Chicago Bulls ponieśli swoją pierwszą porażkę w tym sezonie już podczas drugiego meczu. Ich katami okazali się Golden State Warriors, którzy nie pozostawili złudzeń, który zespół był lepszy.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Chicago Bulls | 1-1 | 22 | 19 | 20 | 30 | 91 |
Golden State Warriors | 1-1 | 30 | 27 | 21 | 21 | 99 |
Bulls w tym sezonie uważani są za jednego z faworytów nawet do końcowego zwycięstwa. W poniedziałek jednak musieli uznać wyższość Warriors, którzy z kolei pod wodzą Marka Jacksona marzą o powrocie do playoffs po pięciu latach przerwy. Dla byłego świetnego rozgrywającego była to pierwsza wygrana w jego trenerskiej przygodzie w NBA.
Do siódmej minuty toczyła się wyrównana walka punkt za punkt. Przez kolejnych kilka minut na przełomie pierwszej i drugiej kwarty nastąpił decydujący moment meczu. Warriors dowodzenie przez rozgrywających świetne spotkanie Monty Ellisa (26 pkt, 7 ast, 10-17 FG) i Stephena Curry’ego (21 pkt, 10 ast, 7 zb, 6 prz.) zanotowali run 25-7 i objęli prowadzenie 39-23. Ellis trafiał z dystansu, Curry idealnie podawał, a nawet wyśmiewany Kwame Brown (5 pkt, 6 zb, 4 prz) przyczynił się do punktowej serii swoimi przechwytami.
Bulls do przerwy nie potrafili w żaden sposób rozbić szczelnej jak nigdy defensywy Warriors. Gospodarze wymusili aż 14 strat Derricka Rose’a i spółki w pierwszej połowie. Słynący z twardej i przede wszystkim skutecznej obrony podopieczni Tima Thibodeau stracili w pierwszych 24 minutach aż 57 „oczek’, co w poprzednich rozgrywkach zdarzało się niezwykle rzadko.
Wydawało się, że Bulls po przerwie wyjdą zmotywowani i rzucą się na gospodarzy ze zdwojoną siłą. Tak się jednak nie stało, a przed ostatnią kwartą strata wzrosła jeszcze o jeden punkt. Nawet niektórzy z kibiców w Oakland przecierali oczy ze zdumienia, oglądając grę swoich ulubieńców. Dobrze wyglądała dalej obrona w wykonaniu podopiecznych Marka Jacksona. Co ważne, nie tylko gracze z pierwszej piątki mocno przykładali się do defensywy. Wchodzący z ławki Brown, Ekpe Udoh czy Brandon Rush idealnie wpasowywali się w danym momencie w drużynę i dodawali niezwykłej energii swojemu zespołowi. Po dwóch meczach preseason i dwóch sezonu regularnego już widać poprawę w porównaniu do ostatniego sezonu. Pamiętamy wszyscy czasy szalonej ofensywy pod wodzą Dona Nelsona i mecze ze 130-140 zdobytymi punktami. Jackson postanowił kontynuować to co zapoczątkował rok temu Keith Smart. Warriors przechodzą przemianę i mogą w rozgrywkach 2011/12 zaskoczyć niejeden team.
W ostatnich minutach meczu rozstrzelali się C.J. Watson i Kyle Korver, którzy w sumie trafili aż sześć rzutów za trzy. Po jednym z takich rzutów na 36 sekund przed końcem, Byki przegrywały tylko 91-97. Do końca pozostało jednak zbyt mało czasu żeby goście mogli marzyć o odrobieniu wszystkich strat.
Bulls wygrali walkę o zbiórki (47-36), ale stracili aż 20 piłek, z których Warriors zdobyli 22 punkty. Z 42 trafionych rzutów gości, tylko 16 było asystowanych, a fatalne spotkanie rozegrał Derrick Rose (13 pkt, 8 ast, 4-17 FG), który był bohaterem dzień wcześniej w spotkaniu przeciwko Lakers. Najlepszym strzelcem gości był Luol Deng rzucając 22 oczka.
Oakland to fatalne miejsce do gry dla Byków,w ostatnich 10.latach,goście triumfowali ledwie raz.zawiódł przede wszystkim Rose pudlujac dwa rzuty w finałowej minucie.min na pół minuty do końca air ball.choć po dwóch trojkach Korvera zrobiło się 5 oczek i była jeszcze watla nadzieja