chcemy czy nie, Chris Bosh nadal będzie przywdziewał strój ekipy z Południowej Florydy, a my co jakiś czas znowu będziemy ekscytować się jego daggerem, bądź karcić go za kolejny słaby mecz. Wow, na prawdę brakuje mi NBA.
A wracając do tematu artykułu – myślę że całą idea stworzenia duo Wade & James była śmiałym, ale niezbyt przemyślanym pomysłem. Dwóch graczy, którzy uwielbiają mieć piłkę w rękach, którzy uwielbiają oddawać ostatnie rzuty i są niekwestionowanymi liderami swoich organizacji połączyli siły. Nie wiem czy był to dobry ruch Jamesa- najbliżej do pierścieni miałby gdyby dołączyłby do Chicago Bulls. Najlepszym ruchem marketingowym byłoby dojście do New York Knicks, gdzie wypromowałby swoją markę. Tymczasem doszedł do Miami, gdzie musi się „gryźć” z Wade’m o piłkę. To oczywiście żart z tym gryzieniem, bo każdy kto oglądał play-offy w wykonaniu Heat widział, że LeBron i Wade są już bardzo dobrze zgrani, a ballhog w ich wykonaniu jest coraz rzadszy. W sumie to każdy prawie wybór, nawet do LA Clippers byłby lepszym wyborem niż South Beach. Przed Heat świetlana przyszłość i według mnie właśnie to jak obowiązkami podzielą się ci dwaj wirtuozi swego fachu, to od tego będzie zależeć ilość pierścieni na ich palcach.
Pisałem chyba z 5 razy po czym wszystko kasowałem i za każdym razem stwierdzałem, że ostateczny wniosek i tak będzie jeden ;) :
Lepiej mięc dwóch bardzo solidnych graczy (bo za 7/8 mln można takich mieć – dla przykładu Millsap, Nene gdyby na to przystał czy jeszcze tańszy Barea) niż jednego trochę więcej niż bardzo solidnego, który i tak nie rozwinie skrzydeł w takim stopniu jak robił to gdy był liderem.
To tak jakbyś obstawił, że na boisko wyjdą Millsap z Nene i Bosh w pojedynkę ich pokona. Oczywiście, że 2 graczy daje ci więcej alternatyw i wyjść choćby ten jeden był trochę lepszy.
Teraz to już nie ma znaczenia, po prostu Heat niepotrzebny jest „trzeci lider”. Myślę, że gdyby zachowali do końca zimną krew to w najbliższym okienku po prostu postawiliby już tylko kropkę nad i kompletując ostatniego gościa do wielkiej paczki. A tak mają 3 i nic poza tym…
bargnani nie pasuje do TORONTO jest za cienki ,dlatego ten zespół nie potrafi odbić się od dna
Adasz a co twoj komentarz wnosi do Dyskusji o parze Wade-James ?
Prawdopodobnie kolega myślał, że mnie tym urazi, ale kiedy nie ma się kontrargumentów to znaczy, że coś dotarło i zabolało ;)
Pozdrawiam
PS zapraszam pana Adasza kiedy pojawi się jakiś wątek o Raptors, wtedy chętnie porozmawiamy na te i inne tematy ;)
Cleveland! jest przyszłością ligi!
Panowie jeśli kiedykolwiek uprawialiście zespołowy sport, to najlepiej wiecie, że w zespole nie najważniejsze są potencjalne możliwości pojedynczych zawodników, ale tzw CHEMIA. Pod tym słowem kryje się dla mnie nie tylko taktyczne zgranie zespołu ale także przyjemność z gry, szacunek dla kolegów z zespołu i wzajemna mobilizacja. Bo to jest coś co mobilizuje zawodników do osiągania sukcesów i samodoskonalenia.
Jeśli wielkiej trójce najlepiej się gra w takiej konfiguracji, to żaden dobry center i skrzydłowy w miejsce Boscha tego nie zmieni.
A moim zdaniem na pewno jest chemia pomiędzy Jamesem i Wade’m, bo to widać na boisku. Być może wzajemnie odbierają sobie możliwość zdobywania punktów, odbierają sobie czas gry z piłką, itp. Jeśli oni uważają, że jest im z tym dobrze, to niech tak zostanie. Z czasem to oni podszkolą zespół do poziomu mistrzowskiego. Kto z kim przestaje, takim się staje. Więc przy takich talentach jak James i Wade zespół będzie się rozwijał. A jak nie to Miami będą na tyle wymieniać pozostałych zawodników, żeby uzupełnili skład aż do poziomu mistrzowskiego. Tej dwójki nikt nie powinien rozdzielać
Nie jestem ich fanem, ale myślę, że prędzej czy później założą pierścień na rękę. Dużo zależy od układu sił… ale myślę, że się im uda.
Osobną sprawą jest trzeci, największy wzrostem, choć chyba nie klasą z całej trójki. On jakby prezentuje inny styl gry i moim zdaniem nie wkomponował się w zespół. Rozsądek rzeczywiście podpowiada, że jego wielki kontrakt można by wymienić na dwa mniejsze, całkiem utalentowanych graczy. Nene do Miami byłby super. No ale nie kolejnego osiłka potrzeba im do składu, tylko jakiegoś dobrego i dynamicznego na obwód.
Jak wyżej napisałem, jeśli we trójkę dobrze się im gra, to nikt tego nie powinien ruszać.
Adasz he he… wszyscy wiemy że w Cleaveland zagra przyszłość ligi.
Może to trochę off-topic, ale napiszę jeszcze o „obcowaniu”. Dawno temu Denis Rodman przyznawał, że wielki wpływ na jego ukształtowanie miały osoby Chuck’a Daily’ego i Billa Laimbeer’a. Bill był wielkim wojownikiem walczącym do końca o każdą piłkę. Grał na środku, ale także na obwodzie, bo mierząc 210 cm wzrostu nieźle rzucał za 3. Był przez wiele lat jednym z czołowych zbierających ligi. Rodman przyznawał, że wiele się od niego nauczył. Zapewne nie byłoby Rodmana w takiej postaci, gdyby nie Bill.
Teraz mamy trochę podobnego choć nie tak agresywnego gracza w Minnesocie, gdzie Bill jest asystentem. Kevin Love zrobił niewiarygodny postęp na tablicach i także zaczął rzucać zza linii 3 pkt. Myślicie, że to przypadek?
Myślicie, że inni gracze u boku Wada i Jamesa nie zrobią postępów?