Piątka graczy-milionerów, która ma na koncie niejeden występ w All Star Game oraz niejedno wyróżnienie. Każdy już ma za sobą swoje 30.urodziny (jeden z nich jest blisko nich) i każdego z nich kariera powoli chyli się ku końcowi. Na pewno też dziś niewielu chętnych znalazłoby się na zapłacienie im tak horrendalnego honorarium. Część z nich ma też za sobą poważne problemy zdrowotne, które dziś znacznie obniżają ich wartość (umowy długoterminowe były podpisane przed laty). Wszyscy z nich bardzo dużo tracą na przerwie w grze. Oto oni:
Kobe Bryant: $25.2M (za sezon)
Średnio za mecz: $307,317
Dotychczas stracił: $4,609,755
Kobe myślał o kontynuowaniu kariery we Włoszech. Był już po słowie z prezesem Virtusu Bolonia, jednak włodarze klubów z tamtejszej ligi nie zgodziły się na zmiany w kalendarzu podyktowanym grą Kobego we Włoszech. Bryant ma za sobą zabiegi regeneracyjne (?) chrząstki w kolanie. Ciagle marzy o kolejnym tytule mistrza NBA. Przed nim i Lakers jednak wielki znak zapytania- zmiana rządów w klubowej szatni i jak dotychczas brak zmian w składzie Lakers..
Rashard Lewis: $22.2M (za sezon)
Średnio za mecz: $270,731
Dotychczas stracił: $4,060,965
Powszechnie uznawany za najbardziej przepłacanego gracza ligi, a kiedyś tak wielkie pieniądze za zmianę barw klubowych ze Seattle Supersonics zaoferowali mu Orlando Magic. Po finałach ligi 2010 roku (Magic nie udało się ponownie awansować) jego forma znacząco spadała i ostatecznie wylądował w Wizards. Dziś pewnie nikt nie chciał by postawić na tego „konia”..
Tim Duncan: $21.3M (za sezon)
Średnio za mecz: $259,756
Dotychczas stracił: $3,896,340
Jeden z najwięszych przegranych poprzedniego sezonu (po świetnym sezonie zasadniczym jego team przegrał z najniżej rozstawioną za Zachodzie ekipą Grizzlies), którego minuty w grze są z roku na rok niższe. MVP finałów, Mistrz NBA a łączy go jednak coś z epoką Dinozaurów mianowicie jest wierny jednym barwom klubowym min. jak Reggie Miller czy Magic Johnson. Sportowy wzór do naśladowania, potrzebujący jednak coraz większego wsparcia od partnerów (może nowych twarzy wokół siebie?)
Kevin Garnett: $21.2M (za sezon)
średnio za mecz: $258,536
Dotychczas stracił: $3,896,340
Big Ticket ciągle jest znany ze swojej smykałki do defensywy i należytego ustawiania się w niej oraz doskonałym dyrygowaniem drużyną po własnej stronie parkietu. Bez niego Celtowie, nigdy tak szybko, nie wrócili by na piedestał ligi. Jak ważnym jest on ogniwem zespołu Doca Riversa? Należy tylko wspomnieć play off 2010, kiedy kontuzja kolana Garnetta obniżyła dość mocno loty Mistrzów z 2008.
Gilbert Arenas: $19.3M (za sezon)
Średnio za mecz: $235,365
Dotychczas stracił: $3,530,475
Obrońca Magic potocznie zwany jest Agentem '0′. Po poważnych kontuzjach kolan nikt poza Magic nie był zainteresowany pozyskaniem tego gracza z racji specyficznego charakteru i ogromnych zarobków (Otis Smith postawił na niego dając Wizards w prezencie kontrakt w/w Lewisa). Niegdyś zdobywał punkty seryjnie i prowadził swój klub do niejednej wygranej. Dziś niestety dla swoich fanów jest przeciętnym i przepłacanym zmiennikiem, mającym na koncie wybryki z nielegalnym posiadaniem broni.
Kto z nich wg Was ma jeszcze szanse na większy sukces?
KOntrakt Lewisa to jakaś masakra. To nie jest koleś pokroju najlepszych w lidze, ale można pogratulować managera który mu wywalczył taką kasę.
Najbardziej to my kibice jesteśmy stratni.. gdzie nasze mecze?
właśnie! a gdzie nasze mecze? … i kasa? ;o)
zastanawia mnie jedna sprawa – KG traci ćwierć bańki za każdy odwołany mecz ostatniego sezonu swojego lukratywnego kontaktu, a i tak obstaje mocno przy stronie zawodników którzy nie chcą się zgodzić żeby obniżyć zarobki zawodników poniżej 52% zysków. Przecież więcej na tym straci niż może zyskać?
doszukuje się tutaj drugiego dna
magia nie byla w finalach w 2010. celtowie to mistrzowie z 2008 :)
gigantyczne pieniądze, Kobe sobie odbije na kontraktach z pepsi czy inną nike, ale szczerze mówiąc przepłacanie takich graczy jak Lewis czy Arenas jest naprawdę totalną głupotą…