Relacja z zachodniego wybrzeża USA
Również wiele ciekawego działo się na zachodnim wybrzeżu, gdzie oczy kibiców były skierowane w stronę Los Angeles. Tam doszło do rewanżowego pojedynku Postrzygaczy Owiec z Jeziorowcami. Niestety fani zgromadzeni w Staples Center nie ujrzeli Kobego Bryanta. Były za to powietrzne ewolucje Blake’a Griffina.
New Orleans Hornets – Memphis Grizzlies 95:80
Punktowali: Kaman 18, Gordon 17, Pondexter 14 oraz Gay 20, Randolph 15, Conley 9
Przed meczem Szerszenie zakontraktowały nowego gracza, pochodzącego z Meksyku Gustavo Ayona. Czyzby David Stern szukał nowych rynków na poprawę oglądalności Hornets po odejściu Chrisa Paula? (wystarczyło zatrudnić Chińczyka;-).
O dziwo w tym spotkaniu nie odnieśliśmy wrażenie, że to Szerszeniom brakuje żądeł, a raczej Grizzlies pazurów..
Druga i trzecia kwarta ustawiła widowisko na korzyść ekipy Monty’ego Williamsa. W niej gospodarze N.O. Arena dominowali wyraźnie, ogrywając swoich nowych zawodników. Podczas dwóch kwart miejscowi wypracowali sobie 15-punktową zaliczkę, która pozwoliła im na pierwszy i zarazem ostatni przedsezonowy ‘win’.
Warto podkreślić, iż bardzo słabo wypadli dwaj obwodowi gracze gości – Sam Young (3/12) i O.J. Mayo (0/5) – którzy wraz ze swoimi kolegami zanotowali 38% skuteczności z pola (43% mieli rywale). Ekipa Lionella Hollinsa nie była w stanie powstrzymać dobrych występów Chrisa Kamana (18pkt i 50% skuteczność z pola) oraz Erica Gordona (3 celne trójki i 17 oczek). Wydaje się, że to właśnie ta para będzie decydowała o przyszłym obliczu Hornets.
Aż 12 zbiórek przy 14 punktach zanotował grający wskutek absencji Trevora Arizy, Quincy Pondexter. Równie dobrze wypadł Jason Smith (12pkt), czyli gracz, który zdecydował się na dłuższe pozostanie w krainie jazzu.
Goście przegrali walkę na deskach (42-46), byli mniej skuteczni na dystansie (20% za trzy orzy 50% Hornets) i zanotowali większą liczbę strat (18-15).
Ponadto 11 punktowy zryw na przestrzeni drugiej ćwiartki dał podwaliny pod pierwszą wygraną Szerszeni.
San Antonio Spurs – Houston Rockets 97:95
Punktowali: Duncan 19, Parker 15, Jefferson 9 oraz Marcus Morris 20, Lowry 10, Budinger 10
Greg Popovich tym razem zdecydował się na granie Tonym Parkerem i Francuz odpłacił się dobrym wynikiem na poziomie 15 punktów, z czego już 11 zdobył w pierwszej odsłonie. Do gry wrócił też Tim Duncan, notujący 19 pkt oraz 4zb i 5as. Tim-Dun zmagał się jednak z bardzo energicznie grającym debiutantem Marcusem Morrisem, autorem 20pkt.
To właśnie Morris był jednym z autorów dobrej gry podopiecznych Kevina McHale’a na przestrzeni drugiej odsłony. Wówczas to Rakiety zniwelowały dystans do rywala (-6) i wyszły na prowadzenie przed przerwą (+2).
Ostrogi bardzo udanie radziły sobie na dystansie. Ich efektowność była imponująca jak na mecz przedsezonowy. 51% za dwa punkty i 50% zza łuku mówią same za siebie. Nawet nieskuteczność Manu Ginobiliego nie była aż tak widoczna w końcowym rozrachunku (1/8 z gry Argentyńczyka).
