Autor: Karminadel 24
Dziś będzie o spotkaniu sprzed 5 lat oraz o meczu z czasów, kiedy Suns byli potęgą w NBA. Będzie również o wojowniczym Chrisie, słonecznym Charlesie, szalonym Gilbercie czy pewnym dunkerze z windą… Zaczynamy dzisiejszą Historię. Zapraszamy.
22.XII
Urodziny obchodzą m.in.
– Marcus Haislip (31 lat)
– Dave Ronisch (52)
Ciekawostki:
- w 1956.Bill Russell zadebiutował w NBA. Były zawodnik Boston Celtics w wygranym meczu u siebie z St. Louis Hawks 95-93 rzucił 6 punktów i zaliczył 16 zbiórek.
- w 1962.W meczu Detroit-Chicago, New York-Boston albo Syracuse-San Francisco padł 1,000,000 punkt w NBA.
- w 1996. w wygranym meczu z Cleveland 100-94 Karl Malone zaliczył 12 zbiórek, stając się 11 graczem w historii który zdobył 20,000 pkt i 10,000 zbiórek.
22.XII.2006 rok. Święta trójka Wizards czyli Jamison, Arenas i Butler gościli w słonecznej Arizonie gdzie królował i króluje do dziś Nash, do tego Stoudemire, Gortat i Marion. Choć Wizards nie byli potęgą na wschodzie a Suns po bolesnej porażce z Dallas w finale konferencji próbowali odbudować morale, mecz stał na niezwykłym poziomie, będąc do dziś jednym z najlepszych w rozgrywkach 2006/07. Bohaterem spotkania został ex Wizards a następnie gracz Magic, Gilbert Arenas.
„Agent Zero” zaliczył 54 punkty, trafiając 6/12 rzutów za trzy, robiąc to z niesamowitych pozycji. Pamiętam że Arenas był jednym z ulubionych graczy NBA, którzy promowali jego nazwisko mając nadzieje że za jego kadencji stolicą koszykówki będzie Washington a sam #0 będzie w przyszłości kimś. Po przeciwnej stronie Steve Nash, który również po prostu dał rade. Trafił 7 trójek, rzucił 42 oczka, rozdał 12 asyst był bardzo bliski wygrania meczu w czasie regularnym. Jednak w dogrywce rządził już Arenas i dzięki jego rzutom o deskę za trzy i nie tylko, wygrał spotkanie dla graczy z DC:
Rok 1992. Kto był za Phoenix Suns z finale z Byczym monopolem na wygrywanie. Pisałem już kiedyś o Barkley’u, pisałem też wiele razy o Jordanie, ale dziś zapowiadałem że będzie o Suns i słowa dotrzymam. MVP sezonu 1992/93, Sir Charles był jednym z tych koszykarzy, którzy potrafili wygrywać mecze w pojedynkę.
W tym wszystkim zapominamy jednak o jednym z zawodników który zasilił Dream Team w Barcelonie. Chris Mullin to ten, który nigdy nie był na ustach znawców, nie był graczem z pierwszych stron gazet, ale był jednym z najlepszych białych graczy w historii. W roku 1992 po Olimpiadzie w Hiszpanii, gracz Warriors stał jedną z najbarwniejszych postaci klubu z Golden State. Choć stracił prawie pół sezonu z powodu kontuzji, w meczu z 22.XII rzucił Suns 34 punkty, 12/18 z gry i 7/9 za trzy. Niestety „Chuck” popsuł mu wieczór zdobywając dwa oczka więcej i prowadząc Suns do zwycięstwa 106-104.
Na koniec dzisiejszy solenizant, który miał być gwiazdą NBA początkowo gracz Bucks, tym czasem był kimś w Europie. Co jak co, choć superstar nie został, windę to on ma!!!