Miami Heat bardzo poważnie potraktowali swojego lokalnego rywala, Orlando Magic. Pierwsze minuty premierowego meczu podczas pre-season obu ekip, wcale nie wskazywały, że mamy do czynienia ze sparingiem. Aktywna obrona z obu stron, wiele przewinień oraz szybkie reakcje trenerów na wydarzenia na parkiecie spowodowały, iż mieliśmy mocny przedsmak sezonu, który startuje dokładnie za tydzień. Przynajmniej takie się odnosiło wrażenie podczas 20 minut spotkania..
Niestety dla gości, od początku spotkania, było widać zagubionego Glena Davisa. Niedawno pozyskany z Bostonu skrzydłowy nie mógł sobie znaleźć miejsca u boku Dwighta Howarda i przez cały mecz zmagał się z nieskutecznością (2/8 z gry i 6pkt/5zb oraz 4 faule). Wcale nie lepszy okazał się w tym spotkaniu Superman, notujący ledwie 2 celne rzuty z gry (2/9) podczas swoich 30 minut w grze. Najsłabiej wypadł Jameer Nelson, który pudłował na potęgę i nie trafił żadnej z 10 prób rzutów!
Nic więc dziwnego, że Stan Van Gundy musiał szybko rotować składem by znaleźć ogniwa będące w stanie zagrozić ekipie finalistów poprzedniego sezonu.
Tymi zawodnikami mającymi przełamać niemoc Magii, mieli okazać się zmiennicy, Ryan Anderson (22pkt i 8zb) oraz J.J. Reddick (22pkt). Obaj, lubiący grać na dystansie gracze najlepiej wyregulowali celownik wśród przyjezdnych i trzymali wynik swojej drużyny w pierwszej części meczu.
Po przerwie na parkiecie panowali już tylko gospodarze. Powoli rozkręcał się LeBron James (19pkt i 6zb), z akcji na akcję pewniej czuł się Dwayne Wade (14pkt/5as/4zb) a o poprzednim, straconym sezonie zapomniał Udonis Haslem (11pkt i 9zb, plus nowy image na głowie gracza). Największym zaskoczeniem była dyspozycja debiutantów Heat. To właśnie oni rozbijali defensywę Magic i grali bez kompleksów przeciwko ligowym weteranom.
Na pierwszy plan wysunął się Terrell Harris, który swoje zdobycze punktowe otworzył pod koniec pierwszej odsłony, celnym rzutem za trzy. Harris, rzucający obrońca z Oklahoma State, zagrał bez kompleksów przeciwko Jasonowi Richardsonowi (1/6 za trzy) i J.J. Reddickowi, aplikując rywalom 16 pkt (4/5 za trzy). Inny debiutant wśród Żaru, zmiennik dla Mario Chalmersa, Nathan Cole rozdał 8 asyst. Natomiast 27-letni niski skrzydłowy Derrick Byars, który dotychczas z powodzeniem występował w Europie (liga niemiecka, grecka oraz francuska), dodał 12 oczek.
Żar przepalił Magię podczas drugich 20-minut 65 do 39.
Nic więc dziwnego, iż przy bardzo niskiej i o 23% gorszej skuteczności od rywala (35 do 58%), Magic wyraźnie ustępowali Heat i rozpoczęli swój dwu mecz przedsezonowy od wyraźnej porażki. Nawet będąca do tej pory ich atutem zbiórka, została wyraźnie przegrana (31:42). Czy możemy przypuszczać, że ta słaba dyspozycja Magików ma związek z chęcią opuszczenia zespołu przez Dwighta Howarda?
Wynik: Miami Heat – Orlando Magic 118:85
Punktowali: James 19, Harris 16, Wade 14, Bosh 14 oraz Anderson 22, Redick 22, Richardson 11
Dużo nie zaryzykuję stwierdzeniem, że Orlado w tym składzie nic nie ugra. I jeżeli nie wymienią Howarda teraz, to latem odejdzie sam i zostaną na lodzie jak Cavs. Nietrafione ruchy transferowe, słaby trenejro i beznadziejny PG. A możliwości są bo to jednak Floryda, więc samym klimatem mogłaby przyciągnąć lepszych grajków.
Stan Van Gundy ma całkiem niezłe statystyki podczas pracy w Orlando – wszystkie sezony powyżej 50-ciu wygranych. Doprowadził też Magic do finału ligi co prawda przegrał 4-1 (dwa mecze po dogrywce) ale jednak w fiałach byli.
Moim zdaniem coś jest nie tak z chemią w drużynie, dużo ruchów transferowych – tu się zgodzę – nietrafionych. ale generalnie muszą coś zrobić z Howardem, bo ewidentnie chce on zmienić środowisko i nie zatrzymają go za nic, więc lepiej teraz trade i coś ugrać niż po sezonie – figa z makiem.
mowilem, ze nie maja szans :/