Los Angeles Lakers przegrali już drugi mecz w obecnym sezonie. Tym razem podopieczni Mike’a Browna nie dali rady Sacramento Kings.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Los Angeles Lakers | 0-2 | 20 | 20 | 24 | 27 | 91 |
Sacramento Kings | 1-0 | 21 | 28 | 29 | 22 | 100 |
Tym spotkaniem Kings rozpoczynali 66. sezon NBA, natomiast Lakers polegli dzień wcześniej pechowo z Chicago Bulls. Mało kto się jednak spodziewał, że dalej osłabieni brakiem zawieszonego Andrew Bynuma Lakers, nie wygrają w Sacramento. Jeszcze przed pierwszym wznowieniem okazało się, że Pau Gasol będzie musiał wystąpić w ochraniaczu na zbity bark, który mocno ograniczał jego ruchomość. Młody zespół Kings pokazał swoje wszystkie atuty, a zwłaszcza świetną grę w ofensywie i wielką, młodzieńczą energię.
Decydujący dla losów spotkania był przełom drugiej i trzeciej kwarty, kiedy to gospodarze osiągnęli kilkunastopunktową przewagę. Po 24 minutach prowadzili 49-40, a aż 13 z nich zdobyli po szybkim ataku. Kings trafiali do tego momentu 52.6% rzutów z gry przy 36.4% Lakers.
Kiedy na początku trzeciej kwarty po trafieniach Pau Gasola (15 pkt, 9 zb.) oraz Dereka Fishera (6 pkt, 2 ast) za trzy, Lakers zniwelowali straty do pięciu punktów (56-61) i wydawało się, że wkraczają na dobry szlak. Jak się jednak okazało był to tylko chwilowy zryw.
Wynik dla miejscowych trzymali swoimi trafieniami John Salmons i Tyreke Evans. Najważniejsze rzuty oddawał jednak Marcus Thornton, który wyrasta na jednego z lepszych strzelców w lidze. Oddawał, ale i trafiał. PO trzech kwartach mieliśmy na tablicy wynik 78-64 dla Kings. Ostatni celny rzut w tej „ćwiartce” oddał DeMarcus Cousins, a Power Balance Pavilion wybuchła.
Ostatnia kwarta to wyścig z czasem Lakers. Zawodnicy Browna zaczęli twardo bronić i grać bardziej zespołowo w ataku. Przyniosło to natychmiastowe efekty w postaci zmniejszenia strat. Trafiali kolejno Gasol, Barnes i Metta World Peace, który rozegrał udane spotkania, jakby chciał udowodnić, że pogłoski o jego przedwczesnej, koszykarskiej śmierci są przesadzone. Jego dwa celne rzuty wolne doprowadziły do wyniku 89-87 dla gospodarzy.
To było jednak wszystko na co pozwolić sobie mogli Lakers. Natychmiast celną „trójką” popisał się Thornton, który w całym meczu zgromadził 27 punktów, trafiając 9 z 13 rzutów z gry. W końcówce, Kings skutecznie egzekwowali rzuty z linii i nie pozwolili sobie wyrwać wygranej.
Obok Thorntona, najskuteczniejszymi zawodnikami Kings byli: Tyreke Evans (20 pkt) i Salmons (13 pkt). 12 punktów i 11 zbiórek zanotował DeMarcus Cousins, z którym ciężkie boje toczyli wysocy gracze z Los Angeles. Właśnie punktów spod kosza zabrakło najbardziej drużynie Lakers. Nieobecność Bynuma nie ułatwia sprawy Mike’owi Brownowi, ponieważ jego potencjalny zastępca Troy Murphy (8 pkt, 8 zb.) o wiele chętniej niż w pomalowanym, szuka swojej pozycji na obwodzie. Mimo, że to goście wygrali walkę na tablicach (45-40) i wygarnęli aż 16 zbiórek na atakowanej desce, nie potrafili zdominować gry.
Kobe Bryant rzucił 29 punktów, ale potrzebował do tego aż 24 rzutów. Kobe oraz Derek Fisher na pewno będą odczuwać mecze rozgrywane dzień po dniu, a już jutro czeka ich kolejne spotkanie, tym razem przeciwko Jazz.
W drużynie Kings zadebiutował Jimmer Fredette. Jeden z najbardziej oczekiwanych debiutantów w tym roku, udowodnił, że ma bardzo duży potencjał i to wcale nie tylko strzelecki, jak mogliby myśleć niektórzy. W sumie w 26 minut na parkiecie, rzucił 6 punktów i rozdał 3 asysty.
Lakers trafili tylko 1 z 16 rzutów z dystansu i póki co ich gra wygląda naprawdę słabo. Zbyt wiele w niej indywidualizmu, za dużo nieprzemyślanych rzutów i brak siły pod koszem. W momencie, kiedy nie ma zbyt wiele czasu na trening, „Jeziorowcy” mogą mieć spore problemy z wygrywaniem w tym sezonie. Pierwszy raz od sezonu 2002/03 rozpoczęli zmagania od dwóch porażek na starcie.
Po tym meczu, widać wyraźnie osamotnienie Bryanta. Gasol nie potrafi wziąść ciężaru gry na siebie. Derek Fisher niech lepiej zajmie się związkami zawodowymi, bo strzępił język jak mało kto a na boisku, niestety ogrywają go zawodnicy bez doświadczenia- ogrywają jak dziecko. Jeśli LA nie sprowadzą kogoś, kto będzie w stanie odciążyć Bryanta, nie zobaczymy jeziorowców nawet w finale konferencji.