Mistrzowie Polski ciągle bez wygranej
Za nami 3 dzień rozgrywek grupowych w Eurolidze. Niestety ciągle nie możemy się doczekać wygranej polskiego eksportowego teamu, który z dnia na dzień zmniejsza swoje realne szanse na wyjście z grupy. W miniony czwartek podopieczni Tomasa Pacesasa spotkali się teoretycznie z najsłabszą ekipą swojej grupy Unionem Olimpiją.
Na pierwszy ogień wśród zespołów grupy D, już w środę poszła konfrontacja Barcelony z Unicsem. Niestety dla ekipy z Rosji, pierwsza kwarta już ustawiła to spotkanie na korzyść wielkiego faworyta rozgrywek.
Gracze trenera Pascuala rozpoczęli to spotkanie od mocnego uderzania a po pierwszych minutach wyraźnie już kontrolowali przebieg wydarzeń na kazańskim parkiecie (23:14). Od początku spotkania z dobrej strony prezentowali się liderzy Barcy. Juan Carlos Navarro zdobył 19 oczek, jeszcze skuteczniejszy okazał się Erazem Lorbek ( w pierwszej odsłonie po dwóch z rzędu trójkach Słoweńca Barca prowadziła już 11-0) z 24pkt, a 8 asyst kolegom rozdał Brazylijczyk Marcelinho Huertas.
Unics Kazan – FC Regal Barcelona 65:93
Goście przede wszystkim zatrzymali najgroźniejszą broń rywala, mianowicie rzuty za trzy punkty. Henry Domercant, Lynn Greer oraz Terrell Lyday byli agresywnie kryci na obwodzie, a efekt ich rzutów to tylko dwie celne próby na dwanaście oddanych. Ponadto Barca trafiła siedem podobnych prób. Jeśli dodamy do ostatecznego rozrachunku straty (7:17 na niekorzyść Rosjan) to ostateczny rezultat i rozmiary porażki miejscowych nie powinny nas dziwić.
Tylko trzech graczy Unicsu było w stanie przekroczyć granicę 10 oczek – Lyday, Veremenko,McCarty. Z kolei w szeregach Blaugrany imponowała skuteczność rzutów z półdystansu i aż 68% znajdowała drogę do kosza. Ponadto Unics przegrał każdą z kwart i nie był w stanie znaleźć skutecznej defensywy na poczynania Mistrzów Hiszpanii. 16pkt i 6zb dołożył niezawodny rezerwowy Pete Mickael.
Przed środowym meczem było wiadomo, że w innym spotkaniu dojdzie do konfrontacji dwóch najsłabszych teamów grupy D, z których żadna nie wygrała do tego meczu. Wyniki przegranych spotkań, zwłaszcza z FC Barceloną, sugerowały, że Asseco Prokom i Union Olimpija są na zbliżonym poziomie, przez co starcie obu drużyn może być bardzo emocjonujące.
Union Olimpija – Asseco Prokom 70:62
Niestety mistrz Polski okazał się zespołem dużo słabszym od swojego przeciwnika. Trójmiejska ekipa w pierwszych minutach prowadziła wyrównaną walkę ze Słoweńcami, jednak wysoka skuteczność w rzutach za trzy, pozwoliła Olimpii wyjść na prowadzenie. Po siedmiu minutach przewaga drużyny Saso Filipovskiego wynosiła już 9 punktów i taka różnica utrzymywała się przez większą część spotkania.
O ile drużyna z Ljubljany trafiała celnie z dystansu, o tyle w drugiej kwarcie w szeregach Mistrzów Polski coś się zacięło i przez pięć minut nie potrafili oni zdobyć punktów. Udane zagrania w końcówce tej odsłony zmniejszyły stratę do gospodarzy. Mimo to Słoweńcy dalej prowadzili, a gracze trenera Pacesasa nie mieli skutecznego pomysłu – zarówno w ataku jak i obronie – jak przeciwstawić się taktyce Saso Filipovskiego.
Po przerwie miejscowi znów sprawiali wrażenie lepiej zorganizowanych i trzecią kwartę, podobnie jak pierwszą, rozpoczęli od celnej trójki Danny’ego Greena. Union Olimpija znów zaczęła uciekać gościom, a trener Tomas Pacesas wpuścił na parkiet Łukasza Seweryna, który praktycznie sam trzymał wynik dla Asseco Prokomu, celnymi rzutami zza łuku.
Ostatnia kwarta to ciągłe, bezskuteczne próby dogonienia rywali przez Mistrzów Polski. Docenić należy ambicję i wolę walki, jednak podobnie jak w spotkaniach z Galatasaray Stambuł i Spartak Sankt Petersburg, niepotrzebne faule, proste straty oraz wysoka nieskuteczność stanęły na drodze do wygranej.
Punetując: kluczowa dla losów spotkania okazała się po stronie Słoweńców dyspozycja Danny’ego Greena. Amerykański skrzydłowy zdobył 23 pkt a pięć z jego siedmiu prób zza łuku dotarło do celu. Green tym samym zatarł złe wrażenie ze spotkania z Barceloną, podczas którego raził nieskutecznością. W polskiej ekipie wyraźnie zawodziła skuteczność w ataku (35 do 47% na niekorzyść gości). Wyraźne problemy z regulacją celowników mieli ci, którzy typowani są na liderów gdyńskiego zespołu. Alonzo Gee spudłował wszystkie siedem prób za dwa punkty, Donatas Motiejunas trafił tylko dwukrotnie z gry – pudłując sześć razy, a Jerel Blassingame trafił tylko raz przy sześciu próbach rzutów..
Równie łatwo co Barcelona i nadspodziewanie łatwo dla obserwatorów spotkania, ze swoimi rywalami poradzili sobie gracze Montepaschi. Podobnie jak w dwóch wyżej opisanych spotkaniach o zwycięstwie zadecydowała pierwsza kwarta, wysoko wygrana przez Włochów (30:16).
Montepaschi – Galatasaray 103:77
Bo McCalebb (19pkt), David Moss (8pkt) i Rimantas Kaukenas (24pkt; nie trafił tylko jednego rzutu w całym spotkaniu) narzucili swój ofensywny styl gry rywalom i przy rewelacyjnej skuteczności (52% za dwa, 55% za trzy i 89% z wolnych) okazali się nie do powstrzymania w czwartkowy wieczór.
Prócz skuteczności gracze z Italii imponowali dokładnością rozgrywania akcji (10:16 w stratach) i dominowali w walce na tablicach (32:29). Ponadto skutecznie wyłączyli z gry czołowe postacie rywali. Jaka Laković znów nie mógł wstrzelić się do kosza przeciwnika (2/6 z gry), Darius Songalia (3/8) też nie wspomni tego wieczoru najlepiej.. Litwin nie radził sobie również z kolegą z czasów gry dla Hornets – Davidem Andersenem (13pkt/6zb).
Najlepsze wrażenie po sobie wśród pokonanych zostawił Joshua Shipp, autor 10pkt i 8zb. Za tydzień najprawdopodobniej dojdzie do kluczowego pojedynku o miejsce numer 4 i potencjalny awans do następnej rundy; Union Olimpija podejmie właśnie zespół turecki i postara się wydrzeć drugą wygraną w obecnej edycji Euroligi. Mistrz Polski – Asseco Prokom podejmie na własnym parkiecie Unics Kazan. Szlagierowo zapowiada się konfrontacja dwóch liderów i niepokonanych teamów tej grupy, Barcy z Montepaschi.