Bohaterem San Antonio został jednak debiutant Kawhi Leonard. Rookie na 5.3 sek do końca spotkania zdecydował się na odważną próbę rzutu z lewego skrzydła, pieczętując wygraną gospodarzy.
Utah Jazz – Portland Trail Blazers 92:89
Punktowali: Miles 17, Jefferson 15, Harris 10 oraz Felton 17, Aldrige 15, Matthews 15
Nate McMillan przecierał oczy ze zdumienia, bo jego najlepsi zawodnicy pudłowali na potęgę. LaMarcus Aldridge (5/17), Gerald Wallace (1/6) a zwłaszcza Jamal Crawford (3/16) pudłowali na potęgę a mimo tego i tak byli blisko by wygrać spotkanie z Jazz-manami. W poniedziałek Blazers rzucali z 55% skutecznością a dziś spadli do 35%!
Smugi rozpoczęły te spotkanie z wysokiego C aplikując rywalom 30 oczek i wychodząc na drugą kwartę z 4-punktową zaliczką. Druga kwarta to jednak całkowita zmiana kursu i dominacja graczy Ty’a Corbina. C.J. Miles (17pkt i 9zb) oraz Al Jefferson (15 oczek) dali nadzieję przyjezdnym na końcową wygraną, ogrywając Blazers podczas drugiej kwarty 10-punktami.
Koszykarze z Utah zawdzięczają swoją dominację w tym spotkaniu dzięki skutecznej walce na tablicach. 52-40 to była największa różnica w tej kategorii podczas całego dnia przedsezonowych spotkań, wszystkich ekip NBA. Nawet pojedyncze akcje Nicolasa Batuma (12pkti 5zb) oraz Ray’a Feltona (17pkt i 4as) – podczas wygranej trzema oczkami finałowej kwarty – nie pozwoliły Blazers na ostateczną wygraną. Smugi miały szansę na wygraną w finałowej minucie ale piłkę stracił Aldridge i Blazers wygraną.
Los Angeles Clippers – Los Angeles Lakers 108:103
Punktowali: Griffin 30, Butler 16, Willams 16 oraz Bynum 26, Blake 20, Gasol 13
Kobe znów ma problemy i skarży się na uraz więzadła w prawej dłoni. Stąd też jego absencja w derbach L.A. Jego nieobecność jednak mobilizująco zadziałała na graczy Mike’a Browna a zwłaszcza Andrew Bynuma. Młody podkoszowy Lakers zaliczył duży dublet w postaci 26pkt i 11zb. O mały włos przy dużym wsparciu starszego, Paua Gasola nie udało mu się przechylić szali wygranej na korzyść złotych koszulek.
Gasol imponował wszechstronnością, notując 13pkt,9zb i 5as. Ponadto o wiele lepiej niż w pierwszym spotkaniu wypadli rozgrywający Lakers. Derek Fisher rozdał 8 asyst przy 7 punktach, natomiast Steve Blake dodał 20 oczek, w tym 5 trójek, okazując się drugą opcją w ataku drużyny.
Jeśli ktoś pyta jak się spisał Metta World Peace (Piece of missing shots) to trzeba odpowiedzieć trzyma fason, bo znów ceglił na potęgę (3/14).
Wszystko szło dobrze w szeregach Jeziorowców do trzeciej odsłony. Jednak bardzo skuteczna w defensywie oraz ofensywie kwarta wystarczyła Clippers do wygrania spotkania.
W niej szalał Blake Griffin (30pkt/7as/6zb) dostając solidny back-up od swoich kolegów. To wsparcie nadeszło od strony DeAndre Jordana (14pkt i 7zb), Mo Williamsa (16pkt) oraz Chrisa Paula (7pkt i 10as).
Clippers wygrali ten mecz w jednym ale jakże kluczowym aspekcie– mianowicie – strat. Aż 21 piłek zgubili Lakers. Clippers ledwie 6 (-15). Ta różnica zniwelowała choćby kolosalny dystans w walce o zbiórkę (44 do 27 dla Jeziorowców). Bilans dwumeczu 2:0 dla Czerwonych.