Wydarzenia w Eurolidze nabrały tempa. A w szczególności w grupie C, gdzie od początku do końca nie wszystko będzie zapewne jasne.
Pokazały to spotkania drugiej kolejki, które zakończyły się wynikami „na styku”, gdzie nie brakowało walki oraz wielkich emocji.
Real Madryt – Emporio Armani Milano 85-78 (14-18, 22-21, 27-23, 22-16)
W najciekawszym meczu tej grupy spotkały się zespoły Realu Madryt i Armani Mediolan. Lepsi po zaciętej walce ostatecznie okazali się być gospodarze za sprawą skutecznie grającego w końcówce meczu Jaycee Carrolla.
Najlepszy strzelec ACB z ubiegłego sezonu trafił ważną „trójkę” przy stanie 73:72 dla Realu, dzięki czemu „Królewscy” mogli kontrolować przebieg wydarzeń. Carroll uzyskał w tym meczu 21 „oczek” nie myląc się ani razu z dystansu przy czterech oddanych rzutach. Rudy Fernandez dołożył 17 punktów oraz po cztery zbiórki i asysty. W barwach Realu zadebiutował także Serge Ibaka, lecz jego występ był zaledwie trzyminutowy. W drużynie gości najlepiej zaprezentowali się Amerykanie – Nicholas (24pkt) i Hairtson (18pkt).
Maccabi Tel Aviv – Partizan Belgrad 70-66 (19-12, 22-17, 15-11, 14-26)
W starciu dwóch utytułowanych klubów lepsi okazali się faworyci spotkania, choć tak naprawdę goście w ostatniej kwarcie napędzili stracha gospodarzom. Ci mieli jednak w swojej drużynie Theo Papaloukasa – 34 letniego starego wyjadacza europejskich parkietów, który udowodnił wszystkim niedowiarkom, że jak mało kto zna się na baskecie z najwyższej półki. Nie chodzi już wcale o to, że był najskuteczniejszym graczem w swoim zespole (13pkt), ale o jego postawę. Grek jest jednym z niewielu graczy na świecie, który będąc na parkiecie sprawia, że cały zespół jest lepszy o jeden poziom. Tak było w CSKA, tak było w Olympiakosie – tak jest i teraz w Tel Avivie. Kolejny niezły mecz rozegrał Jordan Farmar, który uzyskał 11 pkt, 6 zb i 6as oraz wymusił 6 przewinień.
Anadolu Efes Stambuł – Spirou Charleloi 79:80 (15-24, 17-14, 24-22, 23-20)
W przedsezonowej zapowiedzi pisałem o tym, że grupa ta może dostarczyć wiele emocji oraz że będzie prawdopodobnie najbardziej wyrównaną. Jak na razie znalazło to potwierdzenie w wynikach. Mało kto przypuszczał, że Belgowie będą w stanie nawiązać walkę w Stambule, ale to stało się jednak faktem. Mało tego – goście prowadzili właściwie przez cały mecz i nie dali wyrwać sobie zwycięstwa z rąk. Co z tego, że Ersan Ilyasova dwoił się i troił robiąc co tylko mógł zapisując na swoim koncie 21 punktów oraz 6 zbiórek. Na jedenaście sekund przed końcem meczu przy stanie 76:76 kibice w tureckiej hali zamarli. Justin Hamilton trafił z półdystansu i na prowadzeniu znaleźli się goście. W odpowiedzi z dystansu nie trafia Ilievski i Efes musi faulować. Na linii rzutów wolnych staje Hamilton i staje się bohaterem swojej ekipy. Były gracz Prokomu należał do najlepszych na parkiecie notując 12pkt i 7as. Caleb Green dołożył 18 punktów oraz 4 zbiórki.
Tabela:
1.Real 2:0
2. Armani 1:1
3. Efes 1:1
4. Spirou 1:1
5. Maccabi 1:1
6. Partizan 0:2
You must be logged in to post a comment.